Od śmierci Jarosława Iwaszkiewicza minęło 37 lat, a my wciąż odkrywamy na nowo nie tylko jego twórczość, lecz także jego biografię. Archiwa autora „Brzeziny” ciągle odsłaniają kolejne sekrety.
Z pasją i zaangażowaniem tropi je Anna Król, autorka tomu „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie”. Dzięki niej światło dzienne ujrzała niedawno m.in. „Kocia książka”, czyli zbiór żartobliwych tekścików pisanych przez Iwaszkiewicza do córek, Marii i Teresy. Teraz ukazuje się „Wszystko jak chcesz”, zbiór listów pisarza adresowanych do młodego kochanka, Jerzego Błeszyńskiego.
To ostatnia dekada przyniosła renesans zainteresowania życiem i twórczością Iwaszkiewicza. Zaczęło się od publikacji znakomitych „Dzienników”, które okrzyknięto najbardziej wyczekiwaną premierą literacką 2007 r. Niedługo potem Andrzej Wajda mistrzowsko zekranizował opowiadanie „Tatarak”, zdobywając m.in. Europejską Nagrodę Filmową oraz wyróżnienie na festiwalu w Berlinie. Wreszcie pisarz doczekał się solidnej, dwutomowej biografii pióra Radosława Romaniuka.
Dlaczego fascynuje nas zwłaszcza życie prywatne autora „Sławy i chwały”? Iwaszkiewicz miał wiele twarzy. Wydawał się pewnym siebie twórcą, którego pozycji w świecie literackim inni mogli tylko pozazdrościć, ale nieustannie targały nim rozpacz i wątpliwości. Pan na Stawisku, miłośnik zwierząt, oddany ojciec, przykładny mąż, a zarazem homoseksualista, który nie krył przed rodziną swoich romansów. „Wszystko jak chcesz” przypomina, że znajomość Iwaszkiewicza z Jerzym Błeszyńskim – uczucie połączyło ich w latach 50. ubiegłego wieku – to niezwykła i pełna dramatyzmu historia miłosna. Kochanków dzieliło wszystko – od wieku przez pochodzenie po sytuację życiową. Jerzy był urodziwym młodzieńcem, Iwaszkiewicz starzejącym się pisarzem, spragnionym ostatniego porywu namiętności. W Błeszyńskim, chłopaku pochodzącym z rodziny robotniczej, zakochał się bez pamięci. Listy obnażają Iwaszkiewicza jako bezbronnego wobec uczucia graniczącego z obsesją, wiecznej niepewności, obezwładniającej zazdrości. „Jesteś mi wszystkim: kochankiem i bratem, śmiercią, życiem, istnieniem, słabością i siłą...” – pisał gorączkowo w liście z 1958 r. Widział w Błeszyńskim źródło artystycznego natchnienia, twierdził, że bez niego nie napisałby „Wzlotu” i nie mógłby pracować nad „Sławą i chwałą”. Ale wszystko miało swoją cenę. Iwaszkiewicz nie tylko panicznie bał się odrzucenia i rozstania, które w końcu miała przynieść śmierć. Obaj wiedzieli, że Jerzy umiera na gruźlicę, stąd zaborczość Jarosława i jego walka o każdą chwilę spędzoną z ukochanym. Listy ukazują Iwaszkiewicza słabego, małostkowego, skłonnego poniżać się i żebrać o miłość, a przy tym na wskroś ludzkiego. A przecież w tle romansu cały czas jest obecna Anna Iwaszkiewiczowa – zawsze skłonna wspierać męża i pielęgnować schorowanego Błeszyńskiego. Związek Anny i Jarosława do dziś pozostaje pełen intrygujących tajemnic.
Anna Król podkreśla, że współczesne zainteresowanie Iwaszkiewiczem kontrastuje z rezerwą, z jaką odnoszono się do pisarza w latach 80. i 90. Wtedy chętnie przypominano jego znajomość z Gierkiem, spekulowano na temat uwikłań politycznych, mówiono z przekąsem o rzekomym bogactwie, w jakim miał się pławić autor „Panien z Wilka” w latach PRL. Dziś złośliwości wreszcie odkłada się na bok, odkrywamy za to, jaki Iwaszkiewicz był prywatnie. „Jego postać współcześnie wydaje się dużo bardziej żywa, ludzka i wielowymiarowa niż na przykład w 1988 r. Wtedy wydawało się, że to już taki pisarz ramota. Wszystko, co napisał, już było, już to przerobiliśmy, w dodatku zdawał się proreżimowy, w związku z czym lepiej było go zostawić. Teraz okazuje się, że twórczość Iwaszkiewicza nadal jest i poruszająca, i aktualna, i ważna. Jest o tym, co najważniejsze. O tym, co nas od zawsze gdzieś tam w środku gniecie i gnębi” – przekonuje Król.
Reklama