Przed nami leżą dwie pigułki. Niebieska pozwoli nadal żyć w matriksie naszych własnych wyobrażeń o relacjach z Niemcami. A w zasadzie dwóch matriksach – wersji z 2015 r., która zakładała, że w szczęśliwej rodzinie narodów europejskich nie ma lepszego przykładu pojednania i współpracy niż relacje polsko-niemieckie. Można też żyć w matriksie w wersji z 2016 r. W jego założeniach Polska powstała z kolan wsparta na ramieniu dżentelmena o imieniu Viktor i teraz, przewodząc zgodnej rodzinie narodów Europy Środkowej, daje odpór niemieckim zapędom - pisze Marek Tejchman.
Obydwie te wizje łączy jedno. Są nieprawdziwe.
Mimo narracji sukcesu Niemcy w latach 2007–2015 wielokrotnie w swoich działaniach nie uwzględniały polskich interesów. Rozwijały gazowe relacje z Rosją, szukały sposobu na ograniczenie ekspansywności polskich firm usługowych i polskich eksporterów na swoim rynku. Nie brały pod uwagę polskich uwag wobec integracji europejskich i w dużym też stopniu traktowały z dystansem polskie obawy związane z pogarszaniem się sytuacji międzynarodowej. Ignorowały postulaty dotyczące praw Polaków mieszkających w Niemczech.
W 2015 r. po objęciu władzy rząd Prawa i Sprawiedliwości spotkał się z dystansem krajów Europy Środkowej wobec idei pogłębionej współpracy regionalnej. Czechy i Słowacja są zdeterminowane, aby dbać o przyjazne relacje z Niemcami i Austrią, a jednocześnie są sceptyczne wobec twardej polityki wobec Moskwy. Węgry, mimo deklaracji braterstwa, są zdecydowane na utrzymanie otwartych, własnych, a nie regionalnych kanałów komunikacji z Niemcami i Rosją. Podobnie postępują, mocno orientujące się na Skandynawię, kraje bałtyckie.
Polska asertywna postawa wobec Niemiec przybierała w 2016 r. momentami karykaturalną postać propagandy, która jest przede wszystkim nastawiona na potrzeby własnego elektoratu. Prowadzi to do sytuacji, w której obecna ekipa staje się zakładnikiem swojej własnej propagandy. Nieustanna krytyka elit oznacza, że polityka zagraniczna staje się zideologizowana, a Polska opowiada się po stronie tych sił politycznych, które są wyjątkowo niechętne naszej trwałej obecności w projekcie europejskim.
Reklama
Może więc warto wybrać pigułkę czerwoną, pożegnać obydwa matriksy i relacje z Niemcami budować w oparciu o rzeczywistość. Zarówno „cud pojednania i polsko-niemieckiej przyjaźni”, jak i „asertywna postawa i wstawanie z kolan” są jedynie sposobami budowania relacji i komunikowania się. Kluczowe jest nie to, czy z Niemcami rozmawiamy na kolanach czy stojąc, lecz to, co im mówimy.
Jedne z najważniejszych spraw to polityka energetyczna oraz surowcowa, a przede wszystkim przyszłość wspólnego unijnego rynku. Fala populizmu w Europie Zachodniej często wiąże się z ciężką m.in. dla Niemców konkurencją z tańszymi firmami z Polski. W najgorszym scenariuszu Europa Zachodnia pogłębia swoją integrację, automatyzuje gospodarkę, a my jesteśmy zepchnięci na głębokie peryferia gospodarcze – bez prawdziwego dostępu do tamtejszego rynku. To właśnie ten czarny scenariusz kryje się za pojęciem Europy dwóch prędkości.
Jasne komunikowanie się z Niemcami oznacza też zrozumienie wagi relacji pozarządowych. Polska nie ma za Odrą dobrej prasy. Narracja obecnej ekipy i jej zwolenników zakłada, że niemieccy dziennikarze są wobec PiS uprzedzeni. Warto – zamiast się obrażać – sięgnąć do przykładu Fideszu i z dziennikarzami z Europy Zachodniej rozmawiać, tłumaczyć im kontekst socjalny i ustrojowy zmian w Polsce. Warto też utrzymywać niezideologizowane kanały komunikacji z niemieckim społeczeństwem. Skoro najbardziej antyrosyjską partią w Bundestagu są Zieloni, to należy z nimi rozmawiać, nawet jeżeli są tak nielubianymi w Polsce „lewakami” i wegetarianami.
Nasze relacje z Niemcami są zbyt ważne, żeby pozostawały w sferze mitów.