ikona lupy />
Or Klier, BCG / Media

Polski sektor bankowy ma wizerunek niezwykle innowacyjnego i nowoczesnego. Takie projekty jak mobilne wpłatomaty Idea Banku, nowoczesny system transakcyjny mBanku czy Alior Bank – największy europejski start-up bankowy, który wystartował w samym środku kryzysu, przysporzyły Polsce międzynarodowej sławy w środowisku finansowym. Jako dyrektor strategii jednego z największych izraelskich banków wielokrotnie spotykałem się z tymi projektami na czołowych konferencjach takich jak Finovate czy Money 20/20. Dlatego niemałym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, że polski sektor fintech przyciąga mniej niż 1 proc. z 11 mld dol. inwestycji trafiających do Europy (przy czym warto pamiętać, że pod względem skumulowanej wartości inwestycji Azja wyprzedza przeszło dwukrotnie Stary Kontynent, a Ameryka – blisko sześciokrotnie).

Niewiele branż rozwija się w takim tempie jak rynek technologii finansowych. 10 lat temu działało na nim ok. 2500 firm, a skumulowana wartość inwestycji świeżo przekroczyła 7 mld dol. W 2010 r. było to ok. 18 mld dol. i 4500 firm, które skupiały się przede wszystkim na projektach z obszaru płatności oraz analizy danych. Dzisiaj BCG Fintech Control Tower, którym kieruję w Tel Avivie, skanuje rocznie ponad 8800 firm i blisko 100 mld dol. przepływów finansowych, które nie tylko tworzą rozwiązania nastawione na indywidualnych klientów, ale również coraz odważniej wkraczają w obszar bankowości dla MŚP, korporacji i klientów zamożnych. Nowe projekty pojawiają się przede wszystkim w obszarze platform pożyczkowych i crowdfundingowych oraz technologii blockchain. W silnym rosnącym trendzie ciągle utrzymują się płatności – w tym segmencie działa ponad 25 proc. wszystkich fintechów. Tym, co się nie zmienia, jest ograniczona przejrzystość tego rynku, na którym niewiele warte pomysły mieszają się z prawdziwymi perełkami, projektami, które mogą zmienić sektor finansowy.

Na drugim końcu plasuje się insuretech czyli projekty technologiczne dla sektora ubezpieczeniowego, ale jestem przekonany, że już niedługo zobaczymy tu wiele ciekawych inicjatyw. Wprawdzie na razie tylko 3 proc. firm fintechowych pracuje z myślą o produktach ubezpieczeniowych, a większość wywodzi się z Azji, ale na dojrzałych rynkach takich jak Szwajcaria, Niemcy czy Wielka Brytania rozwija się wiele niekonwencjonalnych i odważnych pomysłów.

Reklama

Patrząc szeroko na rynek fintechów widać, że mamy do czynienia z trzema głównymi kierunkami rozwoju. Pierwszym jest atakowanie wybranych elementów biznesu instytucji finansowych– dobrymi przykładami są pożyczkowy LendingClub czy inwestycyjny eToro, które zmieniają zasady działania pewnej części biznesu, dają konsumentom nową formę dostępu do usług, które już znają i z których korzystają. iWoca i Cabbage zmieniły rynek finansowania firm, udzielają kredytów znacznie bardziej elastycznie niż mogą to robić banki. Z kolei TransferWise uderzył w segment drogich przelewów międzynarodowych.

Druga grupa to fintechy, które nie chcą konkurować z bankami, tylko tworzyć nowe rozwiązania uzupełniające ofertę tradycyjnych instytucji finansowych i następnie im się sprzedawać. Trzeci model to nowe typy banków takie jak Fidor czy Atom, które świetnie odczytują potrzeby młodego pokolenia i reagują na nie znacznie szybciej niż tradycyjne instytucje finansowe.

Czego potrzeba, żeby część pieniędzy z wartego ponad 100 mld dol. rynku fintechów popłynęła do Polski? Punktem zwrotnym mogłoby być zaangażowanie lokalnych inwestorów takich jak fundusze CVC czy instytucje rządowe oraz wzmocnienie współpracy pomiędzy małymi firmami a bankami.

Zresztą kiedy za ok. 2 lata wejdą w życie nowe przepisy dyrektywy PSD2, banki będą zobowiązane otworzyć dostęp do klientów. Jestem przekonany, że wystarczyłyby 2-3 projekty, które zarobiłyby 50 mln euro i to byłoby sygnałem do startu dla zagranicznych inwestorów.

Autor: Or Klier