„Już prawie półtora miesiąca od końca świąt i wciąż mamy prąd” - cieszy się Dipen, właściciel knajpy Grasshoppers na placu Basantapur w starej części Katmandu. „Nagle nie muszę używać generatora prądu i wydawać pieniędzy na ropę” - dodaje.

Normalnie o tej porze roku w Katmandu nie ma elektryczności nawet piętnaście godzin dziennie. Tuż po trwających kilka tygodni świętach Daśain i Tihar, które w Nepalu są tak samo ważne jak Boże Narodzenie w Polsce, państwowy dystrybutor prądu zawsze ogłaszał przerwy w dostawach prądu.

Miasto podzielone było na siedem stref elektryczności i gdy w jednej zapalały się światła, w sąsiedniej gasły. „Rytm dnia regulowała nam rozpiska prądu” - Gagan, trzydziestolatek z ulicy Maru Tole, opowiada, jak trzeba było pamiętać, żeby wstać rano i włączyć pompę z wodą przed odcięciem prądu. „Inaczej człowiek nie miał wody w zbiorniku na prysznic przez wiele godzin” - śmieje się.

„Moi robotnicy często mieli przez to fajrant” - dodaje Gagan, który własnymi środkami buduje nowy hostel w pobliżu starego pałacu królewskiego. „Nawet jeśli w rozpisce miał być prąd, to mogło go nagle zabraknąć. Człowiek tylko tracił pieniądze i nerwy” - opowiada.

Reklama

Kiedy gasło światło, po kilkunastu sekundach odzywały się generatory prądu, a okolicę wypełniał swąd spalin. Nepalska Federacja Izb Gospodarczych szacuje, że aż 95 proc. hoteli, fabryk i szpitali ma generatory na ropę. W czasie przerw w zasilaniu ich koszty rosły o jedną trzecią.

„Można powiedzieć, że przyzwyczailiśmy się do takiego życia przy świeczkach” - ocenia Dipen. „Gdy nie odcięto nam prądu, nie wiedzieliśmy co się stało. To niemal cud” - dodaje Gagan. Obaj mówią, że nie wierzyli gazetom, które podały informację o końcu problemów z prądem. Te trwały od ponad dekady.

Za cudem stoi nowy szef narodowego dystrybutora prądu NEA, Kulman Ghisling. „Odkryłem, że przerwy w zasilaniu zależą od tego, jak NEA ustala priorytety. Zdecydowałem, że priorytetem dla NEA będzie elektryczność dla ludzi kosztem skrócenia o kilka godzin dostaw do stref przemysłowych, które wcześniej miały prąd okrągłą dobę” - mówił w wywiadzie dla tygodnika "Nepali Times". Ghisling jednocześnie zaczął lepiej zarządzać produkcją i naprawił zniszczone transformatory.

"Nepali Times" sprawdził, co oznaczało lepsze zarządzanie. Według gazety nowy menedżer przeprowadził czystkę w NEA i ukrócił korupcję w państwowym monopoliście.

Informatorzy gazety opowiadają, że proceder zaczął się w 2006 roku, gdy po raz pierwszy ogłoszono rozpiskę niedoborów prądu. Tamtej zimy nie było elektryczności przez siedemnaście godzin na dobę. W ten sposób z łatwością można było wymusić na firmach łapówki za włączenie na listę uprzywilejowanych odbiorców.

„To była tak naprawdę publiczna tajemnica” - komentuje dla PAP Nirjal Pokharel, jeden z właścicieli firmy konsultingowej Square One z Katmandu, która badała rynek małych elektrowni wodnych. „Bez przyzwolenia polityków nie byłoby tej rewolucji” - dodaje.

Zdaniem Shrejaany Shresthy z "Nepali Times" nowy minister energii dostał zielone światło od nowego premiera, by ukrócić proceder. Taki ruch miał poprawić notowania partii, która przecież od 2006 roku była u władzy już dwukrotnie.

Kulman Ghisling z miejsca stał się bardzo popularny w Katmandu. Jednocześnie zyskał wrogów. Związki zawodowe w NEA próbują teraz doprowadzić do zwolnienia szefa, a rada nadzorcza blokuje nowe projekty elektrowni wodnych.

W rankingu Transparency International, organizacji badającej korupcję, Nepal jest na 130 miejscu spośród 186 krajów świata.

„Musimy płacić łapówki niemal wszędzie. W urzędach, szpitalach, wszędzie wymuszają od nas pieniądze” - zżyma się Gagan i opowiada, że przed każdym urzędem stoi grupa pośredników, którzy za dodatkową opłatą przyśpieszą każdą sprawę.

„Musiałem zapłacić łapówkę za wydanie aktu urodzenia, żeby się ożenić. Najpierw celowo zrobili błąd w moich dokumentach, potem powiedzieli, że mam czekać dwa tygodnie” - opowiada dwudziestoośmioletni Sudan.

Wszystko działo się w jego rodzinnej miejscowości we wschodnim Nepalu. Sudan tłumaczy, że nie miał czasu kłócić się z urzędnikiem o to, że dokument przysługuje mu od ręki za symboliczną opłatę skarbową. Następnego dnia miał autobus powrotny do Katmandu. Tam czekała wynajęta sala, zespół i przyszła żona z całą rodziną. Ślub wyznaczony przez astrologa miał się odbyć kilka dni później.

„Często ludzie nie znają swoich praw i zmusza się ich do płacenia. Na przykład za usługi medyczne, które według nepalskiego prawa przysługują im za darmo” - mówi PAP Sumana Shrestha z grupy obywatelskiej Medication For Nepal.

Sumana odkryła, że w publicznych placówkach, zwłaszcza poza Katmandu, pracownicy służby zdrowia nie informują pacjentów o darmowych lekach lub leczeniu. „To dotyczy np. najbiedniejszych, kobiet w ciąży, chorych na raka” - dodaje i mówi, że aktywiści prowadzą teraz kampanię informacyjną w wioskach.

„Nie wszędzie płaci się łapówki” - zauważa z kolei Dipen. „Nikt już nie jeździ w Katmandu po pijaku, bo po ósmej wieczorem wszędzie są kontrole. Drogówka nikomu nie odpuszcza” - podkreśla i dodaje, że jeszcze kilka lat temu jazda pod wpływem alkoholu była czymś normalnym.

„Pewnie, że to lepiej. Trzeba się było przystosować i jest bezpieczniej” - Gagan i Dipen są zgodni.

Z Katmandu Paweł Skawiński (PAP)