Polska jest europejskim liderem, jeśli chodzi o liczbę zgłoszonych do Brukseli dużych projektów. W tym roku będzie ich co najmniej 33. Ale czy narastający konflikt między KE a naszym rządem pozwoli zrealizować ambitne plany?
ikona lupy />
Lista projektów (transport, środowisko, energia) do wysłania KE w 2017 r. / Dziennik Gazeta Prawna

Około 36 mld zł - taka jest wartość 33 dużych projektów inwestycyjnych, jakie w tym roku Polska - zgodnie z unijnymi regulacjami - zamierza zgłosić do zatwierdzenia przez Komisję Europejską. Prawie połowę z nich stanowią inwestycje drogowe, m.in. południowa obwodnica Warszawy czy obwodnice miast (np. Wałcza, Ostródy, Wałbrzycha). Nie brakuje też inicjatyw samorządowych (np. zakup tramwajów niskopodłogowych przez Poznań) czy związanych ze środowiskiem (projekt „Ochrona przeciwpowodziowa Sandomierza).
Połowę całkowitej kwoty, czyli ok. 18 mld zł, ma wyłożyć Bruksela. Niewykluczone, że przedsięwzięć będzie więcej. Wszystko zależy od rozstrzygnięć w konkursach unijnych i kursu euro.

Duże projekty podlegają szczególnym regulacjom. To inwestycje o koszcie kwalifikowanym, czyli podlegającym refundacji z europejskich funduszy, wyższym niż 50 mln euro. W przypadku sektora transportowego próg jest wyższy i wynosi 75 mln euro. Każde przedsięwzięcie, który znajdzie się w tej grupie, musi otrzymać zielone światło od Komisji Europejskiej. Po analizie Bruksela wydaje zgodę na finansowanie unijnymi pieniędzmi. Do Komisji wysyłane są wnioski dotyczące inwestycji już pozytywnie ocenionych przez instytucje krajowe i na które podpisano umowy o dofinansowanie. Ewentualne wątpliwości unijnych urzędników mogą oznaczać niemałe problemy dla państwa członkowskiego, bo będzie to równoznaczne ze wstrzymaniem refundacji poniesionych kosztów.

Reklama

>>> Czytaj też: Konkurencyjność regionów. Jak wypadamy na tle UE?

Do tej pory, na szczęście, nie napotkaliśmy jakichś komplikacji. W 2016 r. Polska przekazała do oceny KE aż 42 wnioski dotyczące dużych projektów (o trzy więcej niż planowano) o wartości 44 mld zł, z czego unijne dofinansowanie to 24 mld zł. Komisja już wydała pozytywne decyzje odnośnie do 33 przedsięwzięć. Ich łączna wartość to 8,9 mld euro (5 mld euro pochodzić będzie z UE). Zielone światło uzyskały takie projekty jak budowa odcinka drogi ekspresowej S19 Lublin – Rzeszów, budowa autostrady A1 od Pyrzowic do Częstochowy, drugi etap modernizacji linii kolejowej Warszawa – Łódź czy drugi etap budowy II linii warszawskiego metra (wraz z zakupem taboru).

DGP udało się poznać plany inwestycji unijnych na 2017 r. Planowanych inwestycji jest na razie mniej niż przed rokiem i mają mniejszą wartość. Na liście projektów przygotowanych do wysyłki do KE znajdują się na razie 33 inwestycje: 15 drogowych, trzy kolejowe, kolejnych 11 z zakresu transportu miejskiego, dwie z sektora środowiskowego i tyle samo z sektora energii. Ich wartość wyceniana jest na ok. 36 mld zł, z czego połowę ma dać Unia Europejska.

Jak słyszymy w Ministerstwie Rozwoju (MR), ostateczna liczba projektów zależy od rozstrzygnięcia poszczególnych naborów. Po ich zakończeniu mogą się pojawić dodatkowe duże inwestycje, które zostaną zgłoszone Komisji Europejskiej. Nie bez znaczenia jest także kurs euro, który również może wygenerować pewne oszczędności w programach operacyjnych.
Ponadto MR zapewnia nas, że żaden kraj unijny nie zrealizował swoich planów w tym zakresie. Jako przykład wskazuje Czechy, które z planowanych 41 wniosków wysłały do Brukseli zaledwie trzy. Jak wypadamy na tle innych krajów członkowskich, tego już nie wiadomo, bo danych nie chce nam pokazać ani nasz resort rozwoju, ani polskie przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Warszawie. Wiadomo jedynie, że plany przesłane przez Polskę stanowią aż 55 proc. łącznej liczby dużych projektów zgłoszonych służbom KE. Skąd ta niechęć do dzielenia się tymi danymi? – W zestawieniu tym bardzo słabo wypada Rumunia, która planowała ponad 80 dużych projektów, a Komisji zgłosiła raptem kilka. A jak wiadomo, unijnym komisarzem ds. polityki regionalnej jest pochodząca z tamtego kraju Corina Cretu, której niekoniecznie może zależeć na upublicznianiu takich danych – wyjaśnia jeden z naszych rozmówców.

