Od kilku lat polskie spółki technologiczne nie schodzą z podium na liście intratnych inwestycji w oczach polskich inwestorów. Wielu z nich coraz częściej stawia bardzo ważne pytanie: czy aby na pewno polskie wehikuły technologiczne nie są przewartościowane i jaki zysk przyniosą w dłuższej perspektywie?

Bywa, że akcje tych spółek notują niecodzienne wzrosty. Co ciekawe według badań i raportów polskie firmy technologiczne rozwijają się najdynamiczniej w regionie. Trend ten dodatkowo napędzają takie wydarzenia jak choćby ostatnia decyzja Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, które zdecydowało o doinwestowaniu dynamicznego rozwoju branży gier wideo. Wielu inwestorów coraz częściej stawia bardzo ważne pytanie: czy aby na pewno polskie wehikuły technologiczne nie są przewartościowane i jaki zysk przyniosą w dłuższej perspektywie? Warto też zadać sobie pytanie, czy Państwo powinno inwestować pieniądze podatników w zdecydowanie przewartościowany sektor producentów gier komputerowych i czy sektor ten faktycznie jest innowacyjny?

Oprogramowanie towarzyszy ludziom na co dzień już od kilkudziesięciu lat i ciężko wciąż traktować je jako innowacje, nawet jeśli służy rozrywce. Osobiście dzielę innowacje na technologiczne, procesowe oraz organizacyjne, marketingowe. Są jeszcze finansowe (niewarte uwagi) i naukowe, które można zaliczyć do tej pierwszej kategorii. Branża gier komputerowych w Polsce nie ma cech innowacyjności, natomiast korzysta z arbitrażu na koszcie pracy wykwalifikowanej siły umysłowej i niższych płacach informatyków w Polsce względem np. USA. Ale na tym samym zjawisku i w ten sam sposób korzysta np. przemysł meblowy.

Poszukiwania innowacji w Polsce należy rozpocząć od cofnięcia się o kilkanaście dekad wstecz, do czasów w których za największych innowatorów uchodziły postacie pokroju Stefana Cegielskiego czy Izraela Poznańskiego. Pomimo mało sprzyjającego okresu zaborów, udało im się osiągnąć ogromny sukces co najmniej na skalę europejską. Bez wątpienia znaczącą rolę miał w tym ich wyjątkowy zmysł do podejmowania trafnych decyzji na szczeblu strategicznym. Jednak to co tak naprawdę warunkowało ich sukces to ciągłe doinwestowywanie przedsiębiorstw i modernizacja linii produkcyjnych. Pozwalało im to oferować bezkonkurencyjny produkt na rynku i budować silną przewagę nad konkurencją. Już wtedy jednak, aby utrzymać się na szczycie należało dużą wagę przywiązywać do ciągłego usprawniania procesu produkcyjnego.

Z upływem czasu ten problem jeszcze bardziej się pogłębił i dziś, aby wysunąć się przed peleton firm oferujących podobne lub nawet tożsame produkty trzeba dużo uwagi i środków poświęcić na zbudowanie silnego działu rozwoju oraz kultury innowacji w firmie. Ważna jest też otwartość na otocznie i klientów i zbieranie informacji zwrotnej – jednak zdania co do tego czy innowacyjny produkt powinien odpowiadać na uświadomione potrzeby klientów czy też raczej je kreować są podzielone. Steve Jobs preferował narzucanie/kreowanie potrzeb i w ten sposób wprowadzał innowacje, ale nie w każdej branży jest to możliwe.

Reklama

Dział rozwoju (powszechnie określany jako R&D lub B+R) definiuje poziom zaawansowania firmy oraz ma ogromny wpływ na wybór kierunku w którym przedsiębiorstwo podąża lub będzie podążać w przyszłości. Bardzo często dział R&D pozwala firmie zrobić przeskok z poziomu start-up’u do pełnowartościowego rynkowego gracza. Niestety nie wszystkie polskie firmy są świadome znaczenia tego działu. W tym momencie należy wskazać czynnik, który może mocno podważyć wartość polskich firm technologicznych. Są to patenty, a dokładniej ich brak.

W 2016 roku Urząd Patentowy Rzeczypospolitej Polskiej zarejestrował ponad 13,5 tys. wniosków patentowych . Niestety ponad 95% dotyczyła ochrony znaków towarowych i wzorów użytkowych, a jedynie garstka dotyczyła wynalazków. Żeby zobrazować skalę problemu warto przytoczyć przykład holenderskiego Philipsa, który w samym 2015 roku złożył do Europejskiego Urzędu Patentowego 2402 wnioski . Dane EPO (European Patent Office) wskazują, że w analogicznym okresie wpłynęło do niego zaledwie 568 aplikacji z Polski . Tajemnicą poliszynela jest, że najbardziej innowacyjne polskie firmy zaczynają patentowanie od USA i Londynu, by korzystając z paszportu europejskiego ochrona objęła również terytorium Polski. Wynika to z opieszałości polskiego Urzędu Patentowego.

