W 2015 roku wskaźnik urodzin w Niemczech wzrósł do 1,5 na jedną kobietę i jest najwyższy od 33 lat. Jednak wśród Niemek wskaźnik ten wynosi tylko 1,4. Dla kobiet mieszkających w Niemczech, ale urodzonych za granicą wynosi aż 1,9. Czyli to właśnie imigrantki odpowiadają za baby boom.

- Tu jest o wiele łatwiej żyć, mieć rodzinę i rodzić dzieci - mówi Basima Shhadat, która urodziła córkę w Monachium w 2015 roku. W Niemczech mieszka od roku, przybyła tutaj wraz z mężem i pięcioma synami. Czterech innych synów zginęło w Syrii. – Moje dzieci mogą tu żyć. Tu nie ma bomb – dodaje Basima.

Rosnący wskaźnik jest dobrą wiadomością dla Niemiec, które ma najniższy przyrost naturalny na świecie. Podobne zjawisko występuje w wielu krajach rozwiniętych. Pokolenie milenialsów musi rodzić dzieci, aby uzupełnić szeregi pracowników, którzy będą w przyszłości finansowali emerytury i opiekę zdrowotną dla obecnych pracowników. Imigranci są zazwyczaj w wieku rozrodczym. Mają zdecydowanie więcej potomstwa niż obywatele krajów do których przyjechali.

W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania z których wynikło, że imigranci odpowiadają za 23 proc. nowo urodzonych dzieci, chociaż sami stanowią tylko 14 proc. populacji. Gdyby nie wzrost urodzeń wśród imigrantek, to liczba urodzeń w USA spadłaby do poziomu z lat 70.

Reklama

Niemcy mają największą populację imigrantów w Europie, w tym 3 miliony z tureckimi korzeniami. W kraju brakuje nadal niemowląt, aby zażegnać groźbę spadku populacji. Niedawny napływ uchodźców może w tym pomóc. Większość z ich pochodzi z Afganistanu i Syrii, gdzie średnia wielkość rodziny przekracza europejskie wzorce.

Czy boom będzie trwał dłużej? Imigranci w drugim pokoleniu mają tendencję do przyjmowania zwyczajów rozrodczych panujących w kraju do którego przyjechali. Wskaźnik urodzeń wśród kobiet pochodzenia meksykańskiego urodzonych w Stanach Zjednoczonych spadł o 26 proc. w ciągu ostatniej dekady. Został skompensowany przez napływ nowych imigrantów z Azji, Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy mają więcej dzieci. Nasuwa się pytanie, jak zmieni się sytuacja pod wpływem wyboru Donalda Trumpa na prezydenta.

Jednak Reiner Klingholz, szef Berlińskiego Instytutu Ludności i Rozwoju, twierdzi, że Niemcy nie powinny polegać na imigracji, jako sposobowi zapobiegania spadkowi populacji. Ważniejsza jest polityka prorodzinna – hojny urlop rodzicielski i pomoc finansowa państwa.