Budząca kontrowersje propozycja Komisji Europejskiej zakłada, że pracownik delegowany, czyli wysłany przez pracodawcę do pracy w innym kraju UE, ma otrzymywać takie samo wynagrodzenie, w tym premie i dodatki, jakie otrzymuje za tę samą pracę pracownik lokalny w kraju przyjmującym. Obecne przepisy przewidują, że pracownikom delegowanym przysługuje płaca minimalna kraju przyjmującego.

Komisja uzasadnia swoją propozycję troską o prawa pracowników delegowanych i mówi o konieczności walki z tzw. dumpingiem socjalnym w UE. Projekt został ostro skrytykowany przez Polskę i kilkanaście innych krajów z Europy Środkowej i Wschodniej, które obawiają się, że ograniczy on możliwość konkurowania ich firm na wspólnym rynku.

"Propozycja Komisji Europejskiej jest atakowana z każdej strony. Jedni uważają, że idzie za daleko, a inni - że nie dość daleko" - powiedział na konferencji w PE ekspert brukselskiego think tanku Bruegel Zsolt Darvas.

Z przedstawionych przez Darvasa wyliczeń wynika, że pracownicy delegowani z krajów o niskich wynagrodzeniach do krajów, gdzie płace są wysokie, stanowią zaledwie 0,1 procent wszystkich zatrudnionych w UE. "To bardzo mała liczba - podkreślił ekspert. - Delegowanie pracowników to najmniej istotna forma konkurowania między państwami o wysokich płacach a krajami o niskich płacach".

Reklama

Jego zdaniem w odbiorze publicznym często myli się delegowanie pracowników ze zjawiskiem pracy na czarno czy pozornym zatrudnieniem; to te nielegalne formy zatrudnienia obywateli innych państw UE są rzeczywistym problemem i powodują "dumping socjalny".

Tymczasem - argumentował Darvas - wprowadzenie zasady "równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu" odnośnie do pracowników delegowanych może zachęcać do omijania przepisów i zatrudniania na czarno bądź wypychania pracowników na fikcyjne samozatrudnienie.

Także dr Marek Benio z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, wiceprezes Inicjatywy Mobilności Pracy, przekonywał, że ci pracownicy z krajów Europy Środkowej i Wschodniej, którzy na zachodzie UE są obwiniani o zabieranie miejsc pracy czy obniżanie standardów socjalnych, niekoniecznie są zatrudniani legalnie przez firmy delegujące pracowników. Na jednego pracownika delegowanego w sektorze budownictwa przypada średnio 20 osób pracujących na czarno - wynika z zaprezentowanych danych.

"Wydaje się, że delegowanie pracowników, mimo małej skali, stało się problemem bardzo politycznym. Obwinia się pracowników delegowanych o dumping socjalny, wysokie bezrobocie w krajach o wysokich wynagrodzeniach" - ocenił Benio.

Propozycje KE ostro skrytykował Damjan Kukovec z Uniwersytetu Harvarda. "Liczby pracowników delegowanych mogą być niewielkie, ale ten projekt ma ogromne znaczenie dla przyszłości Europy, bo ograniczy możliwości konkurowania biedniejszym, peryferyjnym regionom" - powiedział Kukovec. "To projekt wyraźnie protekcjonistyczny" - ocenił.

Jego zdaniem zmiany w dyrektywie o pracownikach delegowanych tylko utrwalą nierówności ekonomiczne pomiędzy bogatszymi a biedniejszymi regionami czy państwami Unii. "Nielogiczne jest to, że próbuje się chronić prawa pracownicze w UE, przyjmując propozycje bardzo szkodliwe dla pracowników z peryferyjnych regionów" - ocenił. Ostrzegł, że wprowadzenie takich przepisów grozi "implozją UE".

Pozytywnie o propozycji KE wypowiedział się natomiast belgijski ekspert Frederic De Wispelaere z Uniwersytetu Katolickiego w Leuven. Wskazywał, że w niektórych krajach UE oraz sektorach gospodarki delegowanie pracowników i związane z tym problemy są o wiele bardziej rozpowszechnione niż w innych. W Belgii jedna trzecia zatrudnionych w budownictwie to pracownicy delegowani - wskazał belgijski ekspert.

"Propozycja Komisji jest zrównoważona i umiarkowana, powinniśmy spojrzeć na nią pozytywnie" - powiedział De Wispelaere.

Współorganizatorką wtorkowej konferencji w PE była europosłanka Danuta Jazłowiecka (PO), która zajmuje się zagadnieniami związanymi z delegowaniem pracowników w UE. W europarlamencie rozpoczęły się w ubiegłym tygodniu prace nad sprawozdaniem w sprawie propozycji Komisji Europejskiej. Ostateczny kształt przepisów zostanie wypracowany w negocjacjach między PE, KE oraz rządami państw członkowskich.

Polska jest krajem UE, z którego deleguje się najwięcej pracowników. W 2014 r. było to prawie 430 tysięcy na ogólną liczbę 1,9 mln (22,3 proc.). W ubiegłym roku udało się ustanowić koalicję 11 państw, głównie z Europy Środkowej i Wschodniej, przeciwnych proponowanym przez KE zmianom w dyrektywie. Pomimo tzw. żółtej kartki, zgłoszonej przez parlamenty tych krajów, Komisja podtrzymała jednak swoją propozycję.

Z Brukseli Anna Widzyk (PAP)