Zasadniczą kwestią raportu „Sytuacje życiowe w Niemczech. Piąty raport rządu federalnego o ubóstwie i zamożności” jest pytanie, czy w Niemczech nadal istnieje wystarczająco dużo możliwości awansu społecznego?

„Raport pokazuje, że mamy utrwaloną nierówność majątkową. 10 procent najzamożniejszych gospodarstw domowych dysponuje więcej niż połową ogólnej wartości majątkowej w Niemczech. Z kolei dolna połowa posiada tylko 1 proc. Poza tym nie wszyscy w równym stopniu korzystają z koniunktury gospodarczej. Zatrudnieni, którzy sytuują się w grupie 40 proc. osób z najniższymi płacami, zarabiają mniej niż w połowie lat 90.” – pisze o raporcie Andrea Nahles (SPD), minister pracy i spraw socjalnych.

Jej zdaniem sytuacja, w której „ciężka praca się prawie nie opłaca”, szkodzi całemu społeczeństwu i należy jej przeciwdziałać. Dokładnie takie podejście demonstruje Martin Schulz, kandydat SPD na urząd kanclerza RFN, który zapowiedział, że walka z nierównością społeczną będzie głównym tematem jego kampanii wyborczej.

Z raportu można wyczytać również to, że sytuacja społeczno-ekonomiczna w Niemczech jest bardzo solidna, o czym świadczą m.in. rekordowa liczba zatrudnionych, stały wzrost ekonomiczny oraz wysokość wpływów do budżetu i systemu ubezpieczeń społecznych.

Reklama

Tego typu dokumenty powstają w Niemczech od początku tego wieku, ich formalnym zleceniodawcą jest parlament, zaś głównym autorem federalne ministerstwo pracy i spraw socjalnych. Tworzą je eksperci z różnych dziedzin reprezentujących łącznie kilkadziesiąt instytucji państwowych, związków zawodowych i organizacji pracodawców raport oraz stowarzyszeń i Kościołów.

Pierwszy raport o został opublikowany w 2001 r., kiedy rządziła lewicowa koalicja SPD i Zielonych. W ten sposób niemieckie władze chciały się wywiązać ze zobowiązań podjętych podczas Światowego Szczytu na rzecz Rozwoju Społecznego w Kopenhadze w 1995 r. Przede wszystkim zaś diagnozowały sytuację socjalną w Niemczech i wypracowały możliwości działania.

Z reguły raporty powinny być prezentowane w połowie kadencji, ale zarówno teraz jak i w 2013 r. opublikowano je dopiero kilka miesięcy przed wyborami do Bundestagu. Ze względu na treść lub pominięcia w tekście mają one istotne znaczenie polityczne. W 2008 r. zarzucono raportowi (tak jak teraz powstawał za rządów wielkiej koalicji CDU/CSU-SPD), że nie oddawał on rzeczywistej sytuacji ubóstwa dzieci. Z kolei w 2013 r. lewicowi politycy i związkowcy zarzucali ministrowi gospodarki z liberalnej FDP, że nie chce on dopuścić do ujawnienia prawdy o skali stosowania najniższych płac, rosnącej zamożności najbogatszych i coraz większej rozpiętości płacowej między bogatymi a ubogimi.

Kontrowersje pojawiają się niemal przy każdym kolejnym raporcie.

Najnowszy raport niemieckiego rządu bazuje na definicji ubóstwa przyjętej przez Radę Europejską w 1984 r., według której za osoby dotknięte ubóstwem uważa się „jednostki lub rodziny, których zasoby (materialne, kulturowe i społeczne) są na tyle ograniczone, że wyklucza to je z minimalnie akceptowalnego sposobu życia w kraju, w którym mieszkają”. W tym celu niemieccy eksperci badają nie tylko dochody obywateli, ale również m.in. ich sytuację mieszkaniową, zdrowotną, szanse edukacyjne, możliwość uczestnictwa w życiu społecznym.

Do osób zagrożonych ubóstwem zalicza się w Niemczech te osoby, których dochody stanowią mniej niż 60 proc. średniej dla całego kraju. Takich osób jest około 14 proc. i od ponad dekady ten wskaźnik się nie zmienia (w latach 90. wynosił on poniżej 12 proc.). Około 10 proc. Niemców może utrzymać minimalny poziom życia tylko dzięki wsparciu instytucji socjalnych. Prawie 4,2 mln jest nadmiernie zadłużonych i ta liczba nadal rośnie (w 2006 r. wynosiła 3,4 mln). Liczba bezdomnych szacowana jest na niecałe 350 tys.

