Inwestorzy zbyt pozytywnie zareagowali na piątkową wypowiedź prezesa PiS na temat kredytów frankowych - uważają analitycy i zarządzający. Po wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego wyceny akcji banków na giełdzie poszły w górę. Część rozmówców PAP pozytywnie ocenia jednak zmianę retoryki Kaczyńskiego.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział w piątek w PR I Polskiego Radia, że rząd w rozwiązaniu problemów dotyczących walutowych kredytów hipotecznych nie może podejmować działań, które doprowadzą do zachwiania systemu bankowego, a frankowicze powinni szukać pomocy w sądach.

Na tę wypowiedź pozytywnie zareagowały kursy banków z portfelami kredytów walutowych - mBank wzrósł o godz. 12.30 o 3,6 proc., BZ WBK o 4,1 proc., PKO BP o 2,8 proc. Getin Noble Bank aż o 11,6 proc., a Millennium o 11,1 proc.

Grzegorz Parosa, zarządzający funduszami akcyjnymi AXA TFI, nie widzi uzasadnienia dla tych wzrostów.

"Nie rozumiem rynkowej reakcji - przewalutowanie kredytów walutowych nie było w cenach banków do tej pory, więc jakie jest uzasadnienie by kursy wzrosły po kilka czy kilkanaście procent po dzisiejszej wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego? Prezes powiedział jedynie, że nie będą forsowane rozwiązania 'drastycznie', czyli takie, które zniszczyłyby system bankowy, ale nikt rozsądny przecież tego nie zakładał" - powiedział PAP.

Reklama

"Wyceny banków są obecnie wysokie, wydają się nie zawierać w sobie nawet zwrotu spreadów, podczas gdy dzisiejszy komentarz nie wskazuje na cofnięcie tego rozwiązania. Koszt ustawy spreadowej jest natomiast szacowany przez banki i większość instytucji (w tym NBP) na około 8 mld zł. Dodatkowo za dwa tygodnie będziemy mieli nowe wytyczne Komitetu Stabilności Finansowej dla banków z kredytami frankowymi" - dodał.

Wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki poinformował w piątek, że oprócz dochodzenia swoich spraw w sądzie pomóc frankowiczom ma także złożony przez prezydenta projekt ustawy dotyczącej zwrotu spreadów walutowych, a planowane podniesienie wymogów kapitałowych na portfele walutowe banków powinno je skłonić do przewalutowania. Projekt ustawy Kancelaria Prezydenta złożyła do Sejmu w sierpniu i dokument jest obecnie w podkomisji nadzwyczajnej.

Parosa zwrócił uwagę, że inwestorzy nie powinni spodziewać się dywidend z banków frankowych jeszcze przez długi czas, co wydaje się, jego zdaniem, ignorowane przez rynek.

"Nadzór będzie prawdopodobnie blokował wypłaty przez dłuższy czas poprzez podwyższone wymogi kapitałowe" - ocenił.

Dodał, że negatywną informacją jest również wzrost liczby negatywnych dla banków orzeczeń sądowych.

"Jeżeli chodzi o wyroki sądowe, to one zmieniają się na niekorzyść banków. Nadal dominują orzeczenia korzystne dla instytucji finansowych, ale proporcja zmienia się na korzyść frankowiczów" - powiedział PAP.

"Dzisiejsze wzrosty wykorzystałbym więc raczej do sprzedaży akcji banków z portfelami frankowymi i zakupu papierów innych banków z WIG 20 i mWIG 40, które nie posiadają tych produktów" - dodał.

Łukasz Jańczak z Ipopema Securities uważa, że piątkowe słowa Kaczyńskiego są zgodne z wcześniejszymi zapowiedziami przedstawicieli PiS. Dodał, że Kaczyński mógł jednak mieć na myśli również złagodzenie już zaproponowanych obciążeń dla banków.

"Mam wrażenie, że rynek szuka argumentów do dalszych wzrostów i każda nowa pozytywna wiadomość powoduje silną reakcję na giełdzie. Wydaje się, że od dawna inwestorzy grali pod to, że nie będzie twardego, ustawowego przewalutowania kredytów frankowych - na to wskazywały wyceny banków. Ta dzisiejsza wypowiedź pana Kaczyńskiego nie jest niczym nowym, ale oficjalnie potwierdza te przypuszczenia" - powiedział PAP Jańczak.