Wielu przedsiębiorców czy nawet naukowców nie ma też podstawowej wiedzy z zakresu ochrony patentowej – często zdarza im się zaprezentować swoje dokonania np. na konferencji naukowej i nie zdają sobie sprawy, że w ten sposób rozwiązanie nad którym pracują trafia do domeny publicznej i nie jest już możliwe do opatentowania. Warto też pamiętać o tym, że najbardziej wartościowe patenty to te chroniące proces lub funkcjonalność a nie sam produkt, bo ten można przecież wytworzyć w trochę inny sposób tak, aby spełniał tę samą funkcjonalność. W skrócie: najczęściej bywa tak, że im patent bardziej ogólny a nie szczegółowy tym bardziej wartościowy.

Sytuacja ta jest konsekwencją m. in. poprzedniego ustroju i braku poszanowania dla wszelkiej własności, w tym m.in. własności intelektualnej. Okoliczności ustrojowe sprawiły, że wiele innowacyjnych pomysłów było z góry skazanych na niepowodzenie i automatycznie puszczanych w niepamięć. Wystarczy przytoczyć znane powszechnie przykłady takie jak mikrokomputer K-202 czy Syrena Sport. Projekty tego typu, nawet jeśli kontynuowane, nie były rozwijane na tyle by były postrzegane jako nowatorskie, inne, świeże, nie wspominając już o konkurencyjności w skali globalnej. Z tego też powodu, początków tradycji tworzenia i rozbudowy działów R&D w polskich przedsiębiorstwach należy szukać dopiero w latach 90. ubiegłego wieku.

Kolejnego powodu słabej statystyki patentowej można upatrywać w polskim systemie kształcenia – siermiężnym w PRL-u, biednym obecnie oraz w marginalnych i źle wykorzystywanych dotacjach na rozwój nauki. Wiele pomysłów polskich naukowców przepada w fazie projektów, lub zostają odkupione za relatywnie małe kwoty przez zagraniczne koncerny. Jednym z najbardziej aktualnych przykładów są przełomowe efekty badań zespołu naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego nad trwałością mRNA, które prowadzone były od prawie 30 lat. Licencje trafiły w ręce zagranicznych inwestorów a do Polski trafi maksymalnie kilka procent z przyszłych przychodów.

W Polsce brakuje silnych uniwersytetów i nie będzie ich tak długo jak długo Państwo będzie finansowało postsocjalistyczne uczelnie-molochy, które blokują rozwój silnych uczelni i uniwersytetów prywatnych (ciężko konkurować z czymś, co jest darmowe dla studenta bo opłacane z kieszeni podatnika). Na zachodzie najbardziej przełomowe wynalazki powstają na uczelniach prywatnych, które na skutek polityki Państwa nie mają szans rozwinąć się w Polsce. A przecież nie tylko zapewniło by to wyższy poziom edukacji ale także pozwoliło obniżyć podatki i zmniejszyć budżet ministerstwa nauki. Na przykład znany uniwersytet Yale z USA w roku budżetowym 2015-2016 aż 78% swoich kosztów pokrywał ze źródeł takich jak: darowizny od byłych studentów; odsetki od kapitału; usługi świadczone przez uniwersytet i komercjalizacja badań/współpraca z biznesem.

Pocieszający może być fakt, że w solidnym tempie z roku na rok wzrasta liczba wniosków, które Polacy i polskie przedsiębiorstwa składają do urzędów patentowych (w 2015 roku odnotowano wzrost o 17,8% w stosunku do poprzedniego roku) . Pozwala to mieć nadzieję, że jako młoda, niespełna 30-letnia, gospodarka rynkowa w niedługim czasie uda nam się osiągnąć przyzwoity poziom w tym względzie. Należy jednak pamiętać, że procent PKB wydawany na badania i rozwój (ok. 1% PKB w 2015 roku ) jest w naszym kraju wciąż zbyt niski. Dla porównania średnia dla krajów członkowskich w OECD jest ponad dwukrotnie wyższa. Rodzi to podejrzenia, że boom na polskie spółki technologiczne jest efektem pozytywnego trendu jaki gości na zachodnich rynkach, który w Polsce nie do końca jednak znajduje potwierdzenie w liczbach i jakości podmiotów.

Oczywiście istnieją wyjątki jak na przykład krakowski Comarch, który w R&D inwestuje ok. 12% swoich przychodów. Innym przykładem może być giełdowa Selvita, której działalność opiera się głównie na poszukiwaniu innowacyjnych rozwiązań biotechnologicznych co pozwala spółce na dynamiczny rozwój i prawie 400% wzrost wartości od czasu debiutu na warszawskiej giełdzie . To pokazuje jak bardzo istotne jest inwestowanie przedsiębiorstwa w dział badań i rozwoju. Jeśli polskie firmy technologiczne uświadomią sobie tę zależność to w dłuższej perspektywie przestaną być jedynie podmiotami korzystającymi z mody na innowacje wśród inwestorów lub łatwych pieniędzy unijnych i staną się motorem (także eksportowym) polskiej gospodarki.