Do grup ryzyka zaliczane są szczególnie dzieci i młodzież, samotnie wychowujący dzieci oraz bezrobotni. Długotrwałe bezrobocie jest oczywiście najpoważniejszą przyczyną ubóstwa. W Niemczech jest dziś około miliona długotrwale bezrobotnych (37 proc. wszystkich bezrobotnych, według danych Federalnej Agencji Pracy). To mniej niż dekadę temu, kiedy tę liczbą szacowano na 1,7 mln (46 proc. wszystkich bezrobotnych). Według raportu również atypowe formy zatrudnienia (czyli umowy na czas określony, niepełny etat, pracę czasową, za stawkę minimalną oraz praca dla osób z własną działalnością gospodarczą) podwyższają ryzyko ubóstwa. Ponadto bardziej zagrożeni ubóstwem są mieszkańcy Niemiec, którzy nie posiadają niemieckiego obywatelstwa (ponad 32,5 proc.) niż osoby z niemieckim paszportem (13,7 proc.). Co ciekawe Niemcy powyżej 65. roku życia są w mniejszym stopniu zagrożeni ubóstwem niż inne grupy wiekowe.

Obecny raport jako pierwszy podjął temat nie tylko ubóstwa, ale i bogactwa. „W swojej Operze za trzy grosze Bertolt Brecht pisał, że >>tych w ciemności<< się nie widzi i miał na myśli ubogich. Tymczasem w Niemczech w ciemności pozostają raczej bogaci, o których bogactwie nie ma wiele urzędowych danych” – mówiła minister Andrea Nahles podczas finalnej debaty z ekspertami nad roboczą wersją dokumentu.

Ten zarzut był szczególnie głośny cztery lata temu, kiedy współrządzącej FDP zarzucano lobbing na rzecz najzamożniejszych. „Bogaci zainwestowali wiele, by nie powstała rzetelna statystyka na ich temat. Oni wiedzą bowiem, że bez odpowiednich danych niemożliwa jest społeczna debata o redystrybucji” – pisała wówczas w dzienniku „taz” Ulrike Herrmann, lewicowa publicystka ekonomiczna.

Co zatem teraz wiadomo o bogatych Niemcach? Osób, które płacą PIT według najwyższej 45-procentowej stawki jest w Niemczech około 75 tysięcy. Są to osoby, których dochody przekraczając 256 tys. euro (względnie dwukrotność tej kwoty w przypadku rozliczenia z małżonkiem). Przeciętnie każdy z tych najbogatszych podatników płaci rocznie około miliona euro podatku osobistego, co daje niemieckiemu fiskusowi ponad 75 mld euro. Mimo że stanowią oni zaledwie 0,3 proc. płacących PIT, to ich wpłaty dają blisko 13 proc. wpływów z tego tytułu.

Osób, które zarabiają w Niemczech dwukrotność mediany zarobków jest 8 proc., zaś trzykrotność mediany – 2 proc. Te wskaźniki są dość stabilne. Niecałe 7 proc. Niemców uzyskuje przychody z nieruchomości i papierów wartościowych wyższe niż 5 tys. euro rocznie. Jest to o jeden punkt procentowy mniej niż kilka lat temu. Współczynnik Giniego dla dochodów rozporządzalnych wynosi w Niemczech około 0,3 czyli podobnie jak w Polsce i nieco poniżej średniej w krajach Unii Europejskiej. Jest on stabilny i wskazuje, że nierówności w dochodach są w Niemczech niższe niż m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, czy we Włoszech. Mimo to przy okazji publikacji najnowszego raportu o ubóstwie i zamożności rozgorzała w Niemczech debata o nierównościach społecznych.

Źródłem bogactwa osób najzamożniejszych w Niemczech jest w dużej części dziedziczony majątek. Według rządowego raportu w ostatnich latach znacznie zwiększyła się skala darowizn i spadków, co przyczynia się do majątkowych nierówności. W 2015 r. wartość opodatkowanych spadków i darowizn wyniosła ponad 110 mld euro. Według danych Bundesbanku 10 proc. osób osiągających najwyższe dochody dysponuje 35 proc. wartości ogółu majątku. Zauważalne są m.in. różnice pomiędzy wschodem i zachodem kraju. O ile w zachodnich landach średnia wartość posiadanego majątku szacowana jest na 140 tys. euro, to w byłej NRD jest to niewiele ponad 60 tys. euro.