Część inwestycji startuje z poślizgiem w stosunku do pierwotnych planów. Przykładowo, na tegorocznej liście znajduje się budowa odcina ekspresówki S2 na odcinku Puławska – Lubelska, czyli istotny, liczący prawie 19 km, odcinek południowej obwodnicy Warszawy. Z rządowego Programu Budowy Dróg Krajowych na lata 2014–2023 z perspektywą do 2025 r. (PBDK) wynika, że prace zaplanowane były na lata 2015–2020. Nie wiadomo więc, czy termin zostanie dotrzymany – z informacji zamieszczonych w serwisach internetowych GDDKiA wynika, że robót jeszcze nie rozpoczęto. O krok dalej jest budowa obwodnicy Góry Kalwarii w ciągu dróg krajowych 50 i 79. Obecnie wykonawca porządkuje teren pod inwestycję – trwa wycinka drzew i wyburzenia. Ale i tak PBDK zakładał czas realizacji na okres 2015–2019.

Są jednak też projekty, które idą mniej więcej zgodnie z zapowiadanym harmonogramem. Przykładem jest wart pół miliarda złotych projekt „Prace na linii kolejowej nr 1 na odcinku Częstochowa – Zawiercie”. Wpisany jest on jako jedna z inwestycji w ramach „Krajowego Programu Kolejowego do 2023 roku”. Już w listopadzie ubiegłego roku spółka PKP PLK zapowiadała rozpoczęcie prac w 2017 r. i ich zakończenie w 2020 r.

Lista dużych inwestycji niesie za sobą też dobre wieści dla władz i mieszkańców Szczecina. „Załapała się” tam inwestycja w postaci budowy tunelu łączącego wyspy Uznam i Wolin. Koszt inwestycji szacowany jest na ok. 950 mln zł (UE ma dać aż 85 proc.). GDDKiA zapowiadała, że podpisanie umów z wykonawcami nastąpi w 2017 r. Z kolei pierwsze samochody mają przejechać tunelem na przełomie 2021 i 2022 r.

W tle pojawiają się wątpliwości, czy Polsce uda się cały plan inwestycyjny zrealizować. Tempo uzyskiwania decyzji w Brukseli może budzić obawy, bo nie ma co ukrywać, że relacje na linii polski rząd – Komisja Europejska są – delikatnie mówiąc – napięte. O ile KE nie ma raczej szans na wygranie politycznej rozgrywki o stan praworządności w naszym kraju, bo nie uda się uzyskać jednomyślności rządów wszystkich państw członkowskich w sprawie nałożenia sankcji, o tyle większe pole manewru ma przy opiniowaniu inwestycji. Wystarczy, że będzie bardziej skrupulatna w weryfikowaniu wniosków i będzie doszukiwać się w nich uchybień, na które wcześniej być może przymknęłaby oko. – Jeżeli wszystko idzie dobrze, sprawnie i na czas, nikt nie będzie piętrzył problemów. Ale jeśli te problemy gdzieś się pojawią, to margines tolerancji ze strony KE będzie mniejszy niż dotąd nie tylko w kwestii funduszy europejskich, lecz także np. rynku pracy – uważa Jan Olbrycht, eurodeputowany z PO.

– Ta broń, po którą Komisja mogłaby spróbować sięgnąć, jest obosieczna – zwraca uwagę nasz rozmówca zbliżony do resortu rozwoju. – Dane za 2016 r. pokazują, że państwa członkowskie mają problemy ze zgłaszaniem zadeklarowanej wcześniej liczby dużych projektów. Jeśli KE zacznie je dodatkowo blokować czy opóźniać, rządy państw członkowskich mogą dojść do wniosku, że budżet Unii jest zbyt duży, skoro KE nie potrafi go wykorzystać – dodaje. A to prowadziłoby do cięć, których Polska i Komisja wolałyby uniknąć. Inna rzecz, że budżet i tak będzie korygowany w związku z brexitem.

>>> Polecamy: Po brexicie nawet 200 tys. emigrantów może wrócić do Polski