ikona lupy />
Struktura przychodów uczelni z działalności dydaktycznej / Dziennik Gazeta Prawna
Szykuje się rewolucja w szkołach wyższych. Na zlecenie Ministerstwa Nauki trzy zespoły – z Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS, Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Instytutu Allerhanda – przygotowały już nowe projekty ustaw dla uczelni. Do ich treści dotarł DGP – oficjalnie będą przedstawione dopiero 1 marca. Na ich podstawie resort nauki opracuje własny projekt ustawy. Wejdzie on w życie w roku akademickim 2018/2019.

Limity na kształcenie

Propozycja zawarta w projekcie założeń ustawy przygotowana przez zespół pod kierownictwem prof. Huberta Izdebskiego z SWPS zakłada, że wszystkie kierunki studiów powinny zostać podzielone na trzy typy: regulowane, uniwersyteckie oraz nieregulowane. Najprościej mówiąc, dwa pierwsze będą finansowane przez rząd (ale tylko w ramach określonych przez resort limitów), a za ostatnie budżet państwa nie zapłaci uczelniom ani grosza. Oznacza to, że część kierunków w ogóle nie będzie oferowana bezpłatnie.
Reklama
Pierwszy typ fakultetów – regulowane – będzie podlegał szczególnemu reżimowi prawnemu.
„W przypadku niektórych kierunków studiów aktywność zawodowa ich absolwentów wiąże się z nieporównywalnie większym ryzykiem wyrządzenia szkody na skutek popełnienia błędu w sztuce zawodowej niż w przypadku innych fakultetów. Tym samym wiąże się też ze szczególną odpowiedzialnością społeczną. Są to zatem kierunki zaufania publicznego” – wskazują autorzy w projekcie. Chodzi m.in. o medycynę, prawo, kształcenie nauczycieli czy architekturę. Mogłyby je prowadzić tylko te uczelnie, które otrzymają zgodę ministra. Lista tych fakultetów ma być stosunkowo krótka, ale ostatecznie to, co się na niej znajdzie, ma zależeć od resortu. Fakultety przez niego wskazane mają być prowadzone w trybie jednolitych studiów magisterskich (pięcioletnich lub sześcioletnich) oraz kończyć się zewnętrznym egzaminem państwowym. Liczba osób, które mogłyby się na nich uczyć, ma być limitowana (tak jak jest teraz w przypadku kierunków lekarskich).
Aby otrzymać pieniądze na kształcenie na tych fakultetach, uczelnia będzie musiała wziąć udział w konkursie. O środki będą mogły się ubiegać zarówno szkoły publiczne, jak i niepubliczne. Ze zwycięzcami resort podpisze wieloletni kontrakt, a wysokość dotacji pozwoli na pokrycie wszystkich kosztów kształcenia na studiach dziennych. Te uczelnie, które dostaną środki na studia bezpłatne, nie będą mogły oferować kształcenia na tych fakultetach w trybie zaocznym, czyli za czesne.
Natomiast te szkoły wyższe, które nie uzyskają dotacji w ramach ogłoszonego przez rząd konkursu, będą mogły oferować studia regulowane odpłatnie – ale liczba miejsc na nich również będzie określana przez resort.
– To uderza w konstytucyjną zasadę bezpłatnego dostępu do nauki – oburza się Aneta Pieniądz z ruchu społecznego Obywatele Nauki.
Autorzy projektu odpierają jednak ten argument.
– Obowiązek zapewnienia przez państwo możliwości nieodpłatnej nauki w szkołach wyższych ogranicza się tylko do tego, na co je stać. Jeżeli nie stać rządu na kształcenie na wszystkich kierunkach, może wskazać te, które będą dostępne odpłatnie – przekonuje prof. Hubert Izdebski.
Zgodnie z projektem w ramach konkursu będą też rozdzielane pieniądze na kierunki, które zostaną zaliczone do uniwersyteckich. W tej grupie znajdą się te, które będą strategiczne dla rozwoju państwa (może to być filozofia czy informatyka). Na kształcenie na tych fakultetach również trzeba będzie uzyskać zgodę ministra.
W przeciwieństwie do kierunków regulowanych uczelnia, która otrzyma dotację na uniwersyteckie, będzie mogła oferować również płatne kształcenie na tych fakultetach – z tym, że liczba miejsc na takich studiach nie będzie mogła przekraczać 50 proc. miejsc finansowanych z budżetu państwa, a czesne nie będzie mogło być wyższe niż kwota otrzymywana z ministerialnej puli. Natomiast uczelnia, która nie otrzyma dotacji z budżetu państwa na kierunek uniwersytecki, będzie go mogła prowadzić odpłatnie, ale w ramach ustalonego limitu.
Studia uniwersyteckie będą prowadzone w trybie dwustopniowym (np. licencjat i magister), a warunkiem ich ukończenia będzie przygotowanie pracy dyplomowej. Tylko na zasadzie wyjątku będą mogły kończyć się egzaminem organizowanym przez uczelnię.
Z kolei do trzeciej grupy kierunków, nieregulowanych, zostaną zaliczone wszystkie pozostałe, „które nie wykazują specyfiki związanej ze szczególnymi oczekiwaniami społecznymi wobec kwalifikacji zawodowych absolwentów ani nie są kluczowe dla utrzymania i rozwoju potencjału państwa”. Nie będą one dotowane z budżetu, a ich prowadzenie nie będzie wymagało zgody ministra.
– Obawiam się, że ten pomysł może skutkować wylaniem dziecka z kąpielą – ostrzega Piotr Pokorny z Instytutu Rozwoju Szkolnictwa Wyższego. – Dzięki temu, że rząd nie będzie płacił uczelniom publicznym za każdy kierunek, przestaną one oferować maturzystom te mniej istotne, bo po prostu ich prowadzenie przestanie się szkołom opłacać. Z drugiej strony, dzięki temu, że uczelnie mają teraz swobodę przy wyborze kierunków, które chcą uruchomić, mogą szybko reagować na potrzeby rynku pracy i gospodarki. Gdy same będą musiały wziąć na siebie cały ciężar finansowania takiego nowego fakultetu, mogą bać się zaryzykować – dodaje.

