Zdaniem O'Neill, do referendum powinno dojść "najszybciej jak to możliwe".

"Brytyjski rząd jest o krok od uruchomienia procedury artykułu 50., który wyciągnie nas z Unii Europejskiej wbrew woli większości ludzi. (...) Musimy pozwolić ludziom na podjęcie decyzji na temat ich przyszłości" - podkreśliła w poniedziałek, oceniając, że "Brexit będzie katastrofą dla gospodarki i dla mieszkańców Irlandii".

W ubiegłorocznym referendum w sprawie członkostwa W. Brytanii w UE większość mieszkańców Irlandii Płn. zagłosowała za dalszym pozostaniem we wspólnocie, ale prowincja ta - podobnie jak Szkocja - będzie musiała postąpić zgodnie z wynikiem referendum w skali całej W. Brytanii i opuścić blok na koniec negocjacji dotyczących Brexitu.

Wśród konsekwencji takiego działania niewykluczone jest m.in. powstanie tzw. twardej granicy pomiędzy Irlandią Płn. a Irlandią, która byłaby jednocześnie lądową granicą zewnętrzną Unii Europejskiej.

Reklama

Według sondażu Ipsos MORI z września, zaledwie 22 proc. północnoirlandzkich wyborców popiera zjednoczenie wyspy, podczas gdy aż 63 proc. jest za pozostaniem Irlandii Płn. w W. Brytanii.

Pomysł Sinn Fein skrytykował minister spraw zagranicznych Irlandii Charlie Flanagan, który nazwał go "przedwczesnym" i przypomniał, że najpierw należy rozwiązać trwający kryzys rządowy w Irlandii Płn. po tym, gdy przedterminowe wybory do lokalnego parlamentu 2 marca zbliżyły do siebie pod względem mandatów poselskich dwie największe partie - Demokratyczną Partię Unionistyczną (DUP) i właśnie Sinn Fein.

Na mocy porozumienia z 1998 roku oba największe ugrupowania, unionistyczne i nacjonalistyczne, sprawują wspólnie rządy w Irlandii Płn. w ramach obowiązkowej koalicji. Dotychczasowe negocjacje w sprawie powołania nowego rządu - prowadzone m.in. przez sekretarza ds. Irlandii Płn. w rządzie Theresy May, Jamesa Brokenshire'a - nie przyniosły na razie skutku. Jeśli nowy gabinet nie zostanie powołany do 27 marca, zgodnie z prawem będą musiały odbyć się kolejne przedterminowe wybory - trzecie w ciągu zaledwie roku.

W poniedziałek zorganizowanie referendum zapowiedziała także pierwsza minister autonomicznego rządu Szkocji, Nicola Sturgeon, która chce, aby Szkoci zagłosowali pod koniec 2018 roku lub na wiosnę 2019 roku w sprawie ogłoszenia niepodległości od W. Brytanii.

"Chodzi o możliwość podjęcia świadomej decyzji. Gdybym wykluczyła drugie referendum, musiałabym zdecydować, że Szkocja pójdzie wraz z Wielką Brytanią drogą +twardego Brexitu+, niezależnie od konsekwencji. To nie powinna być decyzja jednego polityka" - dodała, zapowiadając, że podejmie kroki, aby "Szkoci mieli wybór pomiędzy +twardym Brexitem+ a niepodległością".

Wniosek o referendum będzie oparty na zapisach ustawy o ustroju Szkocji (Scotland Act). Procedura musi zostać rozpoczęta przez lokalny szkocki parlament w Holyrood, w którym Szkocka Partia Narodowa i Szkocka Partia Zielonych mają razem większość, a następnie poparta przez obie izby parlamentu w Westminsterze, który z prawnego punktu widzenia miałby prawo weta.

Podczas pierwszego referendum niepodległościowego w 2014 roku 55 proc. wyborców zagłosowało za pozostaniem w W. Brytanii, a 45 proc. wybrało niepodległość. Według najnowszych sondaży poparcie dla niepodległości waha się na poziomie 48-50 procent.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

jakr/ kot/ mal/