W wąskiej elicie polityczno-biznesowej Portugalii próżno szukać reprezentantów dawnych kolonii tego kraju. Wywodzący się z pochodzącej z Indii rodziny premier Antonio Costa jest jednym z nielicznych wyjątków. Obserwatorzy wiążą to z "kastowością".

Wśród ponad 380 tys. imigrantów zamieszkujących Portugalię najwięcej jest obywateli dawnych kolonii tego kraju: Brazylii oraz Wysp Zielonego Przylądka, odpowiednio po 82 tys. i 39 tys. osób.

Brak na czołowych stanowiskach państwowych polityków innych ras niż biała wytykany jest czasem Portugalczykom przez reprezentantów byłych afrykańskich kolonii. Kiedy jesienią roku 2015 na stanowisko szefowej resortu sprawiedliwości Costa powołał pochodzącą z Angoli minister Franciscę Van Dunem, media i politycy tego afrykańskiego kraju ironicznie komentowali, że "elity z Lizbony wreszcie przypomniały sobie, że w Portugalii mieszkają także ludzie o innym niż biały kolorze skóry".

Niewielu portugalskich polityków tak dobrze identyfikuje się z przybyszami z Afryki i Azji jak premier Costa, którego przodkowie pochodzą z indyjskiego stanu Goa, należącej niegdyś do Portugalii.

Także przodkowie deputowanego centroprawicowej partii CDS-PP Heldera Amarala przybyli do Portugalii z jej byłej kolonii - Angoli. Jest on dziś jedynym zasiadającym w parlamencie czarnoskórym deputowanym.

Reklama

Amaral przyznaje, że zjawisko ograniczonego dostępu polityków o innym kolorze skóry do wysokich funkcji publicznych w Portugalii nie ma związku z przynależnością partyjną. Lewica w naszym kraju nie ma żadnego deputowanego o ciemnym kolorze skóry. "Gdybym należał do Bloku Lewicy, to z pewnością byłbym dziś krajową gwiazdą” - uważa Helder Amaral.

Polityk chadecko-ludowego ugrupowania potwierdza, że w kraju wielokrotnie pytano go o pochodzenie, uważając za obcokrajowca. Przyznał, że partyjni koledzy sugerowali mu nawet, aby w folderach przygotowanych na potrzeby kampanii wyborczej wybielił na zdjęciach skórę. Choć Amaral zaprotestował, to i tak część plakatów trafiła na portugalskie ulice po obróbce przy użyciu programu Photoshop.

"To była taka niby błahostka, ale nie uszła mojej uwagi. Zabolało mnie to, co zrobiono z moim wizerunkiem” - wspomina Helder Amaral.

Lizboński ekonomista Antonio Fonseca uważa, że niewielka reprezentacja ludzi innej rasy niż biała w życiu politycznym i gospodarczym Portugalii wynika nie z istniejącego w tym kraju rasizmu, lecz z silnych podziałów społecznych. Te wpływają na utrzymującą się od dekad kastowość.

"W naszym kraju istnieją wąskie elity. Przynależność do nich wynika z kilku czynników, do których nie zaliczałbym koloru skóry. Ważnym elementem jest ścieżka edukacji. Do kluczowych stanowisk zwykle dochodzą ludzie, którzy ukończyli prestiżowe, prywatne koledże i uniwersytety" - powiedział PAP Antonio Fonseca.

Ekspert wskazał, że jedną z kluczowych instytucji wprowadzającą świeżą krew do portugalskich elit jest Portugalski Uniwersytet Katolicki (PUK) w Lizbonie, uczelnia uważana za jedną z najlepszych w kraju.

"Ten uniwersytet nie reprezentuje katolickości znanej z Polski, gdzie to, co +katolickie+, należałoby uznać za powszechne i łatwo dostępne, a nie elitarne. Opłaty na tej prywatnej uczelni są wysokie, a dostęp uzależniony od dobrych wyników w nauce, a także od zamożności rodzin” - dodał Fonseca, wskazując, że środowisko absolwentów PUK “tworzy elitarną grupę pomagającą sobie w zdobywaniu lukratywnych stanowisk zawodowych”.

Stołeczna ekonomistka Ana Silva przyznaje, że choć PUK nie jest uczelnią, na której czynnik katolickości jest szczególnie podkreślany przez władze uczelni, to wskazuje, że dążenie do zapewnienia możliwie najlepszych stanowisk dla swoich absolwentów na rynku pracy nie powinno być odbierane negatywnie.

"Od lat rektorzy PUK skarżą się na państwowe instytucje oświatowe, m.in. w sprawie rozdziału stypendiów naukowych, gdzie ta czołowa placówka akademicka kraju jest zazwyczaj pomijana. W takiej sytuacji tworzenie grupy wzajemnego wsparcia i popieranie przez władze uniwersytetu takich inicjatyw należy uznać za zrozumiałe” - powiedziała PAP Silva.

Portugalia w ramach zatwierdzonego w 2015 r. przez Komisję Europejską systemu rozdziału uchodźców zgodziła się przyjąć około 4300 imigrantów. Wprawdzie, jak ustaliły portugalskie media, spośród 957 przyjętych już uchodźców około 300 wyjechało do innych krajów Unii Europejskiej, ale premier Costa nie wyklucza, że Lizbona zaakceptuje więcej imigrantów. W ub.r. szef portugalskiego rządu zadeklarował gotowość do przyjęcia dodatkowych 5700 osób.