Niecałe 3 pkt. proc. – o tyle więcej głosów może zyskać PiS dzięki powołaniu metropolii warszawskiej. To może oznaczać, że teza o „skoku” na stołeczne stołki nie jest prawdziwa. Ale partia Jarosława Kaczyńskiego może innymi sposobami zwiększyć swoje wpływy w mieście.

Z naszych ustaleń wynika, że w partii rozważane były dwie koncepcje. Zgodnie z pierwszą nowa jednostka metropolitalna miałaby powstać dopiero w styczniu 2019 r. Ale to by prawdopodobnie oznaczało konieczność wydłużenia kadencji obecnych władz stolicy z PO, ponieważ wybory samorządowe odbędą się w okolicach listopada 2018 r. Dlatego PiS zdecyduje się na drugi wariant. Zakłada on, że nowa jednostka, a wraz z nią jej władze, rozpoczną działalność tuż po elekcji. To oznacza jednak problem z budżetem metropolii, bez którego można zapomnieć np. o wspólnej polityce komunikacyjnej, którą PiS wskazuje jako największą zaletę całej reformy. Wszystko przez to, że od momentu wyborów do początku 2019 r. pozostaną jeszcze nawet dwa miesiące.

– Chcemy zastosować rozwiązanie, które już raz przyjęto w ustawie o m.st. Warszawie z 2002 r. Na tych kilka ostatnich tygodni 2018 r. budżet przyjmie regionalna izba obrachunkowa. Wybrany przez rząd pełnomocnik ds. organizacji nowej jednostki metropolitalnej opracuje natomiast projekt budżetu na 2019 r. Następnie rada metropolii przyjmie ten budżet, z poprawkami lub bez – wyjaśnia poseł PiS Jacek Sasin, autor projektu nowej ustawy warszawskiej.

Samorządowcy krytykują tę koncepcję. Nie podoba im się pomysł, by rządowy komisarz ustalał projekt budżetu nowej jednostki. Nie przekonuje ich nawet fakt, że przejściowy budżet ustali regionalna izba obrachunkowa (RIO). Przypominają, że trwają prace nad nową ustawą o RIO, która zwiększa kontrolę rządu nad tymi podmiotami. Chodzi m.in. o to, że większość składu komisji konkursowych wybierających szefostwo RIO wskaże rząd.

Ponadto samorządowcy są zaskoczeni, że PiS chce, by nowe władze metropolitalne zaczęły funkcjonować już od jesiennych wyborów w 2018 r. Zdaniem Grzegorza Kubalskiego ze Związku Powiatów Polskich bardziej rozsądne byłoby rozpoczęcie ich działalności od stycznia 2019 r. Zapewniłoby to bufor czasowy, by wybrane w wyborach powszechnych władze ukonstytuowały się i przyjęły budżet. Kubalski przypomina, że zgodnie z procedurą projekt budżetu każdej jednostki samorządowej władza wykonawcza składa do 15 listopada. Organ stanowiący, czyli rada, ma czas do końca roku na jego przyjęcie. Ewentualnie czas ten można wydłużyć do końca stycznia nowego roku, ale wówczas trzeba działać na prowizorium budżetowym. – Praktyka wygląda tak, że zazwyczaj rada nie wprowadza istotnych zmian do projektu budżetu, a przynajmniej nie próbuje go na ostatniej prostej wywracać do góry nogami. Prawdopodobieństwo gruntownego przebudowania projektu budżetu, przygotowanego przez przedstawiciela rządowego, jest bardzo nikłe – zwraca uwagę Grzegorz Kubalski.
PiS chce uniknąć sytuacji, której co cztery lata doświadcza wiele władz lokalnych. Często bywa tak, że jedna władza przygotowuje projekt budżetu na kolejny rok, następnie przegrywa wybory, a nowa władza zmuszona jest przez rok realizować plan poprzedników. – Partia Jarosława Kaczyńskiego zapewni sobie wpływ na kształt budżetu metropolii warszawskiej, niezależnie od tego, czy wygra wybory, czy nie – stwierdza jeden z naszych rozmówców.

Reklama

Jeden z posłów opozycji zwraca nam uwagę również na sposób funkcjonowania rady metropolii warszawskiej. – PiS może zdawać sobie sprawę z tego, że żaden jego kandydat nie będzie w stanie wygrać w wyborach na prezydenta Warszawy. Dlatego przynajmniej chce zagwarantować sobie kontrolę nad radą aglomeracji – twierdzi. Zgodnie z przyjętą w projekcie ustawy zasadą podwójnej większości za uchwałą zagłosować będzie musiała większość radnych, którzy jednocześnie reprezentują większość mieszkańców całej jednostki metropolitalnej. – W ten sposób o wiele łatwiej będzie tam stworzyć mniejszość blokującą niż większość zarządzającą. Dlatego PiS może kalkulować, że na tym zyska, nawet jeśli nie zwiększy znacząco swojego stanu posiadania w radzie – wyjaśnia nasz rozmówca. Sposób funkcjonowania rady nie jest jeszcze przesądzony – twórcy projektu biorą bowiem pod uwagę argument, że tak działającej radzie grozi paraliż decyzyjny.

