Poza oficjalnymi stwierdzeniami administracji Trumpa, wygląda na to, że plan ten ma być tylko pretekstem, aby nałożyć cła w ramach normalnego systemu sporów handlowych. Po co? Aby wywrzeć presję na Chiny. Działanie takie byłoby jednak nierozsądne: nowe cła zdziałają niewiele jeśli chodzi o zmianę zachowania Państwa Środka, a poza tym uderzą w amerykańskich konsumentów i biznes. Co gorsza, odwoływanie się do słabego argumentu bezpieczeństwa narodowego mogłoby stanowić niebezpieczny precedens.

USA złożyły już skargę na Chiny, że te oferują swoim producentom aluminium sztucznie tanie kredyty. W Światowej Organizacji Handlu (WTO) zostało to usłyszane, a WTO to właściwe miejsce do rozstrzygania tego typu sporów. Barack Obama wszczął 16 spraw handlowych przeciw Chinom w tym miejscu i jak dotąd każdą z tych spraw rozstrzygano na korzyść USA.

Tymczasem podejście Trumpa może tylko pogorszyć sytuację. Chiny już ostrzegły, że w razie ograniczenia importu podejmą działania odwetowe. Inne kraje produkujące aluminium odpowiedzą tym samym, wpływając negatywnie na amerykańskich eksporterów, co zahamuje wzrost i zaniepokoi rynki finansowe. Jakby tego było mało, to nowe cła prawdopodobnie nie zdołają ograniczyć nadwyżki produkcyjnej Chin.

Nastąpiłby za to wzrost cen dla amerykańskich konsumentów, zaś firmy, które wykorzystują stal i aluminium, także zapłaciłyby za to cenę. Gdy w 2002 roku administracja George’a W. Busha nałożyła cła na import stali, jej ceny wzrosły, producenci ponieśli straty, a z rynku zniknęło 200 tys. miejsc pracy. Nie można powtórzyć tego błędu.

Reklama

Niepokojące też jest uzasadnienie płynące z administracji Trumpa. Biały Dom uważa, że działa w obronie bezpieczeństwa narodowego, powołując się na Trade Expansion Act z 1962 roku. Ale to jest niedorzeczne: całkowite zapotrzebowanie na stal w departamencie obrony USA to zaledwie mała część całej krajowej produkcji, a większość importowanego aluminium pochodzi z Kanady, która nie jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego.
Zatem dlaczego Waszyngton chce iść tą drogą? Jednym z możliwych wyjaśnień jest to, że Trump chce obejść WTO. Prezydent USA zagroził wcześniej, że USA wystąpią z WTO, a jej zasady uznają za niewiążące. Powoływanie się na wyjątek bezpieczeństwa narodowego na forum WTO uchodzi za poważny krok, swoistą „opcję nuklearną”. Działanie takie zachęciłoby inne kraje do wszczynania bilateralnych sporów i tym samym osłabiłoby system rozwiązywania konfliktów na forum WTO.

Wszystko to wskazuje na większy problem: Donald Trump ma niewłaściwe pomysły, kiepskich doradców i wolną rękę. To obszar, w którym amerykański Kongres powinien działać bardziej asertywnie, żądając na początek przeglądu obowiązków nałożonych przez prezydenta. Biały Dom osiągnąłby więcej, gdyby wzmagał naciski na USA, łącznie z odmawianiem Państwu Środka statusu gospodarki rynkowej do czasu, aż Pekin nie zaprzestanie nieuczciwych praktyk.
Jedną rzecz należy postawić jasno: jeśli Donald Trump uzyska jeszcze więcej władzy w obszarze handlu, to będą bardzo kosztowne cztery lata dla Ameryki.

>>> Czytaj też: Trump grozi Kanadzie i Meksykowi: Jeśli USA nie uzyskają dobrych warunków, to wyjdą z NAFTA