Do dymisji Renziego doszło dwa miesiące po tym, gdy ustąpił ze stanowiska premiera w rezultacie porażki w referendum konstytucyjnym. Wziął on na siebie odpowiedzialność za przegraną rządu, który chciał między innymi zmienić skład i zasady powoływania Senatu oraz ograniczyć jego rolę polityczną.

Po klęsce w grudniowym referendum w Partii Demokratycznej i dymisji szefa rządu rozpoczął się okres dyskusji na temat przyszłości oraz postulatu rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych.

Niektórzy politycy PD rzucili wyzwanie Renziemu, zgłaszając zamiar kandydowania na stanowisko przywódcy partii. W ugrupowaniu powstało około dziesięciu frakcji, co wywołało groźbę jego rozpadu. Gdyby do tego doszło, zagrożona byłaby przyszłość rządu Paolo Gentiloniego.

W swym wystąpieniu na forum zjazdu były premier oświadczył: "Rozpad to jedno z najgorszych słów, gorsze jest tylko słowo szantaż. Nie do przyjęcia jest to, by blokowano działalność partii w wyniku dyktatu mniejszości". "Nie możecie prosić tego, kto podaje się do dymisji o to, by zwołać kongres, by nie kandydował ponownie, bo tylko tak uniknie się rozpadu" - dodał Renzi. "To nie jest reguła demokratycznej gry" - podkreślił. (PAP)

Reklama