Deklaracje PiS o chęci podjęcia rozmów nad ostatecznym kształtem projektu ustawy nie uspokajają opozycji. – Nie wierzę w zapewnienia o tym, że wybory odbędą się w ustawowym terminie – mówi Jan Grabiec, poseł PO i były starosta legionowski. Zdaniem przedstawicieli Platformy Obywatelskiej PiS może próbować ugrać dwie rzeczy. Pierwsza z nich polega na tym, że zmiana ustrojowa (czyli stworzenie aglomeracji warszawskiej) może być pretekstem do przyspieszonych wyborów. Drugi scenariusz, który dostrzega PO, to powołanie komisarza do stworzenia struktur nowej metropolii. – W grę wchodzi likwidacja ośmiu powiatów. Może pojawić się tłumaczenie, że aby nie wybierać starostów i radnych w tych powiatach, lecz już w nowych organach, pewne przepisy powinny wejść w życie wcześniej, tzn. przed wyborami. Wówczas pojawić się może opcja komisarza. Komisarz ten nie będzie w stanie przygotować nowej jednostki bez ludzi i całej struktury administracyjnej, która dziś pracuje na rzecz stołecznego ratusza i okolicznych powiatów. Dlatego możliwe jest rozwiązanie, że przejmie kompetencje prezydenta stolicy jeszcze przed wyborami na jesieni 2018 r. – przekonuje Jan Grabiec.

Wszystkie kreślone przez naszych rozmówców opcje i scenariusze mogą spowodować, że cała „operacja warszawska” PiS ostatecznie się bardzo opłaci. I to mimo że na pierwszy rzut oka sam wyborczy uzysk partii może być stosunkowo niewielki. A przynajmniej nie wydaje się wart aż takiej rewolucji.

>>> Czytaj też: Warszawa zmieni się w megamiasto. Jej powierzchnia wzrośnie trzykrotnie

Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przeprowadził symulacje na podstawie ostatnich elekcji (wybory prezydenckie z 2010 i 2015 r., wybory do sejmików województw z 2010 i 2014 r. oraz wybory do Sejmu z 2015 r.). Wyliczył, jak przyrośnie poparcie dla PiS wskutek wspólnego głosowania mieszkańców obecnej Warszawy i okolicznych gmin, mających wejść w skład nowej jednostki. Wynika z nich, że w najbardziej optymistycznym wariancie (wyniki II tury wyborów prezydenckich z 2015 r.) PiS zyska tylko niecałe 3 pkt. proc. Z kolei dla PO każdy wariant oznacza straty, jednak również niewielkie – w najgorszym (wyniki wyborów do sejmików z 2014 r.) jest to ubytek rzędu 3,5 pkt. proc. – Nie wydaje mi się, by PiS dokładnie przeanalizował kwestie polityczne, proponując projekt ustawy – uważa Jarosław Flis. – PiS rozpoczął grę o kolosalnym ryzyku, gdzie straty mogą być duże, a zysk niewielki. Obstawiam, że jest to klasyczne rozochocenie władzy, które widać było też u PO po wyborach w 2010 r., gdy mieli swojego prezydenta – dodaje politolog.
Jan Grabiec z PO nie wyciągałby jednak zbyt pochopnych wniosków z tych symulacji. – Być może uzysk polityczny dla PiS nie wygląda na zbyt duży, jednak pamiętajmy, że frekwencja w wyborach samorządowych jest niższa niż w przypadku wyborów prezydenckich czy parlamentarnych. Dlatego w wyborach lokalnych zasadnicze znaczenie ma to, czyj elektorat jest bardziej zdyscyplinowany. A PiS na pewno liczy na swoich wyborców. Nie bagatelizowałbym też działań CBA i prokuratury wobec samorządowców. To wszystko wpływa na wyobraźnię wyborców niezależnie od tego, czy jakiekolwiek zarzuty się potwierdzają, czy nie – stwierdza poseł PO.

Z planu PiS wyłaniają się jeszcze dwa interesujące wnioski. Mimo że posłowie tej partii co do zasady woleliby, aby wybory samorządowe przeprowadzać na wiosnę – tak jak przed reformą samorządową z 1999 r., co powodowałoby mniejsze komplikacje z przygotowaniem budżetów w jednostkach samorządowych – to jednak nie zdecydują się na skrócenie kadencji obecnych władz, by wcielić pomysł w życie (jest kilka innych sposobów, by to wprowadzić, o czym już pisaliśmy).

Drugi wniosek związany jest z tym, że metropolia warszawska ma być de facto nowym szczeblem samorządu terytorialnego. To oznacza, że propozycje PiS dotyczące zmiany ordynacji wyborczej nie znajdą zastosowania, a w wyborach do tej jednostki wystartować będą mogli nawet ci samorządowcy, którzy będą mieć za sobą dwie lub więcej kadencji – czyli np. Hanna Gronkiewicz-Waltz, o ile taką decyzję podejmie.