"Można natomiast czytać tę wypowiedź też w taki sposób, że PiS nie będzie w ogóle ingerowało ustawowo w portfele frankowe, co oznaczałoby m.in. brak zwrotu spreadów. Jeżeli to miał na myśli Kaczyński, to faktycznie jest tu duże pole do pozytywnej reakcji" - dodał.

Jańczak dodał, że jednoznacznie negatywną informacją dla banków jest natomiast piątkowa wypowiedź wicepremiera Morawieckiego o kilkukrotnym zwiększeniu Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, do kilku mld zł z 600-700 mln zł.

"To też będzie pewien koszt dla banków" - powiedział Jańczak.

Wicepremier powiedział w piątek podczas briefingu z dziennikarzami, że byłby zwolennikiem tego, aby Fundusz Wsparcia Kredytobiorców został wzmocniony kapitałowo, może nawet 3-4 razy więcej. "Byłbym za tym, aby ten fundusz był paromiliardowy, co najmniej" - dodał.

Jego zdaniem, państwo nie powinno wspierać tego funduszu swoimi pieniędzmi, bowiem wszystkie inne grupy kredytobiorców również wyciągnęłyby rękę do budżetu. Dodał, że fundusz ma pomagać tym wszystkim, którzy mają trwałe lub przejściowe kłopoty w spłacie kredytów, aby nie mieli kłopotów z mieszkaniem w swoim własnym lub częściowo własnym lokalu.

"Bardzo poważnie do tego podchodzimy" - zaznaczył wicepremier.

Dodał, że kryteria korzystania z funduszu są na tyle ostre, że w niewielkim stopniu był on wykorzystywany przez kredytobiorców. "Nasza propozycja jest taka, żeby nie tylko ten fundusz zwiększyć, ale też, żeby korzystanie z tego funduszu było faktycznie dostępne dla tych wszystkich, którzy mają trudności w spłacie rat" - zaznaczył.

Fundusz Wsparcia Kredytobiorców (FWK) o wartości 600 mln zł utworzono ze składek banków mających w swoich portfelach kredyty hipoteczne. Powstał on na podstawie ustawy z października 2015 r. o wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy.

Pozytywnie piątkową wypowiedź Kaczyńskiego ocenia Kamil Stolarski z Haitong Banku. Analityk uważa, że w piątkowym komentarzu widać dużą zmianę nastawienia Kaczyńskiego do tematu kredytów frankowych.

"Jeszcze w kwietniu 2016 roku określał ten produkt bankowy jako 'nowoczesną formę niewolnictwa'. Mówił również o tym, że przymusowa konwersja jest możliwa, o ile NBP weźmie w niej udział. Dzisiaj komentarz jest zupełnie inny" - powiedział PAP Stolarski.

Dodał, że inwestorzy nadal powinni się liczyć z kosztami rozwiązań frankowych dla banków, ale jest duża szansa, że będą one niższe niż oczekiwano.

"Sprawy sądowe, jak wiadomo, mogą ciągnąć się latami i nie dają żadnej gwarancji frankowiczom. Patrząc na prawomocne wyroki, które zapadły do tej chwili, nie widać przykładu, gdzie orzeczenie byłoby w pełni po myśli kredytobiorców - raczej linia prawna jest po stronie banków" - powiedział.

Stolarski ocenia, że mniej prawdopodobny jest w Polsce scenariusz, który miał miejsce w Rumunii, gdzie banki po niekorzystnych wyrokach sądowych masowo oferowały frankowiczom korzystne warunki spłaty kredytów.

"W Rumunii banki w pewnym momencie zaczęły mocno przegrywać sprawy sądowe i dodatkowo cały czas wisiało nad nimi ryzyko rozwiązania ustawowego, przez co większość instytucji zdecydowało się na zaoferowanie klientom bardzo atrakcyjnych warunków spłaty zobowiązań CHF. Można by sobie wyobrazić taki scenariusz w Polsce, ale wydaje się, że nie jest ten scenariusz najbardziej prawdopodobny" - powiedział.

Analityk Haitonga, podobnie jak inni rozmówcy PAP, nie spodziewa się wycofania rządu z tzw. ustawy spreadowej.

"Instytucje państwowe – NBP i Ministerstwo Finansów – jeszcze niedawno pozytywnie wypowiadały się o projekcie ustawy dotyczącej zwrotu przez banki spreadów walutowych. Wydaje się, że jest to nadal preferowane rozwiązanie" - powiedział.