ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Jego zdaniem Donald Trump uwolnił w gospodarce pozytywne instynkty zwierzęce (ang. animal spirits). Innymi słowy, w ludziach wzrósł optymizm, że przyszłość będzie lepsza, co pcha ich już dziś do zwiększonych zakupów i inwestycji, podnosząc tym samym popyt i wzrost gospodarczy. Dimon mówił głównie o USA, ale jego słowa można zastosować również do całego świata. Trzeba postawić dwa pytania. Pierwsze, czy Dimon może mieć rację? Drugie, czy animal spirits rzeczywiście mają realny wpływ na gospodarkę?
Trochę w słowach prezesa dużego banku jest koniunkturalizmu. W końcu Trump obiecał ograniczenie regulacji bankowych, więc przedstawiciele tej branży na całym świecie zacierają ręce z zachwytu. Z drugiej strony większość mainstreamowych mediów opisuje amerykańskiego prezydenta w sposób szyderczy, portretując go jako największe zagrożenie dla świata. Jeżeli zatem człowiek o dość solidnej reputacji wskazuje na szanse związane z Trumpem, warto taką opinię potraktować z uwagą.
Reklama
Jest sporo sygnałów, które sugerują, że Dimon może mieć rację. Przede wszystkim są to badania ankietowe pokazujące nastroje konsumentów i biznesmenów. Nastroje te w ostatnich miesiącach bardzo wyraźnie się poprawiły, równolegle w wielu regionach świata. Parę dni temu Bloomberg podał, że jego indeks komfortu konsumentów w USA wzrósł na początku marca do najwyższego poziomu od dekady. A chęć zakupów deklarowana przez konsumentów jest najwyższa od piętnastu lat. Podobnych sygnałów z USA jest więcej, ale są one widoczne też w innych częściach świata – w tym w Polsce. W lutym indeks wyprzedzający nastrojów konsumentów (pokazujący jak oceniają oni przyszłość) wzrósł do najwyższego poziomu w historii badania. Również biznesmeni w wielu branżach wyrażają się bardzo optymistycznie o perspektywach rozwoju.
Optymizm zatem jest, ale trzeba postawić pytanie, czy to ma znaczenie dla realnej gospodarki. Teoria, że fale optymizmu i pesymizmu są niezależną siłą kierującą wzrostem gospodarczym, wzięła się od J.M. Keynesa. W ostatnich dekadach ekonomiści nie traktowali jej zbyt poważnie. W opisie gospodarki dominowała teoria racjonalnych oczekiwań sformułowana przez Roberta Lucasa, która wskazuje, że ludzie generalnie rozumieją mechanizmy gospodarcze i nie dają się wieść nastrojom i emocjom. Jeżeli są pesymistycznie lub optymistycznie nastawieni, to znaczy, że stoi za tym jakiś istotny realny powód, który jest źródłową przyczyną zmian koniunktury.
Jednak teorię „animal spirits” reaktywowały dwie grupy ekonomistów – behawioryści, którzy zajmują się psychologicznymi aspektami decyzji ekonomicznych, oraz neokeynesiści, którzy wracają do pierwotnej nauki Keynesa. Wyrażają oni przekonanie, że fale optymizmu i pesymizmu są istotnymi, autonomicznymi siłami. Ludzie wierzą w lepszą przyszłość, kiedy czują dobrą koniunkturę, a dobra koniunktura wynika z faktu, że ludzie wierzą w lepszą przyszłość – jest to zamknięte koło. Trudno w tym kole dojść, który czynnik jest pierwszy.
Czy ożywienie gospodarcze, które obserwujemy dziś na świecie, ma jakieś realne przyczyny, czy też jest to tylko zwierzęcy instynkt, który pojawił się nagle z trudnych do wyjaśnienia powodów? Jest na pewno kilka czynników realnych, które były już widoczne późnym latem 2016 r. Chodzi głównie o ożywienie w globalnym przemyśle i handlu, mające swoje źródło w Azji. Chinom udało się pobudzić popyt w kraju, a przy okazji doprowadzić do wzrostu cen surowców, co wzmogło popyt w innych krajach. Na polskim gruncie od listopada zaczęły szerszym strumieniem płynąć fundusze europejskie, co też ma realne przełożenie na koniunkturę.
Ale emocje też mogą odgrywać jakąś rolę, zgodnie ze słowami Dimona. Trudno nie dostrzec, że w Stanach Zjednoczonych naprawdę wskazania optymizmu gospodarczego wyraźnie się poprawiły po wyborach prezydenckich. A wiadomo, że jak coś się dzieje w USA, to promieniuje to na cały świat, chociażby przez rynki finansowe. Roger Farmer, ekonomista z Uniwersytetu Kalifornijskiego i zwolennik teorii instynktów zwierzęcych, stwierdził, że siła hossy na giełdach jest już na tyle duża, że sama w sobie może pomóc wzrostowi gospodarczemu.
Jeżeli rzeczywiście instynkty zwierzęce odgrywają jakąś rolę, to jest szansa, że ten rok będzie dla światowej gospodarki najlepszym od wielkiego kryzysu finansowego na przełomie 2008 i 2009 r. Tak dobrych nastrojów nie było bowiem dawno. Od wielu lat hasłem dominującym w rozważaniach o przyszłości gospodarki była „sekularna stagnacja”, pojęcie ukute przez Lawrence’a Summersa, oznaczające strukturalny niedobór popytu, z którym polityka pieniężna nie jest w stanie sobie poradzić. Teraz pojawiła się szansa na zmianę ogólnej narracji, przynajmniej widać światełko w tunelu.
Właśnie, światełko w tunelu. Trzeba pamiętać, że ten tunel wciąż jest dość ciemny. A są i czynniki, które mogą sprawić, że światełko zgaśnie, a pozytywne instynkty zwierzęce zamienią się w instynkty negatywne. To narastający protekcjonizm w relacjach handlowych na świecie, wciąż wysoki poziom zadłużenia czy wciąż wysokie ryzyko dekompozycji strefy euro. Na razie dominują nastroje optymistyczne i cieszmy się z tego. Ale pamiętajmy też, że nastroje mają to do siebie, że bardzo szybko mogą się zmienić.