Odnosząc sukces w niedzielnej pierwszej turze, Macron, ale i Le Pen "w sposób spektakularny doprowadzili do upadku tradycyjnego systemu politycznego we Francji" - ocenia "Frankfurter Allgemeine Zeitung", przypominając, że "po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat w drugiej rundzie nie będzie kandydata socjalistów ani republikańskiej prawicy".

Dziennik zauważa również, że druga, rozstrzygająca tura wyborów "staje się dramatycznym głosowaniem w sprawie kierunku, w jakim powinna podążać Europa: Le Pen chce likwidacji euro i referendum w sprawie wyjścia Francji z UE, podczas gdy Macron występuje w obronie Europy i chce wspólnie z Niemcami wzmacniać strefę euro".

W osobnym artykule gazeta podkreśla, że wygrana Macrona nie była zaskoczeniem, podobnie jak nie będzie nim jego zwycięstwo w drugiej turze wyborów za dwa tygodnie. "Nastroje w Paryżu w wieczór wyborczy były powściągliwe - (panowała) ulga po zwycięstwie Macrona, rozczarowanie przegranych i przyjęcie do wiadomości tego, co dla wielu wyborców będzie wynikało z poczucia obowiązku: sprzeciwić się w decydującej turze skrajnie prawicowej kandydatce Marine Le Pen - niezależnie od tego, kogo widziałoby się chętniej w roli prezydenta" - podkreśla "FAZ".

"Sueddeutsche Zeitung" ocenia, że Macron - "prototypowy przedstawiciel paryskich elit" i "sprytny taktyk" - wykorzystał fakt, że "w miesiącach poprzedzających głosowanie scena polityczna we Francji ukształtowała się dla niego optymalnie, uwalniając polityczne centrum".

Reklama

"(Urzędujący socjalistyczny prezydent Francois) Hollande postanowił nie ubiegać się o reelekcję, Republikanie wystawili jako kandydata arcykonserwatystę Fillona, który pogrążył się później w skandalu finansowym. Tymczasem Macron wystąpił z programem, który ignoruje tradycyjny francuski podział na prawicę i lewicę. To klasyczny socjalliberalny program, który równość - fundamentalną wartość francuskiej Republiki - traktuje przede wszystkim jako równość szans. Program ten przewiduje ponadto tylko ostrożne reformy gospodarcze i cięcia w administracji państwowej, by Francja zyskała wiarygodność w oczach Niemiec i mogła domagać się reformy UE, która tak dzieli francuskich wyborców" - pisze "SZ".

Dziennik podkreśla, że mimo bardzo dobrego wyniku Le Pen "w Europie załamała się fala prawicowego populizmu". "Podobnie jak podczas wyborów prezydenckich w Austrii i parlamentarnych w Holandii także we Francji prawicowi populiści zatrzymali się poniżej własnych oczekiwań. Dzięki temu Europie oszczędzony zostanie (...) upadek Francji i zarazem UE" - pisze "Sueddeutsche Zeitung".

"SZ" zwraca również uwagę, że w pierwszej turze Partia Socjalistyczna, której kandydatowi od początku nie dawano szans na wygraną, "przeżyła katastrofę". "Ugrupowanie to może się rozpaść i potrzebuje co najmniej nowego przywództwa" - ocenia.

"Die Welt" pisze z kolei, że we Francji "zaczęło się coś nowego". "Wynik pierwszej tury (...) świadczy o zadziwiającej żywotności francuskiej demokracji" i "zadziwia w obliczu (...) skostniałej sceny politycznej we Francji" - podkreśla dziennik.

Jak dodaje, "Macron wygrał nie dzięki przekonującej recepcie na francuskie nieszczęście, ale dlatego że zdołał przedstawić się jako outsider, rewolucjonista, przynoszący nadzieję (...)".

Zdaniem "Die Welt" Macron będzie musiał zredefiniować urząd prezydencki. "Przegra, jeśli po wygranej wskoczy, jak wszyscy jego poprzednicy, w rolę +ojca narodu+. (...) Zarazem musi wprowadzić transparentną politykę pod hasłem +zrozumieliśmy+. Musi jako zadanie dla siebie potraktować fakt, że 89 proc. Francuzów wyraża niezadowolenie z krajowego systemu politycznego. Jest to tytaniczne zadanie i nie do pozazdroszczenia" - podkreśla "Die Welt".

Tygodnik "Spiegel" na stronie internetowej ocenia, że wynik pierwszej tury "świadczy o podziałach w kraju, w którym większość obywateli już od dawna nie chce mieć nic wspólnego z istniejącym systemem politycznym, w kraju od dziesięcioleci zdominowanym przez schemat prawica-lewica, gdzie dokonano precedensu i spróbowano czegoś nowego".

Zdaniem "Spiegla" ani obóz Macrona, ani Le Pen nie powinien osiadać na laurach przed drugą turą wyborów. "W porównaniu z wyborami prezydenckimi w 2012 roku Le Pen poprawiła swój wynik o zaledwie 5 pkt. proc., a robiła przecież wszystko, by wynik był lepszy (...). Musi ją co najmniej irytować, że ubiegł ją młodzieńczy Macron, który startuje w wyborach po raz pierwszy i przedstawia się jako kandydat antysystemowy, tyle że na przeciwnym niż ona sama krańcu spektrum" - wskazuje tygodnik.

Z kolei w przypadku Macrona wystarczy, by w drugiej turze nie zagłosował "choć ułamek wyborców przekonanych, że jego wybór jest przesądzony", a wtedy "Le Pen zyska szansę na wygraną (...) i zostanie prezydentem Francji, bo że jej wyborcy pójdą głosować, wiadomo na pewno" - konkluduje "Spiegel".

Druga tura wyborów prezydenckich we Francji odbędzie się 7 maja. (PAP)