Pięć lat temu KGHM kupił kanadyjską Quadrę. Dziś ta największa w historii zagraniczna inwestycja polskiej firmy okazuje się zarazem najbardziej spektakularną porażką.
Na zakup aktywów i uruchomienie produkcji w chilijskim Sierra Gorda szósty producent miedzi na świecie wydał łącznie ok. 16 mld zł. Jakość zakupionych złóż i możliwości produkcyjne nowych kopalni okazały się niższe od szacunków KGHM i już w 2015 r. spółka obniżyła wycenę zagranicznych aktywów o 6,4 mld zł. Już wtedy wartość Sierra Gorda, sztandarowego projektu, który miał być motorem napędowym firmy w najbliższych latach, spadła w bilansie KGHM do zera. W połowie lutego miedziowy koncern poinformował inwestorów, że zmuszony jest dokonać kolejnych odpisów, tym razem w kwocie 5,2 mld zł. Firma spisała na straty przede wszystkim pożyczki udzielone swojej chilijskiej spółce na uruchomienie produkcji. Łącznie KGHM stracił już niemal 12 mld zł, ponad 70 proc. zainwestowanego kapitału.
Na liście spektakularnych zagranicznych porażek polskich przedsiębiorstw lubiński koncern, jeśli wziąć pod uwagę wielkość straty, znalazł się na mało zaszczytnym pierwszym miejscu. Dotychczas palmę pierwszeństwa dzierżył PKN Orlen. W 2006 r. największy krajowy koncern paliwowy przejął kontrolę nad litewską rafinerię w Możejkach. Na kupno aktywów i dalsze inwestycje polska firma wydała ok. 10 mld zł. Do odciętej przez Rosjan od dostaw surowca rafinerii Orlen zmuszony jest sprowadzać ropę statkami z Wenezueli, a jednocześnie przed kilkoma laty litewski rząd rozebrał tory najkrótszej linii kolejowej prowadzącej do portowych terminali. To znacznie zwiększa koszty. Zyski Możejki przynoszą okazjonalnie, tylko w wyjątkowo sprzyjających warunkach rynkowych. Takich jak w 2015 i 2016 r., kiedy łącznie zarobiły dla Orlenu niemal 0,5 mld dol. Dlatego poprzedni zarząd firmy, kierowany przez Jacka Krawca, spisał litewskie aktywa na straty i próbował sprzedać rafinerię. Wojciech Jasiński, obecny prezes firmy, w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, mówił o chęci „rozwijania działalności na Litwie”.
Dotkliwą porażką okazała się także największa zagraniczna inwestycja Lotosu, firmy paliwowej numer dwa w Polsce. Gdańskie przedsiębiorstwo w 2008 r. za miliard złotych kupiło 20 proc. udziałów w norweskim złożu Yme i w kolejnych latach niemal drugie tyle wydało na uruchomienie wydobycia. Petrokorony nigdy jednak do kasy Lotosu nie popłynęły, bo wadliwa okazała się platforma zainstalowana na złożu i zaangażowane w projekt pieniądze trzeba było uznać za stracone. Choć bilans może się jeszcze dla Lotosu zmienić. Paweł Olechnowicz, który kierował Lotosem w latach 2002–2016, opracował plan wyjścia z inwestycji. Po tym, jak w połowie zeszłego roku udało się usunąć wadliwą platformę, Robert Pietryszyn, kolejny prezes firmy, nie wykluczał wznowienia wydobycia. Kierujący Lotosem od stycznia Marcin Jastrzębski nie zadeklarował jeszcze, jakie będą dalsze losy Yme.
– Częste zmiany kadrowe to jeden z czynników, dla których bilans zagranicznych inwestycji państwowych firm nie jest korzystny. Bo jeśli coś idzie nie tak, to o taką inwestycję trzeba walczyć. Jeśli menedżerowie nie identyfikują się z decyzjami poprzedników, to szanse na pozytywny finał są niewielkie – ocenia Adam Ruciński, prezes firmy doradczej BTFG Advisory.
Reklama
Jako kontrapunkt dla działań spółek państwowych Ruciński podaje przykład Rafała Brzoski, założyciela i prezesa firmy Integer, który zamierzał zbudować globalną sieć paczkomatów. Swój plan inwestycyjny Brzoska wielokrotnie modyfikował, w końcu pozyskując do projektu inwestora finansowego.
– W firmach państwowych, zamiast aktywnego poszukiwania wyjścia z problemów, menedżerom dużo łatwiej przychodzi obciążanie niepowodzeniem swoich poprzedników – dodaje ekspert.
Nawet jednak w tych państwowych firmach, gdzie sytuacja kadrowa jest stabilna, zagraniczne inwestycje nie dają spodziewanych efektów. Tak jak w przypadku PKO BP, który od 2006 r. jest właścicielem ukraińskiego Kredobanku. Choć największa polska instytucja finansowa podkreśla, że po restrukturyzacji jej Kredobank jest jednym z najstabilniejszych banków na tamtejszym rynku i przynosi zyski, to jednak całość działalności PKO BP na Ukrainie wciąż jest na minusie. Bo niespłacone przez klientów Kredobanku kredyty zostały przeniesione do innej spółki zależnej i to ona generuje straty. W 2015 r. na rynku, w który PKO BP zainwestował ponad 500 mln zł, bank stracił 77 mln zł.
– Odsetek zagranicznych inwestycji, na których spółki kontrolowane przez państwo tracą, jest bardzo wysoki. W sektorze prywatnym taka sytuacja byłaby nie do zaakceptowania. I nikt za to nie ponosi odpowiedzialności, bo jeśli menedżerowie tracą swoje stanowiska, to nie ze względu na nietrafione inwestycje, ale dlatego, że zmieniają się władze – mówi Sebastian Buczek, prezes i główny udziałowiec Quercus TFI.