Raport Białego Domu, który omawia "Washington Post", sugeruje między innymi, że w celu zrównoważenia dobrodziejstw płynących z postępu technologicznego z niekorzystnymi trendami ma rynku pracy należy zwiększyć dostęp do edukacji technicznej. Niezbędna jest zarazem większa pomoc finansowa dla ludzi, którzy stracili zatrudnienie.

Są to zalecenie, których nie wcieli już w życie ustępujący rząd. Dokument, jak podkreśla „WP”, został ogłoszony na niespełna miesiąc przed zaprzysiężeniem Donalda Trumpa, które nastąpi 20 stycznia.

Nacisk na kształcenie osób z najuboższych warstw społecznych i obniżanie kosztów nauki nie należy jednak do priorytetów Republikanów, którzy wygrali wybory prezydenckie i utrzymali większość w Kongresie. Mało prawdopodobne jest też wprowadzenie w życie postulatu o potrzebie podniesienia świadczeń dla bezrobotnych, w związku ze znikaniem miejsc pracy na skutek automatyzacji i robotyzacji. Kontrolujący Izbę Reprezentantów i Senat politycy Partii Republikańskiej (GOP) zamierzają okroić tego rodzaju wydatki.

Raport Białego Domu prognozuje, że zmiany związane wykorzystaniem sztucznej inteligencji, komputeryzacją i robotyzacją będą najszybciej następowały w sektorze transportowym oraz rolnictwie. Negatywnych skutków doświadczą przede wszystkim pracownicy o zarobkach poniżej 20 dolarów za godzinę i ludzie, którzy nie skończyli szkoły średniej.

Reklama

Według raportu nowoczesne technologie i rozwój sztucznej inteligencji przyczynią się do zwiększenia wydajności pracy; roboty zastępujące człowieka stają się bowiem coraz szybsze i sprawniejsze.

Nie przeoczył tego szef holdingu CKE Restaurants Andrew Puzder desygnowany przez Donalda Trumpa na ministra pracy. Traktuje on inteligentne maszyny jako sposób na obniżanie wydatków firm związanych ze wzrostem płac i kosztów opieki zdrowotnej. Jak mawia, roboty wymagają konserwacji i czasami się psują, ale łatwiej nimi zarządzać niż ludźmi, a poza tym nie stwarzają problemów natury prawnej.

"Są zawsze uprzejme, namawiają klientów do kupna dodatkowych rzeczy, nigdy nie biorą urlopu, nigdy nie pojawiają się za późno, nigdy nie ma obawy, że się poślizną czy przewrócą albo będą pozywać (do sądu) za dyskryminację ze względu na wiek, płeć czy na tle rasowym” – wyjaśnił Puzder w wywiadzie dla magazynu "Bussines Insider". On sam wprowadził roboty do Hardee's - sieci restauracji typu fast food.

Trump prowadził kampanię wyborczą pod hasłami pomocy w tworzeniu miejsc pracy dla Amerykanów. Podkreślał też, że automatyzacja przyśpiesza redukcję zatrudnienia w niektórych obszarach. Nie przeszkodziło mu to powołać Puzdera na kluczowe stanowisko w swym gabinecie.

Nowojorski miliarder obiecywał w kampanii wyborczej deportację nielegalnych imigrantów i powrót stanowisk przenoszonych w ramach globalizacji za granicę. Mniej koncentrował się na tym, że wielu pracowników, także w sektorze wytwórczym, zastępują nowoczesne urządzenia. Jak podkreślają teraz amerykańskie media, nowy prezydent może walczyć skutecznie z nielegalną imigracją, ale wątpliwe jest, czy powstrzyma proces udoskonalania robotów.

Zdaniem Darrella Westa, dyrektora Centrum Innowacji Technologicznej w ośrodku Brookings Institution, automatyzacja procesów produkcji czy usług będzie postępować niezależnie od tego, czy nowa administracja USA zachowa dotychczasową stawkę płacy minimalnej. Roboty będą coraz tańsze w eksploatacji.

Boston Consulting Group przewiduje, że do roku 2025 koszty operacyjne robota-spawacza spadną poniżej dwóch dolarów za godzinę. Wynagrodzenie spawacza wynosi dzisiaj w USA 25 dolarów za godzinę.

Maszyny uczą się coraz lepiej wykonywania nowych zadań. Sprzęt oparty na sztucznej inteligencji zastępuje pracowników na przykład w centrach obsługi telefonicznej, na lotniskach i w sklepach.

Na sytuację na rynku pracy wpłynie też wprowadzanie autonomicznych samochodów. Według zrzeszenia związków zawodowych transportowców American Trucking Associations w USA w 2010 roku około 3 mln osób pracowało jako kierowcy ciężarówek, a 6,8 mln pracowników zajmowało stanowiska związane z prowadzeniem działalności przewozowej, także przy produkcji ciężarówek i ich obsłudze. W sumie jeden na 15 pracowników w USA był zatrudniony w branży związanej z sektorem transportu samochodowego. Około 300 tys. osób, według danych resortu pracy, pracuje jako taksówkarze i kierowcy. Wkrótce wielu z nich może stracić zatrudnienie.

Co więcej, według badania firmy software'owej Intuit do 2020 roku około 40 proc. osób pracujących zostanie niezależnymi zleceniobiorcami, pracownikami tymczasowymi lub przedsiębiorcami działającymi na własny rachunek. Stałe etaty staną się jeszcze rzadszą formą zatrudnienia niż dzisiaj.

Dla około 60 milionów Amerykanów będzie to oznaczać na przykład brak wynagrodzenia w trakcie choroby, brak ubezpieczenia zdrowotnego oferowanego przez pracodawcę i brak innych świadczeń.

W ciągu następnej dekady - przestrzegają amerykańskie media - technologia zdziesiątkuje miejsca pracy w wielu zawodach. Ludzie najgorzej wykształceni, nawet jeśli nie staną się bezrobotni, będą mogli liczyć na pracę mniej płatną niż obecnie i okrojoną ze świadczeń. Za najbardziej bezpieczne miejsca pracy uznaje się teraz przede wszystkim stanowiska wymagające wysokiego poziomu kreatywności, myślenia analitycznego i dobrej komunikacji interpersonalnej.