"Wszyscy wiemy, że sektor usługowy nie jest ujednolicony. Nie ma jednolitego rynku. W dziedzinie towarów rynek unijny funkcjonuje w 70-80 proc., natomiast w sferze usług w 30-40 proc. Taka sytuacja powoduje ogromne szkody w gospodarce. Jeśli nie otworzymy rynku usług, dojdzie do stagnacji" - powiedziała na wtorkowej konferencji prasowej komisarz UE ds. rynku wewnętrznego Elżbieta Bieńkowska.

Dlatego KE zaproponowała narzędzia, które mają poprawić sytuację. Pierwszym z nich ma być wprowadzenie nowej e-karty usług. Ma to być uproszczona procedura elektroniczna, która ułatwi przedsiębiorcom oferującym usługi biznesowe (np. firmom inżynieryjnym, konsultantom IT, organizatorom targów) oraz firmom budowlanym dopełnienie formalności wymaganych do świadczenia usług za granicą.

Dzięki temu usługodawcy mają mieć możliwość załatwienia wszelkich potrzebnych formalności w jednym punkcie kontaktowym we własnym kraju i we własnym języku. Takie "jedno okienko", które umożliwi działalność na całym rynku UE, ma zajmować się sprawdzaniem niezbędnych danych i przekazywaniem ich do przyjmującego państwa członkowskiego UE.

"Państwa członkowskie już 10 lat temu zdecydowały, że ułatwią świadczenie usług na wspólnym rynku. Minęło 10 lat i nadal 83 proc. naszych firm uważa, że procedury administracyjne, utrudnienia biurokratyczne są główną przeszkodą w świadczeniu usług za granicą" - przypominała Bieńkowska.

Reklama

Z badań KE wynika, że 45 proc. ankietowanych postrzega barierę językową jako problem w świadczeniu usług w innym kraju UE. Ułatwiając obejście tego problemu Bruksela nie zamierza "rozmiękczać" krajowych przepisów, czy wymogów, które same w sobie też stanowią ograniczenia dla firm chcących działać w innych krajach.

Tak jak dotychczas państwo przyjmujące usługodawcę zachowa prawo do stosowania swoich wymogów regulacyjnych i podjęcia decyzji, czy dane przedsiębiorstwo może świadczyć usługi na jego terytorium, czy nie. Obawy w tej sprawie pochodzą głównie z zachodnich państw unijnych, które boją się, że zbyt szerokie otwarcie drzwi dla tańszych usługodawców ze wschodniej części Europy zaszkodzi miejscom pracy w części zachodniej UE.

"Nie mówimy państwom członkowskim, w jaki sposób powinny regulować zawody. To nadal pozostaje prerogatywa krajową" - zapewniała Bieńkowska. "Propozycja nie zmieni reguł państwa przyjmującego. Wnioskodawca musi spełniać wszystkie kryteria" - wtórował jej wiceszef KE ds. miejsc pracy, inwestycji i konkurencyjności Jyrki Katainen. Pakiet nie ma wpływu na przepisy socjalne dotyczące pracowników delegowanych.

Innym narzędziem, które ma poprawić działanie jednolitego rynku w obszarze usług ma być przeprowadzana przez KE ocena proporcjonalności krajowych przepisów dotyczących usług świadczonych w ramach wolnych zawodów. Z szacunków KE wynika, że około 50 milionów, czyli 22 proc. pracowników w UE, wykonuje zawód, do którego dostęp jest uzależniony od posiadania udokumentowanych kwalifikacji lub do którego wykonywania potrzebny jest określony prawem tytuł, np. zawody farmaceuty lub architekta.

O ile w wielu przypadkach regulacje są uzasadnione, to w ocenie urzędników z Brukseli jest wiele przykładów pokazujących, że przepisy są niepotrzebnie uciążliwe i przestarzałe. W efekcie mogą utrudniać wykwalifikowanym kandydatom dostęp do zawodów. Pragnące zachować anonimowość źródło w KE jako przykład podało np. zawód doradcy prawnego. W wielu krajach, aby móc udzielać porad prawnych konieczne jest zdanie egzaminów zawodowych, tymczasem w ocenie KE do świadczenia pewnego rodzaju porad prawnych nie jest to niezbędne.

Problem w tym, że UE nie reguluje ani nie dereguluje zawodów, bo kwestia ta jest w kompetencjach państw członkowskich. Już teraz obowiązujące regulacje unijne przewidują jednak, że państwo członkowskie musi udowodnić, iż nowe krajowe przepisy dotyczące wykonywania zawodów są "niezbędne i wyważone". Teraz KE chce wprowadzić "test proporcjonalności", który trzeba będzie przeprowadzić przed przyjęciem lub zmianą regulacji.

"Zastanawiamy się, czy rzeczywiście potrzebujemy ponad 5,5 tys. uregulowanych zawodów w UE" - mówiła Bieńkowska.

Państwa członkowskie powiadamiają już teraz KE o tych przepisach, ale większość robi to już po ich wprowadzeniu. Tymczasem Bruksela chciałaby wiedzieć o propozycjach już na etapie projektów, żeby móc w razie potrzeby interweniować.

KE przedstawiła też wytyczne dla państw członkowskich dotyczące reform odnośnie regulacji zawodów. W tym kontekście pokazano m.in. przykład Polski jako kraju, który dzięki otwarciu rynku usług poprawił sytuację konsumentów i pracowników. Wtorkowe propozycje odnoszą się do regulacji zawodów o dużym potencjale wzrostu gospodarczego i zatrudnienia, takich jak architekci, inżynierowie, prawnicy, księgowi, rzecznicy patentowi, agenci nieruchomości i przewodnicy turystyczni.

Chociaż usługi to dwie trzecie gospodarki UE i około 90 proc. miejsc pracy, w ocenie KE sektor ten nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału, a jego wzrost jest zbyt niski. "Powinniśmy zmienić podejście do jednolitego rynku usług. Staromodny sposób myślenia sprowadza się do obaw, że przybędą jacyś cudzoziemcy, zaoferują tańsze usługi, a przedsiębiorcy będą chcieli obejść przepisy państwa przyjmującego. Powinniśmy zapomnieć o tego typu podejściu, bo usługi są ściśle powiązane z produkcją przemysłową, więc w przyszłości będą odgrywać większą rolę również w skali globalnej. UE powinna być miejscem, gdzie usługi mogą być świadczone transgranicznie" - oświadczył Katainen.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)