Nowy prezydent USA Donald Trump w pierwszym tygodniu rządów zabrał się do spełniania swoich obietnic wyborczych ze stanowczością i w tempie, które zaskoczyło nawet jego zwolenników. Jego styl rządzenia media coraz częściej nazywają „kontrolowanym chaosem”.

Trump wydał już szereg rozporządzeń wykonawczych zmierzających do spełnienia obietnic wyborczych w dziedzinie wymiany handlowej, imigracji, bezpieczeństwa kraju i kontroli jego granic. Poza tym zaprzysiągł swych najważniejszych doradców, których wybór nie musiał być zatwierdzony przez Senat i tych nielicznych członków swego gabinetu, których nominacje Senat zatwierdził. Rozpoczął demontaż dziedzictwa Baracka Obamy, w tym systemu opieki zdrowotnej znanego jako Obamacare i uważanego przez Demokratów za najważniejszego dokonanie poprzedniego prezydenta.

Trump odwiedził też Filadelfię, gdzie spotkał się z przywódcami Partii Republikańskiej, przyjął w Białym Domu pierwszego zagranicznego przywódcę, premier Wielkiej Brytanii Theresę May, odbył szereg rozmów telefonicznych z przywódcami innych państw. Prezydent rozkazał również siłom specjalnym USA przeprowadzenie operacji w Jemenie wymierzonej w przywódców Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego, w której zginął jeden z amerykańskich komandosów.

Środowy dekret nowego prezydenta o budowie muru na granicy USA z Meksykiem przypieczętował odwołanie przez prezydenta tego kraju Enrique Pena Nieto wizyty w Waszyngtonie i zrodził obawy o możliwość amerykańsko-meksykańskiej wojny handlowej.

Rozporządzenie podpisane przez Trumpa w piątek zawiesiło do odwołania przyjmowanie uchodźców z Syrii, a uchodźców z innych krajów - na 120 dni. W tym czasie władze USA mają sprawdzić, z których krajów uchodźcy stanowią najmniejsze ryzyko. Dekret przewiduje także wstrzymanie przez 90 dni wydawania amerykańskich wiz obywatelom krajów muzułmańskich mających problemy z terroryzmem. Dotyczy to obywateli Iraku, Syrii, Iranu, Sudanu, Libii, Somalii i Jemenu.

Reklama

Pechowo dla Trumpa jednym z pierwszych zatrzymanych na lotnisku im. Johna F. Kennedy'ego w Nowym Jorku po wejściu w życie rozporządzenie był Irakijczyk, który przez ostatnie 10 lat pracował dla amerykańskich wojsk stacjonujących w Iraku.

To piątkowe rozporządzenie Trumpa wywołało narastającą falę oburzenia w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie, a także natychmiastową reakcję sędziów federalnych, którzy uznali za nielegalne zatrzymywanie na lotniskach przez służby imigracyjne posiadających ważne wizy uchodźców z państw muzułmańskich.

„Prezydent Trump w ciągu pięciu dni zrobił tyle rzeczy (...), że spokojnie może wziąć urlop do końca kadencji” - powiedział amerykański satyryk i dramaturg Peter Sagal występując w programie radia publicznego NPR.

Trump nie poszedł za radą Sagala i w weekend rozmawiał z kolejną grupą światowych przywódców, w tym z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, królem Arabii Saudyjskiej Salmanem, z następcą tronu emiratu Abu Zabi, Muhammadem ibn Zajedem an-Nahajanem i z pełniącym obowiązki prezydenta Korei Płd. Hwangiem Kio Ahnem.

45. prezydent USA podpisał w sobotę trzy nowe rozporządzenia, w tym zobowiązujące Pentagon do przedstawienia w ciągu 30 dni planu ostatecznego rozprawienia się z dżihadystami z Państwa Islamskiego. W drugim wydanym w sobotę dekrecie nowy prezydent zmienił skład Rady Bezpieczeństwa Narodowego, wyłączając z jej składu szefa wywiadu oraz przewodniczącego Kolegium Szefów Sztabów Sił Zbrojnych, a włączając do Rady swojego doradcę politycznego Steve’a Bannona.

W niedzielę 70-letni Trump, najstarszy w historii prezydent USA, odpoczywał. Kiedy przed Białym Domem około 1000 osób demonstrowało przeciwko jego polityce, szef państwa wraz z rodziną i najbliższymi obejrzał w sali kinowej swej oficjalnej siedziby film animowany "Gdzie jest Dory".

„Nasz kraj potrzebuje mocnych granic i rygorystycznej weryfikacji. Natychmiast! Spójrzcie, co się dzieje w Europie i właściwie na całym świecie potworny bałagan” – napisał w niedzielę Trump na Twitterze.

Od dnia zaprzysiężenia prezydent prowadzi wojnę z mediami, które nazywa „partią opozycyjną”. Dlatego Trump używa Twittera jako podstawowej formy bezpośredniego komunikowania się ze społeczeństwem ponad „medialnym filtrem”.

Rozpraszająca uwagę wojna prezydenta z mediami rozpoczęła się od - jak to określił dziennik "Washington Post" - przypominających „dziecięcy wybuch złości” zarzutów Trumpa, że liczba uczestników i widzów jego inauguracji była o wiele większa niż podali dziennikarze, a w listopadowych wyborach prezydenckich „wzięło udział od 3 do 5 mln” osób nieuprawnionych do głosowania, w tym nielegalni imigranci.

Dla zwolenników Trumpa jego niekonwencjonalny styl rządzenia jest „powiewem świeżego powietrza” po latach rządów Obamy, który przed podjęciem decyzji tygodniami rozważał jej wszystkie aspekty i prowadził niekończące się konsultacje. „Skoncentrowany na działaniu styl rządzenia Trumpa podyktowany jest jego doświadczeniami w biznesie” - oceniał w piątek „New York Times”.

Poczynania prezydenta Trumpa „wynikają z jego przekonania, że tak powinien funkcjonować rząd: wydaje się polecenia, które są wykonywane. (...) Jednak brak doświadczenia w rządzeniu, którym Trump chełpił się podczas kampanii, czasami daje o sobie znać” – wskazywał "NYT".

„Rozporządzenia były wydawane bez konsultacji z resortami, których dotyczyły. Przedstawiano różne idee polityczne, z których rezygnowano w kilka godzin później. Doradcy prezydenta podejmowali decyzje bez komunikowania się ze sobą. Zapowiadano spotkania i imprezy publiczne, które później odwoływano” – wyliczał nowojorski dziennik.

Nic dziwnego, że taki styl rządzenia Trumpa amerykańskie media coraz częściej nazywają „kontrolowanym chaosem”.

Publicystka "Washington Post" Ruth Marcus uważa nawet, że pierwszy tydzień rządów Trumpa z jego „nieprzewidywalnym, nawet dziwacznym zachowaniem” był „jednym z najbardziej niepokojących tygodni w historii amerykańskiej prezydentury”.

Rozpoczęty drugi tydzień rządów Trumpa z dalszym ciągiem batalii o zatwierdzenie Rexa Tillersona na stanowisko sekretarza stanu USA, z zapowiadaną przez prezydenta nominacją dla nowego kandydata na sędziego Sądu Najwyższego z pewnością nie przyniesie radykalnej zmiany tego niekonwencjonalnego stylu rządzenia.

Kandydat Trump obiecał przecież, że skończy z „polityką po staremu” w Waszyngtonie, a prezydent Trump w ciągu pierwszych dni rządów udowodnił, że spełnia obietnice.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski