Forex to nie kasyno, ale normalny rynek, podlegający kontroli Komisji Nadzoru Finansowego, na którym można w cywilizowany sposób zarabiać pieniądze – tak spekulację na kursach walut przedstawiają krajowe biura maklerskie. Jak bardzo praktyka rozmija się z teorią?

– Dlaczego rynek forex nie cieszy się dobrą opinią? Przypuszczam, że może chodzić o procesy sądowe, o których dość głośno było w mediach – zastanawia się Marek Wołos, ekspert ds. rynków OTC (na takich właśnie działają firmy foreksowe) zatrudniony w październiku przez Izbę Domów Maklerskich.

15 stycznia 2015 r. Szwajcarski Bank Narodowy niespodziewanie przestał utrzymywać sztucznie niski kurs franka, co doprowadziło do gwałtownego umocnienia szwajcarskiej waluty. W ciągu trzech minut notowania szwajcarskiej waluty poszybowały o ponad 30 proc., z 3,8 zł w okolice 5 zł. Dla wielu inwestorów, którzy obstawiali osłabienie franka, oznaczało to nie tylko utratę wszystkich pieniędzy, ale także ogromne debety na rachunkach. Taki był efekt działania dźwigni finansowej, która pozwala kontrolować aktywa o wartości znacznie przewyższającej zainwestowany kapitał. Na polskim rynku jej maksymalna wysokość to 1 do 100, co oznacza, że zmiana kursu instrumentu bazowego o 1 proc. powoduje podwojenie zaangażowanego w transakcję kapitału lub jego całkowitą utratę. Większość inwestorów wpłaciła brakujące kwoty, ale kilkadziesiąt osób zdecydowało się wystąpić na drogę sądową, kwestionując sposób, w jaki w tym dniu brokerzy rozliczali transakcje. W przypadku niektórych osób zobowiązania wobec domów maklerskich sięgały kilku milionów złotych.

– Wszystkie sprawy dotyczące „czarnego czwartku”, które prowadziliśmy przed sądami i w sporach pozasądowych, zakończyły się umorzeniem debetów klientów. W niektórych przypadkach klienci otrzymali także odszkodowania od banków i brokerów – mówi mec. Patryk Przeździecki, który reprezentował inwestorów.
Dlaczego brokerzy zdecydowali się wycofać ze swoich roszczeń? Bo w toku prowadzonych postępowań okazało się, że niektóre zlecenia klientów zostały anulowane, niektóre nie były przyjęte, a w jeszcze innych przypadkach już po zrealizowaniu transakcji zmienione zostały kursy, po jakich nastąpiło rozliczenie.

Marek Wołos przez IDM został zatrudniony m.in. po to, żeby odkłamywać nieprawdziwe opinie o foreksie – jako rynku, na którym inwestorzy nie dość, że masowo tracą pieniądze, to jeszcze mogą zostać po prostu oszukani. Zwraca uwagę, że rynek walutowy, tak jak rynek kapitałowy czy pieniężny, jest integralną częścią rynku finansowego. – Na GPW, obok akcji czy obligacji, są także notowane kontrakty terminowe na waluty. Na foreksie inwestorzy obracają instrumentami, których zasada działania jest taka sama – podkreśla Wołos.

Reklama

Inne są jednak zasady obrotu. Giełda jest rynkiem scentralizowanym, na który spływają zlecenia od wszystkich inwestorów i na tej podstawie ustalane są notowania. Kurs danego instrumentu finansowego jest powszechnie znany, w konkretnym momencie dla wszystkich taki sam.

Forex jest zdecentralizowany – każdy broker jest organizatorem obrotu i wyznacza cenę, po jakiej klient zawiera transakcje. Bardzo często jest też drugą stroną transakcji, co prowadzi do naturalnego konfliktu interesów – straty klientów są zyskami brokera i na odwrót.

– To nie do końca tak. Brokerzy nie są skłonni brać na siebie ryzyka transakcji, bo to może dla nich oznaczać stratę. Gdyby stracili część kapitału, mogłyby nie spełnić wymagań stawianych w tym zakresie przez KNF. Spojrzenie na wyniki brokerów w dłuższej perspektywie dowodzi, że ich zyski biorą się przede wszystkim ze spreadu – mówi Marek Wołos.

Na rynku forex klienci nie płacą prowizji. Jej odpowiednikiem jest różnica między ofertami kupna i sprzedaży wystawianymi przez brokera, czyli tzw. spread. Ale czasem brokerzy decydują się na podjęcie ryzyka. Szczególnie że mają pełną wiedzę o swoich klientach i ich umiejętnościach. Jak wyjaśnia przedstawiciel jednego z biur, jeśli transakcję zawiera klient, który ma relatywnie wysoką skuteczność, biuro taką transakcję zabezpiecza. Jeśli na działanie decyduje się inwestor, który częściej się myli, broker bierze ryzyko na siebie.

