Nie tak dawno temu Mongolia była najszybciej rozwijającą się gospodarką świata. Dziś prawie pod każdym względem dołuje. Zadłużenie wystrzeliło w górę, wartość waluty spadła, a deficyt budżetowy alarmująco się powiększył. Zagraniczne inwestycje wysychają, a wzrost gospodarczy zmarniał. Nawet biedne antylopy zmagają się z plagą chorób.

Jakby tego było mało, zbliża się czas wykupu niektórych obligacji. Rząd wraz z państwowym bankiem rozwoju musi uporać się z zapadającymi w przyszłym roku obligacjami o wartości ponad miliarda dolarów, z czego 580 mln należy spłacić już w marcu. Obywatele Mongolii tak bardzo boją się bankructwa kraju, że przekazują państwu swoje konie.

Na szczęście są też lepsze opcje pomocy. Rząd Mongolii ma negocjować z Międzynarodowym Funduszem Walutowym bailout – szósty w ciągu 30 lat. Możliwe, że Chiny również przyłączą się do pomocy – co będzie miało swoją cenę. Nawet jeśli Mongolii uda się uniknąć bankructwa, to jej historia powinna służyć jako przestroga na przyszłość.

Kraj, który siedzi na gigantycznych złożach surowców i dzieli długą granicę z drugą największą gospodarką świata, przez wiele lat wydawał się bardzo atrakcyjnym miejscem do inwestowania. Gospodarka Mongolii rosła w tempie 17 proc. w 2011 roku, a mongolskie kopanie pracowały pełną parą, chcąc zaspokoić chiński popyt na węgiel i miedź.

>>> Czytaj też: Mongolia: największe eldorado XXI wieku?

Reklama

Rząd w tym samym roku podniósł wydatki o 56 proc. Z nienaturalnie niskimi stopami procentowymi, Mongolia była jednym z tych krajów, które nie były tak bardzo wiarygodne, aby być w stanie pożyczać pieniądze na atrakcyjnych warunkach. W 2012 roku Mongolia wyemitowała obligacje skarbowe o wartości 1,5 mld dol., aby sfinansować roboty publiczne. Kraj podniósł wynagrodzenia urzędnikom i dofinansował kredyty hipoteczne. Na mongolskich stepach wyrastały luksusowe butiki, modne hotele i nieskromne pomniki.

Jednak dobry czas zakończył się, tak jak to zwykle się dzieje. Chińska gospodarka spowolniła, ceny surowców spadły, a Mongolia znalazła się w dołku. Wzrost gospodarczy spadał, a zadłużenie rosło. Rezerwy walutowe topniały, a kryzys budżetowy zażegnano tylko dzięki pomocy Banku Ludowego Chin.

Nowa pomoc ze strony MFW mogłaby zapobiec bankructwu, ale Mongolia potrzebuje czegoś więcej. Przede wszystkim kraj musi zdywersyfikować swoją gospodarkę, która w prawie jednej czwartej zależy od górnictwa, które z kolei stanowi 90 proc. eksportu. To z kolei wymaga ulepszenia systemu edukacji i nowego podejścia do zagranicznych inwestorów, wobec których mongolski rząd zachowywał się w ostatnich latach wrogo. Budżet wymaga zbilansowania tak, aby można było utworzyć specjalny fundusz majątkowy, który z kolei posłużyłby jako narzędzie interwencji w razie bańki na rynku nieruchomości.

Mimo wszystko przyszłość Mongolii rysuje się w jasnych barwach. Kraj ma młodą populację, w większości stabilną demokrację, a nawet rozwijającą się scenę startupów. MFW szacuje, że zasoby surowcowe Mongolii mogą z czasem dać zysk rzędu 3 bln dol. Znajdująca się obecnie w trakcie rozbudowy kopalnia Oyu Tolgoi powinna wkrótce zacząć przynosić wysokie zwroty. Wydaje się, że pewna dawka bólu jest dziś niezbędna, aby kraj mógł w dobry sposób spożytkować swoje bogactwa. Być może doprowadzi to również do zakończenia niezdrowych posunięć gospodarczych, jakich dopuściła się Mongolia w czasie prosperity.