Europa Środkowo-Wschodnia od dawna uważana jest za stosunkowo niedrogi region produkcyjny, gdzie dobrze wykwalifikowany pracownik kosztuje ułamek tego, co na Zachodzie. Przyspieszenie wzrostu płac może jednak zmienić to postrzeganie.

Tania, dobrze wykwalifikowana siła robocza to dziś domena państw Europy-Wschodniej. Dlatego wielkie koncerny z zachodniej części Europy chętnie lokują tu filie swoich zakładów i produkują wyrafinowane produkty.

Model wzrostu gospodarczego oparty na taniej sile roboczej pomagał przyciągnąć do regionu kapitał z zagranicy, w tym fabryki producentów samochodów Volkswagen AG i Kia Motors Corp czy innych gigantów przemysłowych, takich jak General Electric Co.

Jednak nic nie trwa wiecznie. Przyspieszenie wzrostu płac w państwach dawnego bloku państw socjalistycznych może zmienić to postrzeganie. Według danych urzędu statystycznego, roczny wzrost średniego wynagrodzenia nominalnego na Węgrzech wyniósł w lutym 10,7 procent. To największy skok wynagrodzeń od dziewięciu lat. W Polsce w ciągu 12 miesięcy płace wzrosły o 5,2 proc. - najmocniej od czerwca ubiegłego roku. To tylko dwa przykłady trendu, jaki jest widoczny w całym regionie.

>>> Polecamy: Mit średniej krajowej. Gdy zarabiasz mniej niż 2 tys. zł i słyszysz, że średnia to 4,2 tys. zł

Reklama

Choć członkowie Unii Europejskiej z dawnego bloku wschodniego rozwijają się szybciej niż gospodarki strefy euro, a bezrobocie w wielu tych krajach jest rekordowo niskie, to wynagrodzenia, pomimo widocznych wzrostów, nadal są znacznie niższe niż na Zachodzie Europy.

Również rządy państw regionu wspierają wezwania do podwyższenia zarobków i kierują je do międzynarodowych korporacji. Czeski premier Bohuslav Sobotka walkę z tanią siłą roboczą w Czechach uczynił jednym z kluczowych tematów kampanii socjaldemokratów przed październikowymi wyborami.

Jego słowacki odpowiednik, Robert Fico, otwarcie zapytał ostatnio, dlaczego robotnik w fabryce Volkswagena w tym kraju za wykonywanie tej samej pracy dostaje zaledwie jedną trzecią tego, co pracownik w Niemczech.

W opinii Williama Jacksona, ekonomisty Capital Economics Ltd. z Londynu, wzrost realnych płac w regionie przewyższa wzrost wydajności. Rosnące wynagrodzenia mogą negatywnie wpływać na marże zysku firm. "Pnące się w górę zarobki nie mogą stanowić bezpośredniego zagrożenia dla konkurencyjności regionu, ale mogą negatywnie wpłynąć na rozwój gospodarki, a to za sprawą rosnącej inflacji napędzanej przez wzrost wynagrodzeń" - uważa Jackson.

>>> Czytaj też: Szydło: Nie chcemy, aby Polska była traktowana jak skansen taniej siły roboczej