Kandydatów było siedmiu. Posadzili nas pod ścianą koło meblościanki. Byłem czwarty w kolejce, a i tak czekałem trzy godziny. Nie cackali się, od razu zaczęli pytać: Palisz? Pijesz? Imprezujesz? Wiedziałem, że jedno nieodpowiednie „tak” lub „nie” może zaprzepaścić moje szanse. A chodziło przecież tylko o wynajęcie mieszkania.

Studentom warszawskich uczelni puszczają nerwy. – Idźcie stąd! Tu już nie ma miejsca! Przecież są jeszcze inne mieszkania! – przeganiają nowo przybyłych, tłoczących się przy drzwiach lokalu do wynajęcia. Przedpokój, w którym siedzę razem z Piotrem, Michałem, Martą, Kasią i siedmioma innymi osobami, jest już i tak mocno przepełniony. Kiedy nowi w końcu sobie pójdą, obecni na miejscu zaczną natychmiast rozmawiać. Chcą odreagować towarzyszący im teraz stres i ich wcześniejsze spotkania z właścicielami mieszkań.

Opowieść Piotra

Było nas siedmiu. Posadzili nas pod ścianą koło meblościanki, która pamięta jeszcze czasy Gierka. Byłem czwarty w kolejce, a i tak czekałem ponad trzy godziny. Czułem się jak w muzeum podczas wycieczki szkolnej: tłum czekających przed wejściem i masa ludzi w środku.

Nie, nie cackali się ze mną, nic z tych rzeczy. Najpierw standardowe pytania: ile masz lat, skąd pochodzisz, co studiujesz, gdzie pracujesz i czy jesteś w związku. Potem te bardziej szczegółowe: Palisz? Pijesz? Bierzesz narkotyki? Imprezujesz? Od początku byłem mocno zestresowany, bo wiedziałem, że jedno nieodpowiednie „tak” lub „nie” może zaprzepaścić moje szanse. Poza tym za każdym razem musiałem się wykazać oryginalnością i sprytem – nie tylko cierpliwością. A wiedz, że zapytali mnie też o muzykę, jakiej słucham, a nawet o to, jak często będzie nocowała u mnie dziewczyna.

Reklama

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że o ile casting jest dla właścicieli mieszkań wygodną metodą szukania lokatora, o tyle ja w tej sytuacji jestem przede wszystkim narażony na straty. I nie chodzi o mój czas, chociaż też, ale głównie o godność. Przecież nie każdy szukający miejsca do spania będzie chciał odpowiadać na bardzo intymne pytania. „Czy nie będzie ci przeszkadzać, że chodzę nago po mieszkaniu” albo „Co sądzisz o pomyśle programu punktowego, gdzie za dbanie o mieszkanie, komunikację z właścicielem i dzielenie się na FB nowinkami z życia mieszkania otrzymujesz punkty, które możesz wymienić na różnego rodzaju udogodnienia? Chciałbyś w nim brać udział?” – takie też się zdarzają. Nierzadko zawarte są bezpośrednio w ogłoszeniu.

Rozmowa trwa z reguły 30 minut, a kończy ją krótki komunikat, jak na spotkaniu o pracę: „Oddzwonimy”. Potem przez kolejne tygodnie albo głucha cisza, ale lakoniczne: „Bardzo nam przykro, ale zdecydowaliśmy się na kogoś innego”. Jak do tej pory żadnej rozmowy nie przeszedłem, a brałem udział już w pięciu – oglądają cię, przepytują, a na koniec nawet nie wiesz, dlaczego są na „nie”.

Luksus

Półtorametrowy płot otacza kameralne osiedle na jednej z najchętniej wybieranych dzielnic Warszawy. W środku kilka czteropiętrowych bloków. Samo mieszkanie dość małe. Telewizor, kanapa, meblościanka. Mnie, wychowanej jeszcze w latach 80., nieprzyjemnie się to kojarzy – przypomina czasy pustych półek w sklepach. Jednak dla poszukujących lokalu to szczyt luksusu.

>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ"