Sądy zablokowały na razie dekret Donalda Trumpa o tymczasowym zakazie wjazdu do USA obywateli siedmiu krajów muzułmańskich oraz uchodźców. Spór, potwierdzający konfrontacyjny kurs nowego przywódcy USA, rozstrzygnie prawdopodobnie Sąd Najwyższy.

W ogłoszonym pod koniec stycznia dekrecie – ściślej: rozporządzeniu wykonawczym - Trump powołał się na ustawę Kongresu dającą prezydentowi prawo do „zawieszenia wjazdów do USA jakichkolwiek cudzoziemców lub kategorii cudzoziemców”, jeśli oceni, że ich przybycie „byłoby szkodliwe dla interesów Stanów Zjednoczonych”. Wyjaśniał, że chodzi o zabezpieczenie kraju przed terroryzmem. Wstrzymanie przyjęć obcokrajowców z wybranych krajów ma dać czas na sprawdzenie skuteczności procedur kontroli osób starających się o przyjazd do USA.

Dekret wywołał lawinę pozwów sądowych i protestów organizowanych przez obrońców praw muzułmanów i imigrantów. Sędzia sądu federalnego w Seattle w stanie Waszyngton James Robart wydał orzeczenie wstrzymujące jego wykonanie. Poparły go sądy federalne w stanach Minnesota i Virginia. Tylko sąd w Bostonie opowiedział się po stronie Trumpa. Biały Dom odwołał się do trzyosobowego sądu apelacyjnego w okręgu Zachodniego Wybrzeża, ale ten podtrzymał decyzję Robarta.

Sądy kwestionujące dekret argumentują, że spowodował on chaos i szkody dla gospodarki, blokując przybycie do USA pracowników na kontraktach. Tych negatywnych skutków – dowodzą - nie równoważą względy bezpieczeństwa, ponieważ sprawcy ataku 11 września 2001 r. i późniejszych zamachów terrorystycznych w USA, w wyniku których zginęli ludzie, nie pochodzili z żadnego z siedmiu krajów - Iraku, Syrii, Libii, Sudanu, Jemenu, Somalii i Iranu - objętych dekretowym zakazem. Sądy sugerują także, że dekret może naruszać konstytucję, zabraniającą dyskryminacji religijnej.

Prawnicy amerykańscy są podzieleni w ocenie aktu władczego Trumpa. Hans A. von Spakovsky z konserwatywnej fundacji Heritage popiera go, zwracając uwagę, że „przynajmniej 60 osób urodzonych we wspomnianych siedmiu krajach zostało uznanych za winne przestępstw związanych z terroryzmem (autor nie precyzuje, o jakie dokładnie przestępstwa chodzi). Z kolei Benjamin Wittes, związany z liberalnym think tankiem Brookings Institution, przyznaje rację sądowi apelacyjnemu, ponieważ „nie ma powodu, by znowu wpędzać kraj w chaos, kiedy w najbliższych tygodniach sądy rozpatrzą meritum sprawy”.

Reklama

Trump oskarża nieprzychylne mu sądy o polityczną stronniczość. Jednak sędzia Robart, który wstrzymał wykonanie jego dekretu, był mianowany przez republikańskiego prezydenta George'a W. Busha. Krytycy Trumpa zauważają, że bezpośrednio po jego ogłoszeniu nie wpuszczono do USA nawet osób z „zieloną kartą” (prawem stałego pobytu), a zakaz wjazdu dla obywateli Iraku, którzy współpracowali z Amerykanami w czasie okupacji ich kraju, był szczególnie krzywdzący. Podkreśla się wizerunkowe szkody dekretu dla Ameryki i jego potencjalną rolę jako narzędzia rekrutacji dla Państwa Islamskiego.

Zablokowanie dekretu wynika z uprawnień sądów federalnych w USA do kontroli zgodności z prawem i konstytucją ustaw Kongresu i działań prezydenta (tzw. judicial review). Sądownictwo jest jednym z trzech filarów systemu, obok władzy wykonawczej i ustawodawczej, które mają się nawzajem równoważyć i kontrolować (zasada check-and-balance). Sąd Najwyższy jako ostateczna instancja władzy sądowniczej, której orzeczenia są nieodwołalne, cieszy się ogromnym prestiżem – większym niż Kongres.

