Kanclerz Angela Merkel nie ma zamiaru przyznać się do błędu w kwestii prowadzonej przez własny rząd polityki imigracyjnej - donosi w środę w korespondencji z Hamburga "Gazeta Polska Codziennie".

(Merkel) ciągle broni swoich decyzji związanych z zapraszaniem do Europy wszystkich uchodźców i nadal powtarza credo "Wir schaffen das!" (damy radę). Zdrowy rozsądek podpowiada jej jednak, że należy wdrożyć korekty w polityce otwartych drzwi.

W ostatnich dniach Merkel zaproponowała m.in. konieczność wprowadzenia łatwiejszego i sprawniejszego odsyłania imigrantów do krajów ich zamieszkania lub do tych, z których przybyli do Niemiec. Rząd w Berlinie ani słowem nie wspomina jednak, kto ponosi odpowiedzialność za niekontrolowany napływ do Europy setek tysięcy ludzi w ostatnich kilkudziesięciu miesiącach. - Każdy, kto jest w Niemczech legalnie, będzie chroniony. Reszta będzie musiała wyjechać - zapowiedziała kanclerz.

Co ciekawe, nawet sprzyjające niemieckiemu rządowi mainstreamowe media zauważyły, że wdrożenie takiego planu nie będzie proste.

Jak informuje federalne MSW, w ub.r. z Niemiec udało się deportować jedynie 368 osób z ogólnej liczby 8363, którym odmówiono azylu. Jest wiele powodów, które w praktyce uniemożliwiają odesłanie uchodźcy.

Reklama

>>> Czytaj też: Wolta w polskiej polityce migracyjnej. Rząd zaprasza przybyszów ze Wschodu