„Jeśli różnice pomiędzy bogatymi a biednymi w społeczeństwie stają się za duże i w przeważającym odczuciu społecznym uzyskanie bogactwa nie wymaga żadnego wysiłku, wówczas zmniejsza się akceptacja dla porządku społeczno-gospodarczego” – piszą autorzy raportu.

Według minister Nahles rosnąca nierówność hamuje także rozwój gospodarczy i równość szans.

O wiele bardziej krytyczną ocenę sytuacji w Niemczech i zawartości raportu prezentują politycy i eksperci na lewo od SPD. W ocenie prof. Christopha Butterwegge (jako przedstawiciel Lewicy startował w lutowych wyborach na urząd prezydenta RFN), który od lat zajmuje się tematyką ubóstwa w Niemczech, rządowy raport w ogólne nie oddaje sytuacji w kraju.

„Wobec tendencji do społecznych podziałów ten raport jest jedynie pigułką uspokajającą. Rząd federalny wykorzystuje ten raport, by przedstawić wyborcom dotychczasową politykę jako historię sukcesu ” – pisał w „Die Zeit” prof. Butterwegge. Jego zdaniem rosnące koszty wynajmu mieszkań w niemieckich metropoliach i ceny energii zagrażają standardowi życia nie tylko najuboższych, ale także tych średnio zarabiających. „Tak rozerwana bundesrepublika staje się pożywką dla prawicowych populistów” – przestrzega Butterwegge.

Komentatorzy, którzy sprzyjają kanclerz Angeli Merkel i jej partii, czytając te same dane wyciągają zupełnie inne wnioski. Bliski chadecji dziennik „Die Welt“ przedstawiał raport jako dowód, że Niemcom powodzi się lepiej niż wcześniej oraz, że mogą cieszyć się zarówno stabilizacją gospodarczą, jak i społeczną. Jak zauważa gazeta, w Niemczech spada bezrobocie – także wśród młodzieży, rosną płace i zamożność obywateli, łatwiej o dobre wykształcenie oraz zmniejsza się liczba najbiedniejszych. Jak zatem wyjaśnić tak sprzeczne oceny?

Raport jest dokumentem, który pisali nie tylko eksperci, ale w końcowej fazie również politycy, którzy co prawda współtworzą rząd w Berlinie, ale równocześnie ze sobą konkurują. Właśnie dlatego tak bardzo przeciągały się prace nad końcową wersją raportu. Politykom CDU/CSU nie podobał się m.in. fragment znajdujący się w projekcie dokumentu, który stwierdzał, że osoby najbogatsze mają większy wpływ na niemiecką demokrację niż pozostali. Ostatecznie ministerstwo kierowane przez Andreę Nahles z SPD zrezygnowało z tego zapisu.

Tak sprzeczne interpretacje tematyki wyjaśnia częściowo także społeczna percepcja problemu. Z badań zamieszczonych w raporcie wynika, że tylko niewielka część Niemców uważa, że udział osób biednych i bogatych w społeczeństwie pozostaje na tym samych poziomie (odpowiednio wynosi to 8 i 16 proc.).

Z kolei znaczna większość ankietowanych jest zdania, że przybywa ubogich (84 proc.) i bogatych (70 proc.). To oznacza, że w odczuciu obywateli nierówności narastają. Bez względu na rzeczywistość temat ten z pewnością będzie wykorzystywany w kampanii przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu. Minister Andrea Nahles już zapowiedziała, że będzie chciała doprowadzić do paktu na rzecz „godnych płac, szczególnie w handlu, sektorze opiekuńczym i innych usługach”. Niewykluczone jest także, że politycy z innych partii lewicowych zechcą powrócić do kwestii pobierania podatku od posiadania majątku. Możliwe jednak, że problem wykracza poza aktualną kampanię wyborczą i będzie miał znaczenie dla nowego rządu. Jak zauważał jeden z ekspertów pracujących nad raportem, „co prawda społeczny awans jest w Niemczech nadal możliwy, ale mimo dobrych warunków ekonomicznych nieskrępowane i bezkolizyjne szanse rozwoju nie są już regułą”.

Autor: Andrzej Godlewski