Dotychczas media informowały, że zamachowiec dysponował sześcioma fałszywymi dokumentami tożsamości na różne nazwiska.

Szef regionalnego LKA Dieter Schuermann zrelacjonował deputowanym komisji spraw wewnętrznych w landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii w Duesseldorfie, jakie działania podejmowały służby bezpieczeństwa, by udowodnić, że Amri przygotowywał zamach terrorystyczny.

Jak podkreślił, żadnej z państwowych służb, zarówno na poziomie krajów związkowych, jak i federalnym, nie udało się zgromadzić wystarczających dowodów na winę Amriego, by sąd uznał, że zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa. Śledczy "wyczerpali wszelkie prawne możliwości, by zapobiec potencjalnym zagrożeniom" - dodał Schuermann.

Sprawą Tunezyjczyka, który do Niemiec przybył w połowie 2015 roku i złożył w tym kraju odrzucony później wniosek o azyl, zajmował się urząd ds. cudzoziemców w Nadrenii Północnej-Westfalii, jednak mężczyzna podróżował po całych Niemczech.

Reklama

Na posiedzeniu komisji wypowiadał się również przedstawiciel landowego MSW Burkhard Schnieder. W przypadku Amriego władze nie widziały możliwości umieszczenia go w areszcie do czasu wydalenia z kraju; taką opcję odrzuciło Wspólne Centrum Obrony przed Terroryzmem (GTAZ), łączące struktury na poziomie landów i federalnym - powiedział.

Schnieder dodał, że w tym celu należałoby przedstawić "dające się obronić w sądzie" dowody na to, że po odrzuceniu jego wniosku azylowego Amri stanowi konkretne zagrożenie dla bezpieczeństwa, to jednak, w ocenie służb bezpieczeństwa, nie było wówczas możliwe.

Według Schniedera nie powiodły się wszystkie próby deportowania Amriego do Tunezji; główny problem stanowiła postawa władz Tunezji, które miesiącami odmawiały uznania Amriego za swojego obywatela - powiedział Schnieder. Przypomniał, że dokumenty pozwalające na deportację Amriego strona tunezyjska przekazała władzom Nadrenii Północnej-Westfalii dopiero na kilka dni przed zamachem.

Amri wjechał 19 grudnia porwaną polską ciężarówką w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. Zastrzelił polskiego kierowcę i zabił jedenastu uczestników jarmarku. Ponad 50 osób zostało rannych. Cztery dni później zamachowca zastrzelili niedaleko Mediolanu włoscy policjanci. (PAP)