– Na tym rynku klientowi już dużo trudniej sprawdzić, czy jego zlecenie zostało wykonane po najlepszej możliwej cenie. Nieprawidłowości w realizacji transakcji i ich rozliczeniu, które udało się ujawnić przy okazji sprawy „czarnego czwartku”, pokazują, że z punktu widzenia klientów jest to rynek dużo bardziej ryzykowny niż regulowany rynek giełdowy – zwraca uwagę Patryk Przeździecki.

– Nie można zaprzeczyć, że jeśli broker jest drugą stroną transakcji zawieranej z klientem, to w praktyce powstaje między nimi konflikt interesów. Powinien on być maksymalnie ograniczony poprzez właściwie i realnie stosowane środki zarządzania konfliktami interesów, np. poprzez zabezpieczanie transakcji przez brokera u dostawcy zewnętrznego. Sprzeczność interesów pomiędzy dążeniem do zysku brokera a obowiązkiem działania w najlepiej pojętym interesie klienta jest właśnie jednym z powodów, dla których zawieranie transakcji na tym rynku obarczone jest tak dużym ryzykiem – mówi Maciej Kurzajewski, zastępca dyrektora Departamentu Firm Inwestycyjnych i Infrastruktury Rynku Kapitałowego UKNF.

Jak w praktyce biura radzą sobie z ograniczaniem konfliktu interesów?

– Każda firma ma stosowny regulamin. Inne osoby zajmują się obsługą klientów, kto inny zarządza ryzykiem i tym samym decyduje o tym, jaką pozycję na rynku zajmuje biuro. KNF dość skrupulatnie kontroluje kwestię konfliktu interesów – mówi Krzysztof Polak, dyrektor biura maklerskiego Alior Banku.

Nawet jednak w normalnych warunkach, kiedy wahaniami kursów nie wstrząsają niespodziewane wydarzenia, jak decyzja szwajcarskiego banku centralnego, zarabianie na foreksie jest trudne. Sami brokerzy podkreślają, że rynek walutowy nie jest dla wszystkich. – To rynek wymagający. Szanse na zyski mają przede wszystkim ci inwestorzy, którzy regularnie podnoszą swoje umiejętności. Ta grupa jest zresztą całkiem liczna – mówi Marek Wołos.

Od niedawna krajowi brokerzy zobowiązani są do ujawniania statystyk pokazujących, jaki odsetek ich klientów zarabia na foreksie. Wynika z nich, że w perspektywie kwartału na plusie jest co trzeci inwestor. To odsetek zaskakująco wysoki, biorąc pod uwagę, że wcześniejsze dane publikowane przez KNF, obejmujące lata 2012–2014 sugerowały, że traci ponad 80 proc. inwestorów. Ta różnica może wynikać z różnych okresów uwzględnionych w badaniach – w poszczególnych kwartałach zyski osiągają różni inwestorzy, w dłuższej perspektywie jednak zdecydowana większość traci.

– Gdyby rzeczywiście ponad 80 proc. inwestorów traciło pieniądze, to biura już dawno zwinęłyby interes, bo zabrakłoby klientów. Znam inwestorów, którzy utrzymują się na rynku od dwóch dekad i to normalne, że w jednym kwartale tracą pieniądze, żeby w następnym odrobić straty. Statystyki dotyczące zyskowności klientów są w Polsce bardzo podobne jak na rynkach wysokorozwiniętych – zwraca uwagę Marek Wołos.

Odwołuje się do statystyk publikowanych przez amerykańską Commodity Futures Trading Commission (CFTC) nadzorującą obrót instrumentami pochodnymi na tamtejszym rynku. Wynika z nich, że także w USA na foreksie zarabia co trzeci inwestor. Jednak nawet w USA, gdzie świadomość ryzyka związanego z inwestowaniem i spekulacją jest na wyższym poziomie niż w Polsce, dostęp do tego rynku forex jest dla klientów trudniejszy. Pod względem wymagań kapitałowych i formalnych wobec brokerów kierujących ofertą do graczy detalicznych amerykański rynek należy do najsilniej uregulowanych na świecie. Efekt: działa tam jedynie pięciu brokerów, którzy prowadzą łącznie około 100 tys. aktywnych rachunków.

Także regulacje obowiązujące na polskim rynku uchodzą za restrykcyjne. W 2015 r. KNF wprowadziła maksymalną dźwignię finansową dopuszczalną na foreksie, rok później opublikowała kompleksowe wytyczne dotyczące świadczenia usług na tym rynku. Obydwa działania podjęła jako pierwszy nadzorca w Europie. Ale regulacjom KNF podlegają bezpośrednio jedynie te biura, które działają na podstawie krajowej licencji. Na rynku forex aktywnych jest tylko kilka. – To przede wszystkim działania zagranicznych platform obrotu kształtują niekorzystny obraz rynku forex. U krajowych brokerów też nie jest łatwo na nim zarabiać, ale inwestor może mieć pewność, że gramy fair – mówi Marek Wołos.