Rewolucyjne zmiany wywracające Stary Kontynent do góry nogami jak na złość nie chcą poczekać do momentu, aż Polacy dojdą do ładu sami ze sobą. W tej sytuacji ratunek jest tylko jeden. Kaczyński musi podejmować przemyślane, racjonalne decyzje, służące interesowi Polski - pisze Andrzej Krajewski.

Miało być jak pod Somosierrą. Rolę skalistego wąwozu, czterech baterii dział i 10-tysięcznego korpusu Benita San Juana wzięli na siebie zachodni przywódcy na czele z kanclerz Angelą Merkel. Pędzący w szaleńczej szarży trzeci szwadron 1. Pułku Szwoleżerów Gwardii Cesarskiej to polska dyplomacja. Prowadzona do boju przez reinkarnację pułkownika Jana Kozietulskiego, znanego pod imieniem Witold Waszczykowski. Podczas tamtej szarży cesarz Napoleon stał na wzgórzu i z ogromnym zainteresowaniem obserwował ginących za jego sprawę Polaków. „Sir. Trzeba być pijanym, by taki rozkaz wydać, i trzeba być pijanym, by taki rozkaz wykonać!” – rzucił wówczas do niego jeden z bardziej trzeźwo myślących generałów. „Chciałbym, żeby wszyscy moi żołnierze byli tak pijani jak Polacy!” – odparł radośnie cesarz.

Dziś suwerenowi oglądającemu dyplomatyczną masakrę, po maltańskiej szarży Waszczykowskiego, pozostaje jedynie się upić. Bo zamiast drugiej Somosierry dostaliśmy coś na kształt ostatnich scen z filmu „Lotna” Andrzeja Wajdy. Ci, co nie widzieli, nie powinni żałować nieoglądania ujęć ataku ułanów na niemieckie czołgi i dzielnego siekania szablami po lufach. Polscy żołnierze we wrześniu 1939 r. takimi idiotami nie byli, co do kierownictwa MSZ podobnej pewności obecnie mieć nie można. Gdy więc suweren w końcu wytrzeźwieje, to powinien zadać fundamentalne pytanie – jak żyć?

Szukanie odpowiedzi należy zacząć od kilku pewników. Po pierwsze – Polską rządzi Jarosław Kaczyński i to w najbliższym czasie się nie zmieni. Jeśli wyda premier, prezydentowi i ministrom polecenie, że mają skakać, nikt nie zapyta, dlaczego ani jak wysoko. Skacze się tak długo, aż prezes sobie przypomni, że o czymś zapomniał, i litościwie zapyta – a dlaczego skaczą? Po drugie – szybkie odsunięcie PiS od władzy to mrzonki. Wierzą w nie jeszcze najstarsi członkowie KOD pamiętający pogrzeb Piłsudskiego oraz skład poranny piątkowych audycji w radiu TOK FM.

Tymczasem rewolucyjne zmiany wywracające Stary Kontynent do góry nogami jak na złość nie chcą poczekać do momentu, aż Polacy dojdą do ładu sami ze sobą. W tej sytuacji ratunek jest tylko jeden. Kaczyński musi podejmować przemyślane, racjonalne decyzje, służące interesowi Polski. Jest to konieczność, bo o ile partie rządzące da się wymieniać do woli, podobnie jak przywódców, to nie dorobiliśmy się dotąd zapasowej ojczyzny.

Reklama

Sprawa nie przedstawia się jednak łatwo. Prezesa PiS z Napoleonem, poza zamiłowaniem do ataków na liczniejszego wroga, łączy jeszcze alergia na zbyt krytycznych podwładnych. Zwłaszcza takich, którzy mają odwagę otwarcie powiedzieć, że wódz się myli. Wytykając słabe punkty w jego rozumowaniu, wskazując możliwe niebezpieczeństwa. Potrafiąc też określić inną drogę osiągnięcia celu lub nawet wskazać cele bardziej pożądane. Taki doradca ma jedną wadę. Może sprawiać wrażenie osoby inteligentniejszej od samego przywódcy. W pobliżu Jarosława Kaczyńskiego ostatnim był Ludwik Dorn, ochrzczony przez media nawet mianem trzeciego bliźniaka. Kto dziś jeszcze go pamięta? Reguły rządzące ugrupowaniami wodzowskimi gwarantują kariery wazeliniarzom. A efektem tej prawidłowości jest maltańska szarża.

>>> CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ"