Gazeta podkreśla, że Francuzi zdecydowali się na rewolucję podobną do tej, która odbyła się w Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu w drugiej turze we Francji staną naprzeciw siebie osobistości spoza systemu.

"Dwie główne partie, które stanowiły trzon francuskiej polityki przez dekady, Partia Socjalistyczna i Republikanie, wypadają z gry; pierwsza może się zapaść w sobie, a druga nie wie, w którym kierunku pójść" - pisze redaktor naczelna "Le Soir" Beatrice Delvaux.

Zwraca uwagę, że to historyczna sytuacja, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dwa główne ugrupowania zostały odsunięte na bok przez młodego, 39-letniego polityka bez doświadczenia i własnej partii oraz kobietę, która urzeczywistnia wartości skrajnej prawicy, uważanej za wroga demokracji.

"Le Soir" przypomina, że Emmanuel Macron, zwycięzca pierwszej tury, do tej pory nigdy nie startował w jakichkolwiek wyborach. Belgijski dziennik zwraca uwagę, że Marine Le Pen reprezentującej Front Narodowy udało się przebić 20-procentowy próg poparcia, dzięki czemu przeszła do II tury.

Reklama

Gazeta podkreśla, że nieznany kilka miesięcy temu Macron osiągnął bezprecedensową wagę polityczną i co więcej był w stanie przezwyciężyć dyskurs pogrążonego w depresji, wściekłego kraju nastawionego na "nie". Zamiast tego narzucił pozytywne myślenie o Europie, globalizacji, liberalizacji gospodarczej, multikulturalizmie, czyli coś, co uważane było początkowo za skrajnie niepopularne.

"Le Soir" zastanawia się, czy to pozwoli mu zdobyć prezydenturę i pobić Front Narodowy, czyli partię, która swoją siłę bierze z obietnic obrony obywateli, odnowy tożsamości i powrotu do narodu, w opozycji do Europy. Gazeta podkreśla, że pojedynek pomiędzy francuską demokratyczną polityką i siłami ekstremalnymi nie będzie sprowadzał się do starcia pomiędzy dwoma charyzmatycznymi osobowościami, ale też dwoma modelami społecznymi oferującymi dwie różne opcje dla społeczeństwa francuskiego.

Powołując się na filozofa Vincenta de Coorebytera, Delvaux podkreśla, że Macron to szczęśliwy człowiek przyszłości Francji, której udało się zaadaptować w XXI wieku, a Le Pen odwołuje się do nostalgii za wielką Francją z przeszłości.

"Jeśli walka ideologiczna i na temperamenty pomiędzy tą dwójką będzie intensywna i zacięta i porwie francuskich wyborców, (...) Emmanuel Macron zyska dzięki głosom frontu republikańskiemu, który powstał wczorajszej nocy" - pisze "Le Soir", odnosząc się do poparcia, jakie Macron uzyskał od innych kandydatów.

Gazeta zwraca przy tym uwagę, że dla wielu prawdziwym wyzwaniem wyborczym dla lidera tak niewyraźnego ruchu będzie słynna trzecia tura, czyli to, jak poradzi sobie z działaniami ustawodawczymi. "Jeśli uzyska władzę prezydencką, Emmanuel Macron będzie miał pięć lat, aby wyciągnąć Francję z politycznej i ekonomicznej depresji" - wskazuje Delvaux. Dodaje przy tym, że jeśli mu się to nie uda, to w 2022 roku, podczas kolejnych wyborów prezydenckich, nastąpi powrót sił populistycznych i ekstremistycznych.

"Jeśli chce wyeliminować populistów dla dobra krajobrazu politycznego i zjednoczyć Francję, która zostanie podzielona po II turze, Macron musi walczyć z melodią pobrzmiewającą w uszach ludzi słuchających ekstremistów, którzy boją się globalizacji i Europy" - pisze "Le Soir".

Według ostatecznych wyników podanych w poniedziałek przez francuskie MSW, centrysta Macron zdobył w pierwszej turze 23,75 proc. głosów i w drugiej turze 7 maja zmierzy się z kandydatką skrajnej prawicy Marine Le Pen, która w niedzielę uzyskała 21,53 proc. głosów. Na trzecim miejscu znalazł się centroprawicowy Francois Fillon (19,91 proc.), a na czwartym skrajnie lewicowy Jean-Luc Melenchon (19,64 proc.).

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)