Kontrpropozycje

Inny model finansowania szkół wyższych proponuje drugi zespół – pod przewodnictwem prof. Marka Kwieka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. To, jakie zasady obejmą uczelnię, będzie zależało od jej typu – czy jest placówką badawczą, dydaktyczną, czy badawczo-dydaktyczną. Stabilność finansowania szkoły ma być zapewniona przez przydział podstawowych środków w drodze czteroletnich kontraktów. Obecnie są one przyznawane tylko na jeden rok.
Z kolei zespół Instytutu Allerhanda pod kierunkiem dr. hab. Arkadiusza Radwana chce, aby uczelniom bardziej opłacało się prowadzić badania naukowe niż kształcić studentów.
– Obecnie główna pula dotacji dla szkół wyższych pochodzi ze środków na dydaktykę. Chcemy odwrócić ten model finansowania uczelni – mówi Arkadiusz Radwan.
Proponuje też, aby do budżetów uczelni dorzucili się przedsiębiorcy i samorządy.
„Firmy powinny przejąć na siebie część ciężaru finansowania szkół wyższych, w szczególności państwowych wyższych szkół Zawodowych. Proponujemy mechanizm w stylu 1+1, gdzie za każdą złotówkę przeznaczoną na szkoły wyższe z budżetu samorządowego lub od podmiotów trzecich budżet centralny dopłacałby kolejną złotówkę. W dłuższym okresie spowoduje to powstanie stałego elementu środków pochodzących od otoczenia społeczno-gospodarczego w budżecie uczelni. Owocem mechanizmu finansowania będzie realna współpraca z gospodarką – przedsiębiorcami z kraju i regionu” – wskazują eksperci Instytutu Allerhanda.
– Podsumowanie tego etapu prac nad ustawą i prezentacja trzech konkursowych projektów nastąpi 1 marca podczas spotkania na Politechnice Warszawskiej – wyjaśnia Katarzyna Zawada z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Wybraniu najlepszych rozwiązań i krytycznej analizie projektu nowego prawa o szkolnictwie wyższym służy Narodowy Kongres Nauki wraz z poprzedzającym go cyklem dziewięciu konferencji programowych. Podczas tych spotkań – odbywających się w różnych ośrodkach akademickich – środowisko dyskutuje nad tym, jak powinny wyglądać reformy. W toku debat ustawa uzyska finalny kształt, po czym trafi do prac legislacyjnych.