Założyciel Microsoftu Bill Gates wieszczy, że trzeba będzie opodatkować roboty, które odbierają ludziom pracę. Ma rację.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Niedawny wywiad Gatesa dla amerykańskiego magazynu „Quartz” doczekał się wielu komentarzy. Ton większości z nich jest podobny. Najpierw wściekły atak i wyliczenie wszystkich problemów związanych z wprowadzeniem w życie takiej daniny. Na przykład Larry Summers (guru ekonomiczny prezydentów Clintona i Obamy) napisał w „Financial Timesie” alarmistyczny tekst pod tytułem: „Roboty kreują bogactwo, więc ich opodatkowanie to błąd”. Jak na starego neoliberała przystało, Summers denerwuje się, że opodatkowanie robotów będzie ciosem w innowacyjność i postęp. „Czy walczymy ze szczepionkami dlatego, że niszczą pracę dla lekarzy? Czy nie pozwalamy na internetyzację bankowości, bo zabiera pracę kasjerom?” – pyta retorycznie Summers.
Albo inny przykład, z pozoru bardzo odległy. Bo za polemikę z Gatesem wziął się również Janis Warufakis (ideowo o lata świetlne na lewo od Summersa). On również nie zostawia suchej nitki na podatku od robotów w wersji proponowanej przez Billa Gatesa. Warufakis (w duchu trochę anarchizujący) nie wierzy na przykład, by władzom gdziekolwiek na świecie udało się skutecznie wyegzekwować daninę. Jego zdaniem skończy się na klasycznej zabawie w kotka i myszkę między producentami zautomatyzowanych systemów a fiskusem i politykami. Grek ma oczywiście trochę racji. Trudno będzie bowiem wytłumaczyć, dlaczego od robota sterującego traktorem trzeba by było zapłacić nowy podatek. A od samego traktora nie trzeba. Wszak traktor też zabrał pracę niewykwalifikowanym robotnikom rolnym. Tylko trochę wcześniej niż bezzałogowy kierowca, który już lada chwila stanie się naszą nową codziennością.
Reklama
Ciekawe jednak, że i u Summersa, i u Warufakisa im bliżej zakończenia komentarza, tym bardziej ich sprzeciw wobec propozycji Gatesa słabnie. Innymi słowy, obaj ekonomiści na koniec przyznają Gatesowi rację. Tak, roboty trzeba opodatkować. W takiej czy innej formie. Bo jeśli tego nie zrobimy, to już bardzo niedługo znajdziemy się w świecie wieszczonym od dawna przez wielu neomarksistów, którzy pokazywali, że kapitalizm ze swej natury dąży do ciągłego obniżania kosztów produkcji. W tym najważniejszego z kosztów, czyli pracy. Bo po co płacić kierowcy traktora pensje i składki, skoro można go zastąpić maszyną. Tylko że jeśli po drodze nie wkroczy polityka i nie zapewni odpowiednich mechanizmów redystrybucji, to skończy się sytuacją, w której Ziemię będą zamieszkiwać miliardy pozbawionych pracy ludzi. A rzeczywistość jest taka, że praca to dla większej części ludzkości jedyny sposób na zapewnienie fizycznego utrzymania (nie wszyscy urodzili się zamożni). Jeżeli tego nie zmienimy (na przykład wprowadzając gwarantowany dochód podstawowy), to przyszłość będzie bardzo krwawa, bo czeka nas albo bunt słabych, albo terror silnych.
Gates stawia sprawę twardo jeszcze z jednego powodu. Mówi, że podatek musi być. Nawet za cenę spowolnienia postępu w robotyzacji. Takie spowolnienie może wyjść ludzkości nawet na dobre. Zwłaszcza że na horyzoncie cały czas majaczy widmo „ostatniego odkrycia w historii ludzkości”. To określenie wymyślił już w połowie XX w. pionier badań nad sztuczną inteligencją Alan Turing. Anglik przytomnie zauważył, że w momencie, gdy człowiekowi uda się wreszcie zbudować superinteligentną maszynę, to najpewniej będzie go ona przewyższała pod każdym względem. Również w dziedzinie zdolności do wymyślania kolejnych innowacji. W tym sensie – wieszczył Turing – powodzenie na polu budowy sztucznej inteligencji faktycznie będzie oznaczało puszczenie się barierki i skok ludzkiej rasy w nową, kompletnie nieznaną rzeczywistość. Gates to rozumie i również dlatego proponuje swój podatek. Wie, że w demokratycznym kapitalizmie trudno czegokolwiek kapitałowi zakazać. Można go jednak do pewnych posunięć skutecznie zniechęcać. I właśnie tak trzeba postąpić z robotyzacją.