"USA nie powinny stosować tortur; Rosja stanowi zagrożenie; mur na granicy z Meksykiem nie byłby skuteczny (w powstrzymaniu imigrantów); ogólny zakaz wjazdu do USA dla muzułmanów byłby błędem; zmiany klimatyczne to zagrożenie - wszystkie te oświadczenia stoją w sprzeczności z najważniejszymi deklaracjami prezydenta elekta Donalda Trumpa (...). To także słowa osób, które nominował na najwyższe stanowiska w kraju" - podkreśla w artykule "New York Times".

W pierwszym tygodniu przesłuchań przed komisjami Kongresu nominowani na członków przyszłego gabinetu zerwali z niemal wszystkimi pomysłami Trumpa plasującymi go poza klasyczną doktryną polityczną Republikanów, zwłaszcza w kwestii bezpieczeństwa narodowego - dodaje dziennik.

Sean Spicer, który będzie rzecznikiem Białego Domu, skomentował te rozbieżności, mówiąc, że prezydent elekt przy wyborze przyszłych współpracowników brał pod uwagę ich kompetencje, a nie zdolność do naśladowania stanowiska samego Trumpa. "NYT" zauważa jednak, że Spicer zasugerował jednocześnie, iż ostatnie słowo w kwestiach politycznych i tak będzie należało do Trumpa, mówiąc, że "ostatecznie każdy z nich i tak będzie realizował zadania wytyczone przez Trumpa oraz jego wizję".

Amerykański dziennik cytuje opinię republikańskiej senator z Maine Susan Collins, według której rozbieżne stanowiska przyszłego prezydenta i przedstawicieli jego administracji jest nietypowe i może sugerować, że "Trump chce mieć doradców, którzy będą mu prezentowali różne punkty widzenia". "To byłoby bardzo zdrowe - zauważa - ale może też wysyłać sprzeczne sygnały naszym sojusznikom i wrogom".

Reklama

Z kolei w opinii demokratycznego senatora z Nowego Jorku Chucka Schumera ostatnie wydarzenia świadczą o tym, że "liczni nominaci próbują uciekać od skrajnych propozycji prezydenta elekta, by pokazać opinii publicznej, że oni są rozsądni".

"New York Times" zauważa przy tym, że w wielu przypadkach osoby nominowane do przyszłej administracji od dawna sprawują urzędy publiczne i obecnie powtarzają swoje od dawna deklarowane poglądy, i "sam zespół Trumpa ds. objęcia władzy zdaje sobie sprawę, że najbardziej nieortodoksyjne i wojownicze pomysły prezydenta elekta pomogły mu w populistycznej kampanii w wyborach prezydenckich, ale nie spodobają się wielu członkom Senatu, w tym Republikanom".

Także "Washington Post" zauważa w piątkowym artykule, że wynikłe podczas przesłuchań w Kongresie różnice w poglądach między Trumpem a jego przyszłą administracją mogą zapowiadać "zderzenie się Trumpa z rzeczywistością". "Możliwe, że efekciarstwo i niezważanie na obowiązujące normy (...) od początku prowadziły do kolizji z praktycznymi i prawnymi ograniczeniami rządzenia" - dodaje dziennik. Podkreśla jednak, że zdaniem części ekspertów styl rządzenia Trumpa pozostaje wciąż wielką niewiadomą.

Cytowana przez "WP" Elaine Kamarck z think tanku Center for Effective Public Management wskazuje, że publiczne niezgadzanie się nominatów do administracji z przyszłym prezydentem jest "niezwykle nietypowe". "Prezydent i jego zespół ds. objęcia władzy powinni w pierwszej kolejności spotkać się z członkami przyszłego gabinetu, by zapewnić, że nie wystąpią żadne niezgodności" - dodaje Kamarck.

Według "WP" jest możliwe, że na tydzień przed objęciem władzy przez nowego prezydenta i jego rząd nominaci nie omówili jeszcze różnic w stanowiskach. Podczas przesłuchań w Kongresie nominaci potwierdzili, że nie odbyli jeszcze szczegółowych rozmów z Trumpem o najważniejszych kwestiach, jakimi będą zajmować się podlegające im resorty i urzędy.

Dziennik wskazuje dwie ważne niewiadome: czy "członkowie gabinetu Trumpa zdołają przekonać go do złagodzenia najbardziej radykalnych deklaracji z kampanii wyborczej" oraz jak będzie układała się współpraca nominowanych członków rządu z ważnymi przedstawicielami sztabu Białego Domu, którzy głosili zupełnie różne poglądy.

>>> Czytaj też: Przyszły minister obrony USA: Musimy iść na konfrontację z Rosją w razie sprzeczności interesów