"Nasze siły powinny być skupione na negocjacjach z Unią Europejską w sprawie naszej przyszłej relacji" - powiedziała szefowa brytyjskiego rządu w wywiadzie telewizyjnym.

"Dyskusje o referendum niepodległościowym sprawiłyby, że będzie nam trudniej uzyskać porozumienie korzystne zarówno dla Szkocji, jak i Wielkiej Brytanii" - dodała. Nie wykluczyła jednak przeprowadzenia głosowania po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

W podobnym tonie wypowiedział się minister ds. Szkocji David Mundell, który w czwartek zapowiedział na specjalnej konferencji prasowej, że brytyjski rząd "nie weźmie udziału w dyskusjach lub negocjacjach (w sprawie niepodległości), a każdy wniosek (szkockiego rządu) będzie odrzucony".

Odpowiadając na komentarze przedstawicieli rządu, pierwsza minister autonomicznego rządu Szkocji Nicola Sturgeon oświadczyła, że odmówienie Szkotom prawa do wyboru byłoby niedemokratyczne, a także byłoby "dowodem, że rząd Partii Konserwatywnej obawia się decyzji narodu".

Reklama

"To do szkockiego parlamentu, a nie do Downing Street powinna należeć decyzja o tym, kiedy powinno się odbyć referendum, i decyzja naszych deputowanych musi być uszanowana. (...) Nasz rząd ma potężny demokratyczny mandat, aby zaoferować ludziom wybór dotyczący ich przyszłości" - powiedziała.

Z kolei poprzednik Sturgeon, Alex Salmond, który obecnie jest szefem klubu Szkockiej Partii Narodowej w brytyjskim parlamencie, ocenił decyzję May jako "zapierającą dech arogancję". "To traktowanie Szkocji jak województwa, a nie kraju" - grzmiał na Twitterze.

W podobnym tonie Salmond wypowiadał się podczas porannego spotkania z zagranicznymi dziennikarzami w Londynie.

"Pierwsza minister, która uzyskała w wyborach silny demokratyczny mandat i poparcie 47 proc. Szkotów, przedstawi w przyszłym tygodniu pod obrady parlamentu wniosek o referendum. Pomysł, że brytyjska premier, która nie uzyskała mandatu do rządzenia krajem w demokratycznych wyborach i rządzi za pomocą niewielkiej większości w Izbie Gmin, miałaby zatrzymać całą procedurę, jest szalony i miałby potężne konsekwencje polityczne" - wskazał Salmond.

"Fundamentalny szacunek, jaki Europejczycy mają wobec wartości demokratycznych, sprawia, że jestem przekonany, że Unia Europejska nie tylko nie upadnie - jak ze złośliwą nadzieją przewidują niektórzy komentatorzy w Londynie - ale będzie kwitła i rozwijała się jeszcze przez wiele lat" - powiedział.

Na pytanie PAP o sytuację europejskich obywateli mieszkających w Szkocji, w tym 100 tys. Polaków, Salmond odpowiedział: "Prowadzimy aktywne działania, żeby było jasne, iż Europejczycy są mile widziani i nadal ich do siebie zapraszamy".

"Najlepszym dowodem na to, jak podchodzimy do obywateli Unii Europejskiej, jest to, że w naszym referendum niepodległościowym - inaczej niż Brytyjczycy w głosowaniu w sprawie Brexitu - daliśmy im prawo głosu, traktując na równi z nami. W przyszłości chcemy, żeby było tak samo: Ktoś, kto żyje tutaj, pracuje, ma pozytywny wkład w gospodarkę, powinien mieć prawo decydowania o swojej przyszłości - interesuje nas kim (oni) są, a nie skąd pochodzą" - oświadczył.

Były pierwszy minister Szkocji dodał, że według dostępnych akademickich analiz Europejczycy biorący udział w referendum w 2014 roku podzielili się mniej więcej po połowie na zwolenników niepodległości i unii z Wielką Brytanią. "Według najnowszych danych dzisiaj aż 95 proc. z nich zagłosuje za secesją, dlatego że (...) mają poczucie, że szkocki rząd ma wobec nich zupełnie inne podejście niż konserwatywna władza Theresy May".

W poniedziałek premier Sturgeon zapowiedziała, że planuje, aby drugie referendum odbyło się w okresie między jesienią 2018 roku a wiosną 2019 roku. Wskazała, że projekt ustawy w tej sprawie trafi do szkockiego parlamentu w przyszłym tygodniu, i dodała, że poczyni kroki, "aby Szkoci mieli wybór pomiędzy +twardym Brexitem+ a niepodległością".

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)

jakr/ cyk/ mc/