W komentarzu "Różne marzenia zbyt szerokiej Europy" były dyplomata, a obecnie publicysta Sergio Romano twierdzi, że tzw. stare kraje Unii w chwili jej rozszerzenia nie zrozumiały tego, że nowe przyjęte do niej państwa "nie przystąpiły do europejskiego projektu po to, by stopniowo zrezygnować ze swej suwerenności".

"Ich głównym celem, po długim sowieckim doświadczeniu, było to, by ją odzyskać" - dodaje.

"Stworzyliśmy w ten sposób wraz z rozszerzeniem jedną Unię z dwiema głowami; z których każda miała inne marzenia" - zauważa autor artykułu. Następnie ocenia, że Stany Zjednoczone jeszcze bardziej skomplikowały sytuację.

"Kiedy USA zdecydowały o rozszerzeniu NATO na dawne państwa satelity (ZSRR), stworzyły nowy antyrosyjski rewanżyzm i otwarcie zachęciły te kraje, by były bardziej wyraziste i asertywne" - uważa Romano.

Reklama

Następnie zaznacza, że w ten sposób doszło do sytuacji, w której "relacje z Waszyngtonem dla niektórych państw takich, jak Polska, Rumunia, Czechy i republiki bałtyckie stały się znacznie ważniejsze od tych z Brukselą i Strasburgiem".

"Unia 27 krajów staje się polskim Sejmem, to znaczy zgromadzeniem, w którym wszyscy mają prawo weta. Europa wielu prędkości w takich okolicznościach to znacznie więcej niż jedna opcja. To jedyny sposób, by nie wyrzucić tego, co zdołaliśmy osiągnąć w ciągu trzech pokoleń" - konstatuje komentator "Corriere della Sera".

"To jedyny sposób na uniknięcie tego, aby o losach Europy zdecydowali ci, którzy nigdy nie podzielali ideałów i nadziei krajów założycielskich" - kończy Romano.

Z Rzymu Sylwia Wysocka