W historii USA niemal wszyscy prezydenci rządzili również za pomocą dekretów. Najwięcej wydał ich Franklin D. Roosevelt (3522), który wszakże najdłużej, bo przez 12 lat, sprawował rządy. W ten sposób zapadły niektóre najważniejsze decyzje w dziejach, jak zniesienie niewolnictwa przez prezydenta Abrahama Lincolna (1863 r.), czy segregacji rasowej w wojsku przez prezydenta Harry'ego Trumana (1948 r.).

Nieraz dochodziło do konfliktów sądownictwa z prezydentami na tle dekretów. Jak obliczono, ich zwycięstwem zakończyło się 83 procent tego typu sporów. Czasem prezydenci musieli ustąpić. W 1952 r. Sąd Najwyższy unieważnił dekret Trumana o nacjonalizacji hut stali, aby uniemożliwić tam strajki i zapewnić ciągłość produkcji broni w czasie wojny koreańskiej. Kiedy Sąd Najwyższy zablokował rozporządzenia F. D. Roosevelta wprowadzające reformy New Dealu, prezydent usiłował powiększyć jego skład o sędziów ze swego nadania, ale odpowiedni projekt ustawy przepadł w Kongresie. Kongres także może uchylić dekrety prezydenckie, ale prezydent ma prawo zawetować jego decyzje, a do przełamania weta potrzeba 2/3 głosów w obu izbach.

Po zablokowaniu dekretu Trumpa o imigrantach i uchodźcach, Biały Dom ma teraz do wyboru: odwołać się bezpośrednio do Sądu Najwyższego, poprosić sąd apelacyjny o ponowne rozpatrzenie sprawy w powiększonym składzie albo nawet wnieść o rewizję niekorzystnego dla siebie orzeczenia do sądu federalnego w Seattle.

Przeważa przekonanie, że administracja nie wybierze raczej pierwszej opcji, ponieważ w Sądzie Najwyższym zasiada na razie tylko 8 sędziów – wakat po śmierci sędziego Antonina Scalii nie jest wypełniony – i gdyby rozpatrzył on sprawę w niepełnym składzie, może dojść do impasu, gdyż głosy rozłożyłby się prawdopodobnie po równo (między 4 sędziów liberalnych i 4 konserwatywnych). W takim wypadku pozostanie w mocy wyrok sądu apelacyjnego.

Powrót sprawy do sądów niższej instancji da rządowi czas, aby SN uzupełnić o nominowanego już przez Trumpa sędziego Neila Gorsucha. Musi on być jeszcze zatwierdzony przez Senat, ale Republikanie mają tam przewagę. Układ sił w sądzie zmieniłby się wtedy na korzyść konserwatystów, co pozwoliłoby Trumpowi liczyć na zatwierdzenie dekretu.

Prezydent zasugerował ostatnio, że może również znacznie zmodyfikować dekret lub nawet zastąpić go całkiem nowym, trudniejszym do podważenia przez sądy. Niewykluczone, że wynika to z obaw, że zatwierdzenie nominacji Gorsucha może się skomplikować. Nominacja do SN musi być zatwierdzona większością minimum 60 głosów (na 100) w Senacie, a takiej Republikanie nie mają. GOP może zmienić reguły, aby zatwierdzić sędziego zwykłą większością (tzw. opcja nuklearna), ale jest to politycznie ryzykowne.

Sam Gorsuch poza tym skrytykował Trumpa za jego ataki na sądy, obrażanie sędziów i kwestionowanie ich bezstronności. Nowy prezydent nie pierwszy raz łamie dotychczasowe, tradycyjne zasady sprawowania władzy, idzie kursem konfrontacji i nie traci przez to poparcia swego elektoratu. Jednak z jego własnego obozu mnożą się głosy, że w sprawie dekretu imigracyjnego poszedł za daleko. W tej sytuacji możliwe, że zostanie on rzeczywiście poważnie zmodyfikowany, aby przeciąganie się tej sprawy nie przeszkodziło w realizacji innych celów.

Tomasz Zalewski (PAP)

>>> Polecamy: Trump zniesie antyrosyjskie sankcje? Senatorowie mają pomysł, jak temu zaradzić