Tym razem sondaże nie zawiodły – wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich we Francji okazały się zgodne z przedwyborczymi ankietami, a tym samym z oczekiwaniami rynku. Co więcej, rywalizacja pomiędzy Marine Le Pen a Emmanuelem Macronem nie powinna zbytnio niepokoić inwestorów, bowiem według sondaży zwolennik dalszej integracji UE ma około 20 pkt. proc. przewagi nad eurosceptyczną ex liderką Frontu Narodowego. Pomimo faktu, że przed pierwszą turą wyborów rynki finansowe nie wydawały się dyskontować tych negatywnych scenariuszy, finalne wyniki istotnie obniżyły poziom globalnej awersji do ryzyka. Indeksy giełdowe zazieleniły się, a największymi beneficjentami wydają się być rynki emerging markets, w tym Polska. Powyborcze emocje rozpędziły warszawski parkiet oraz polską walutę, jednak czy w obliczu bardzo bogatego kalendarium politycznego takowy trend okaże się trwały?

Analizując fundamenty wewnętrzne odpowiedź wydaje się oczywista: tak, złoty powinien się umacniać, a polskie aktywa powinny drożeć. Sytuacja na krajowej scenie politycznej wyraźnie się ustabilizowała w stosunku do roku ubiegłego. Ponadto, polska gospodarka przyśpiesza, o czym świadczą bardzo solidne odczyty wskaźników makroekonomicznych. Motorem napędowym okażą się najprawdopodobniej polscy konsumenci oraz środki z perspektywy unijnej, których redystrybucja powoli nabiera tempa. Zatem nie stanowi zaskoczenia fakt, że krajowi oraz zagraniczni ekonomiści podnoszą prognozy wzrostu PKB dla Polski. Co więcej, również agencje ratingowe coraz przychylniejszym wzrokiem spoglądają na sytuację nad Wisłą. Zatem wiele wskazuje na to, że nadchodzi bardzo dobry okres dla polskiego rynku finansowego.

Niemniej, takowe podejście może doprowadzić do nakreślenia zbyt płytkiego obrazu całej sytuacji. Polska zaliczana jest do grona rynków emerging markets, co oznacza że krajowe aktywa są szczególnie wrażliwe na zmiany globalnego sentymentu rynkowego. Tymczasem ze względu na bardzo interesującą sytuację polityczną na świecie bycze nastroje w Polsce wcale nie muszą być aż tak trwałe. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na napiętą sytuację na linii Stany Zjednoczone – Korea Północna. Ewentualny wybuch konfliktu zbrojnego może okazać się istotnym uderzeniem w globalny sentyment rynkowy. Ponadto, przed nami wybory w Wielkiej Brytanii (8 czerwca), w Niemczech (24 września), a być może także we Włoszech. Mimo wszystko wydaje się, że te okażą się co najwyżej źródłem krótkoterminowych zawirowań na rynku, podobnie zresztą jak wybory prezydenckie we Francji. Nie wydaje się, aby Trump trade mógł zostać zastąpiony przez Macron trade.

>>> Czytaj też: Te dwie spółki to dziś najlepsze inwestycje z WIG20

Reklama

Warto zatem przypomnieć, że wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA okazał się sygnałem do rozpoczęcia kolejnej fazy hossy na światowych rynkach (wspomniany Trump trade). Oczekiwania rynku co do proponowanych przez niego reform gospodarczych wzmogły wiarę w dalszą poprawę sytuacji gospodarczej w USA. Owe pobudzenie jest o tyle ważne, że stan amerykańskiego rynku pracy wskazuje na to, że tamtejsza gospodarka wyk orzystała w pełni swój potencjał i bliska jest przegrzania. Brak reform może przyśpieszyć nadejście spowolnienia, a w efekcie doprowadzić do bessy na Wall Street. Ta z kolei może znaleźć swoje negatywne odzwierciedlenie na rynkach emerging markets. Trump co prawda przedstawił długo oczekiwany projekt reformy podatkowej, choć ten de facto okazał się zgodny z wcześniejszymi przeciekami medialnymi, a więc żadnej rewolucji nie będzie. Co więcej, źródłem finansowania strat budżetowych wynikających z obniżenia podatków będą szeroko postulowane w kampanii wyborczej wpływy z działań o charakterze protekcjonistycznym. Jednak kluczowym pytaniem pozostaje: czy tym razem prezydent będzie mógł liczyć na wsparcie Kongresu? Dotychczasowe doświadczenia związane z nieudaną próbą likwidacji Obamacare mogą wzbudzać wiele wątpliwości, natomiast rynek nie wydaje się wyceniać kolejnej porażki Trumpa.

Zatem w obliczu takowych czynników ryzyka o czym powinien pamiętać inwestor? Póki co, fundamenty hossy są stabilne, a większość wydarzeń politycznych najprawdopodobniej tylko chwilowo wpłynie na rynek. Tym niemniej, w przypadku rosnącego poziomu globalnej awersji do ryzyka (np. jako rezultat nieskutecznej polityki Trumpa) ucierpieć mogą przede wszystkim najbardziej płynne polskie aktywa, bowiem to one są najczęściej przedmiotem obrotu dla inwestorów zagranicznych. Wtedy być może warto postawić na małe i średnie spółki, które są znacznie mniej wrażliwe na tego rodzaju ryzyko. Ponadto nie można zapomnieć o spółkach defensywnych, które powinny zabezpieczyć inwestora przed ewentualnymi stratami.

Sytuacja gospodarcza oraz bardzo dobre nastroje rynkowe sprzyjają również aprecjacji polskiej waluty. Ryzyko polityczne może okazać się źródłem krótkoterminowych, choć dynamicznych spadków jej wartości. Jednak należy pamiętać także o polityce monetarnej tj. o jastrzębiej Rezerwie Federalnej, o coraz mniej gołębiej postawie EBC oraz o pasywnej RPP. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki, skala dalszej aprecjacji złotego wydaje się dość ograniczona. Jego kondycja powinna pozostać stabilna, oczywiście przy zachowaniu możliwości nagłych fluktuacji w dobie rosnącego znaczenia ryzyka politycznego.

Autor: Łukasz Rozbicki, MM Prime TF

>>> Czytaj też: Czekając na drugą turę. Co francuskie wybory oznaczają dla inwestorów?