Ministerstwo uznało, że wpis do ewidencji przedsiębiorców ma charakter konstytutywny. Czyli przedsiębiorcy, których nie ma w CEIDG, mogą unikać składek
W połowie września na łamach DGP opublikowaliśmy tekst pt. „Brak wpisu chroni firmy przed ZUS”. Wywołał on burzę zarówno w samym Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych (jego prezes w trybie pilnym powołała specjalny ekspercki komitet ds. interpretacji), jak i resorcie rodziny. Obiecano, że sprawa zostanie gruntownie sprawdzona. Resort przez trzy miesiące analizował regulacje i w końcu postanowił, że... nic w nich nie zmieni. Taką decyzją zaskoczeni są nawet członkowie Rady Nadzorczej ZUS.

Sprzeczność z ustawą

Przypomnijmy, w czym rzecz. Otóż art. 14 ustawy o swobodzie działalności gospodarczej (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 584 ze zm.) mówi, że przedsiębiorca może podjąć działalność gospodarczą już w dniu złożenia wniosku o wpis do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej albo po uzyskaniu wpisu do rejestru przedsiębiorców w Krajowym Rejestrze Sądowym.
W ocenie resortu rodziny przepis ten przesądza o tym, że prowadzący działalność pozarolniczą zaczyna podlegać ubezpieczeniom społecznym dopiero po dokonaniu wpisu do CEIDG lub KRS. Tyle że grzywna za brak wpisu jest stosunkowo niewielka i wynosi maksymalnie 5 tys. zł. W efekcie bardziej opłaca się nie zarejestrować biznesu i nie opłacać składek (a później ewentualnie zapłacić karę) niż postąpić zgodnie z ustawowym obowiązkiem.
Reklama
– Stosowana interpretacja stoi w sprzeczności z przepisami ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych – uważa Łukasz Kozłowski, członek Rady Nadzorczej ZUS i ekspert Pracodawców RP. Przypomina, że żaden artykuł dotyczący obowiązku ubezpieczeniowego nie odnosi się do wpisu w CEIDG czy KRS jako elementu kreującego. W ustawie jest mowa po prostu o prowadzeniu i wykonywaniu działalności gospodarczej. – Czyli nie ma znaczenia to, czy ktoś ma wpis do rejestru, czy też nie. Wystarczy, że realnie wykonuje działalność. Wtedy przecież jest narażony na wskazane przez ustawodawcę ryzyka ubezpieczeniowe – argumentuje Kozłowski.

Praktyczne walory

Zarówno resort rodziny, jak i ZUS przyznają, że należałoby przyjąć, iż wpis do rejestru nie jest kluczowy. Zresztą już w 2010 r. Sąd Najwyższy stwierdził, że stanowi on jedynie podstawę do legalizacji działalności. Nie można natomiast utożsamiać go z realnie występującymi konsekwencjami rozpoczęcia działalności (sygn. akt IV CSK 371/09).
Sęk w tym, że stosowanie interpretacji bazującej na newralgiczności wpisu upraszcza wiele kwestii. – Łatwo można wyobrazić sobie sytuację, gdy ktoś jest niezarejestrowany (co nie zostało wykryte), ulega wypadkowi i wówczas zgłasza się po świadczenie – wskazuje jeden z wysoko postawionych w resorcie urzędników. Natomiast jeśli z góry założymy, że ktoś niezarejestrowany nie ma żadnych praw do świadczeń – taki kłopot znika.
Kolejna problematyczna rzecz to kontrola wykonywania działalności. – ZUS w praktyce nie ma możliwości weryfikowania, czy ktoś nieposiadający wpisu prowadzi biznes. To zadanie dla innych organów administracji. One powinny przymusić do uzyskania wpisu, a wówczas obowiązek ubezpieczeniowy powstanie. A wtedy ZUS dopilnuje, aby został spełniony – słyszymy.

Sprawa dla rady

Co interesujące, w analogicznej sytuacji (czyli gdy ktoś nie posiada wpisu, a prowadzi interesy) fiskus postępuje zupełnie inaczej niż ZUS. Uznaje, że obowiązek podatkowy istnieje od momentu realnego rozpoczęcia działalności. To zaś oznacza, że obie instytucje zupełnie inaczej podchodzą do art. 14 ustawy o swobodzie działalności gospodarczej.
– I to jest duży kłopot. Rozumiem racje przemawiające za obydwoma rozwiązaniami, ale niedopuszczalne jest, by w zależności od urzędnika stosującego prawo było ono różnie interpretowane – komentuje dr Wojciech Nagel, członek Rady Nadzorczej ZUS i ekspert BCC. – W ostatnim czasie dużo mówi się o jednolitej daninie. Ale zanim się ją wprowadzi, należy wypracować jednolite reguły postępowania przez poszczególne urzędy – dodaje.
Łukasz Kozłowski zaś zapewnia, że stanowiska resortu rodziny nie można traktować jako zamykającego temat, gdyż sprawa jest zbyt poważna. Trudno przejść do porządku dziennego nad tym, że w ciągu 12 lat stosowania interpretacji potwierdzonej właśnie przez MRPiPS do budżetu państwa nie trafiło ok. 10 mld zł.