Bliskość danego kraju wobec Rosji staje się ważnym czynnikiem wpływającym na wysokość wydatków na wojsko.

Rumunia, Litwa i Łotwa – państwa, które mają lądową lub morską granicę z Rosją – zrobiły największy postęp jeśli chodzi o wydatki na wojsko. Inne kraje frontowe, takie jak Estonia czy Polska, także wydają na armię więcej niż ich zachodni sojusznicy z NATO. Kraje frontowe Sojuszu nie tylko wypełniają wymóg wydawania 2 proc. PKB na wojsko, ale często przeznaczają na ten cel jeszcze więcej.

Te państwa, które czują się najbardziej narażone na rosyjskie zagrożenie, są gotowe podnosić swoje budżety wojskowe – komentuje Tony Lawrence, badacz z International Centre for Defense and Security. Tymczasem administracja Donalda Trumpa w większym stopniu zwraca uwagę na pojawiające się coraz częściej zarzuty, że europejscy sojusznicy NATO w niewystarczającym stopniu niosą ciężar zobowiązań wobec Sojuszu – dodaje.

Wydarzeniem, które bardzo zaniepokoiło kraje Europy Wschodniej, była rosyjska aneksja Krymu w 2014 roku. Pomimo, że Moskwa zaprzecza, jakoby miała jakiekolwiek plany wobec państw bałtyckich, stosunki między nimi a Moskwą pozostają dość chłodne. Tymczasem w innych państwach, które są położone nieco dalej od Rosji, np. na Węgrzech, o Rosji mówi się coraz cieplej, a wydatki na cele wojskowe rosną o wiele wolniej.

Litwa, która graniczy z Obwodem Kaliningradzkim, uważa, że Donald Trump ma rację, wytykając Europie zbyt niskie wydatki na wojsko. Kraj ten chce do 2020 roku wydawać na wojsko 2,5 proc. PKB, czyli o 0,5 pkt proc. więcej, niż zobowiązane są państwa NATO.

Reklama

Z kolei Niemcy w ubiegłym roku podniosły wydatki na wojsko o 2,7 mld euro (to więcej, niż wynoszą połączone budżety wojskowe Łotwy, Litwy i Estonii). Dziś Berlin wydaje na wojsko 1,22 proc. PKB (o 0,03 pkt proc. więcej niż rok wcześniej).

>>> Czytaj też: Trump do Chin: Pomóżcie z Koreą Płn. w zamian za dobrą umowę handlową