Wraz z ewolucją postaw w administracji Donalda Trumpa okazuje się, że zglobalizowane relacje handlowe prawdopodobnie są bardziej stabilne, niż mogło się początkowo wydawać. Retoryka wojen handlowych słabnie, kwestia proponowanej renegocjacji porozumienia NAFTA zdaje się być coraz mniej ważna, a meksykańskie peso i rynek akcji wzmocniły się, odkąd Donald Trump doszedł do władzy.

Wciąż jednak żadna z tych sytuacji nie powinna być dla nas największym zaskoczeniem. Globalizacja prawdopodobnie nie zwinie się, ponieważ stające za nią procesy, szczególnie w formie międzynarodowego handlu, nie przebiegały w taki sposób, jak wiele osób sobie to wyobrażało.

Otóż w procesach globalizacji zdolność handlu, aby pokonywać bariery geograficzne, nigdy nie była najważniejsza.

Aby zrozumieć to twierdzenie, rozważmy pewien model, który w ekonomii międzynarodowej znany jest pod nazwą grawitacyjnego modelu handlu zagranicznego. W świecie, w którym wiele teorii ekonomicznych nie przechodzi próby rzeczywistości, grawitacyjny model handlu to prawdziwy wyjątek, gdyż w tym przypadku dane empiryczne bardzo dobrze wpisują się w teorię.

Reklama

Model ten przyjmuje różne formy, ale jego najprostszy wariant mówi, że jeśli uwzględnimy już wielkości PKB krajów oraz pewne zmienne, to handel między różnymi krajami jest odwrotnie proporcjonalny do dystansu, jaki je dzieli. I rzeczywiście, jeśli przyjrzymy się handlowi USA z Kanadą, to jest on większy, niż handel USA z Australią (pomimo, że profile gospodarcze Kanady i Australii są podobne).

Najbardziej zaskakującym rezultatem badań nad zależnością handlu od dystansu jest to, że możliwości handlu, aby pokonywać bariery geograficzne, nie zwiększyły się tak bardzo przez ostatnie dekady. Można byłoby się spodziewać, że w dobie Internetu, efektywnego transportu morskiego i potężnych korporacji wielonarodowych, dystans geograficzny w o wiele mniejszym stopniu będzie miał wpływ na handel. Okazuje się jednak, że wpływ ten wciąż jest bardzo duży. Otóż z badań wynika, że skala handlu zmniejsza się wraz ze wzrostem dystansu. I dzieje się tak w tym samym zakresie, w jakim działo się tak 30 lat temu.

Oznacza to, że tendencja USA do handlu z Kanadą lub Meksykiem jest większa niż do handlu z Turcją lub Australią. Tak samo dziś, jak 30 lat temu.
Tak samo jak internet nie oznaczał “śmierci dystansu geograficznego”, ale doprowadził do koncentracji talentów w San Francisco, Nowym Jorku i Londynie, tak też współczesne technologie nie mogą zmienić faktu, że handel jest ograniczony geograficznie.

Można na to patrzeć pesymistyczne, wówczas okaże się, że ludzie nie zdołali szczególnie rozwinąć skrzydeł. Dla mnie jednak aktualność grawitacyjnego modelu handlu to powód do zadowolenia. Dzięki niemu można mieć nadzieję, że – pomimo retoryki Trumpa - nie doświadczymy radykalnych zmian czy rewolucji, które zburzyłyby porządek międzynarodowego handlu.

Pytanie o to, dlaczego bliskość geograficzna wciąż w tak dużym stopniu wpływa na handel, pozostaje otwarte, ale badacze są całkiem zgodni, że koszty fizycznego transportu są zbyt niskie, aby za to odpowiadały.

Bardziej prawdopodobna wydaje się teza, w myśl której sieci powiązań pomiędzy tymi, którzy żyją bliżej siebie, jest bardziej gęsta, niż pomiędzy tymi, którzy żyją w większym oddaleniu, a to z kolei przekłada się na relacje handlowe.

Dla przykładu, wielu meksykańskich dyrektorów uczęszczało do amerykańskich szkół, gdzie nawiązali kontakty, które później wykorzystali w handlu. Dlatego Meksyk handluje dziś w większym stopniu z USA niż z Chinami czy Rosją.

Oczywiście wyniki badań niosą ze sobą także pewne ostrzeżenie. Na przykład amerykański handel z Chinami może być znacznie bardziej delikatny niż handel z Meksykiem. Powód? Sieci powiązań USA z Chinami są słabsze niż z Meksykiem. Dlatego spotkanie prezydenta Donalda Trumpa z przywódcą Chin Xi Jinpingiem może nieść ze sobą większe ryzyko zaburzenia relacji handlowych niż ostra retoryka Trumpa skierowana wobec Meksyku.

Jeśli zatem chcemy wzmocnienia relacji handlowych z Chinami, być może warto byłoby zainwestować w wymianę studencką z tymi krajem, lub w zwiększenie kwot imigrantów z Chin.

Generalnie rzecz ujmując, jeśli chcemy wskazać wrażliwe relacje handlowe, które mogą ulec pewnym perturbacjom, raczej powinniśmy martwić się bardziej o Chiny i Afrykę niż o Europę Zachodnią czy Amerykę Północną.

Chcąc zrozumieć globalizację, musimy oprzeć się pokusie, aby wierzyć, że w przeszłości osiągnęliśmy pod tym względem bardzo dużo. Co więcej, utrzymujące się duże znaczenie geograficznego dystansu w obszarze handlu sprawia, że nasz obecny świat jest bardziej stabilny.