Udostępniamy nagrania wideo:

https://wideo.pap.pl/videos/15553/

PAP: W styczniu do Polski przybyła amerykańska brygada pancerna, pod koniec marca – batalion NATO złożony z żołnierzy z USA, Wielkiej Brytanii i Rumunii, a wkrótce także z Chorwacji. Jaki wpływ na Wojsko Polskie ma ta sojusznicza obecność?

Dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych gen. dyw. Jarosław Mika: To wykonanie postanowień szczytu NATO w Warszawie. Przybycie amerykańskiej brygadowej grupy bojowej to duże doświadczenie, które pozwoliło nam sprawnie rozmieścić kolejne oddziały. Dzięki temu bez przeszkód realizowaliśmy proces przemieszczenia i dyslokacji batalionowej grupy bojowej. To jest nowa jakość i kolejne doświadczenie dla naszych żołnierzy, którzy mogą realnie sprawdzić swoje umiejętności, porównać je i doskonalić.

Reklama

Mamy bardzo dobrze wyszkolonych żołnierzy, z doświadczeniem nie tylko z ćwiczeń sojuszniczych, ale również z pobytu na misjach. Nie mówimy więc o nauce. Teraz budujemy zaufanie między żołnierzami z naszej i innych armii, zwłaszcza amerykańskiej, zacieśniamy kontakty. To bardzo ważne, bo zaufanie to jeden z głównych czynników, który pozwoli sprawnie realizować wspólnie zadania na przyszłym polu bitwy.

Relacje między żołnierzami na różnych szczeblach są intensywne i bardzo dobre. Sam, mimo zmiany stanowiska na wyższe, pozostaję w ciągłym kontakcie z dowódcą brygadowej grupy bojowej płk. Christopherem Norrie'em i starszym podoficerem dowództwa tej jednostki Christopherem Gunnem.

Cieszą mnie oddolne inicjatywy. Jeszcze gdy byłem dowódcą 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej (11 LDKPanc) obserwowałem, jak podoficerowie podejmowali wyzwania i wymieniali się doświadczeniami, np. w korpusie medycznym i łączności. To były warsztaty, które miały poprawić interoperacyjność, służyły też wzajemnemu poznawaniu kultury polskiej i amerykańskiej. Uważam, że warto wykorzystać pobyt i doświadczenia armii państw natowskich w Polsce.

PAP: Czym się różnią obecne kontakty od współdziałania w Afganistanie i Iraku?

J.M.: Tam były warunki bojowe, wtedy zdobywaliśmy doświadczenia. Tu już możemy te doświadczenia wykorzystać i zacieśniać wzajemne relacje. 10 lat temu widzieliśmy, czego jeszcze nie mamy, nie umiemy, była bariera językowa. Dziś nie mamy zahamowań ani poczucia, że jesteśmy słabiej wyszkoleni. Teraz w dowództwie generalnym jest grupa ponad 10 oficerów i podoficerów łącznikowych z USA. Są też oficerowie łącznikowi z Niemiec. To nam ułatwia wspólne szkolenie i planowanie wspólnych przedsięwzięć.

PAP: Jaki jest plan wspólnych ćwiczeń z oddziałami sojuszniczymi, które przybyły do Polski?

J.M.: Wspólne szkolenie, ćwiczenia, przygotowania do nich to jest coś, co się już odbywa. Zarówno w Bolesławcu, Świętoszowie, Żaganiu i Skwierzynie, gdzie stacjonuje amerykańska pancerna brygadowa grupa bojowa, która współpracuje z 11 LDKPanc, jak i w Giżycku, gdzie jest 15 Brygada Zmechanizowana, której podporządkowana jest batalionowa grupa bojowa.

To, co nas czeka, to przede wszystkim ćwiczenie Saber Strike - w czerwcu, w różnych częściach Polski i Europy. Wyzwaniem, przed którym stoi dowództwo generalne, jest ćwiczenie Dragon’17, które będzie we wrześniu. To będzie sfinalizowanie pierwszej rotacji pododdziałów amerykańskich, rumuńskich i brytyjskich.

Saber Strike to kilka tysięcy żołnierzy zaangażowanych również w różnych zakątkach Europy, zwłaszcza na flance wschodniej. Uczestniczymy w tym elementami wydzielonymi do batalionowych grup bojowych – kompanią piechoty zmotoryzowanej z 17 Brygady Zmechanizowanej, która będzie w Rumunii, i kompanią czołgów 9 Brygady Kawalerii Pancernej, która będzie na Łotwie.

Natomiast ćwiczenie Dragon to ponad 10 tys. żołnierzy, jesteśmy jeszcze w trakcie procesu planistycznego i państwa podejmują decyzje w sprawie udziału w tym właśnie ćwiczeniu. Głównym ćwiczącym podczas Dragona będzie 12 Dywizja Zmechanizowana w Szczecinie, a zaangażowane też będą inne jednostki wojskowe DGRSZ.

Ponadto zwróciłbym uwagę na obecność pododdziałów rumuńskich. Zapadła już decyzja, iż batalion logistyczny 17 Brygady Zmechanizowanej przejmie tradycje 57 Pułku Piechoty Wielkopolskiej Karola II Króla Rumunii. Wkrótce odbędzie się ceremonia.

PAP: Czego jeszcze brakuje, żeby dowództwo Wielonarodowej Dywizji Północ-Wschód w Elblągu osiągnęło wstępną gotowość?

J.M.: Ten proces idzie zgodnie z planem. Jest bardzo ambitny, nie mówię, że łatwy, pełno w nim wyzwań. Terminy są bardzo napięte. Oczywiście pojawiają się zagrożenia. Niemniej jednak staramy się codziennie, bez zbędnej zwłoki, na nie reagować. Na pewno wyzwaniem jest pozyskanie i rozpoczęcie pełnienia służby przez oficerów z innych państw.

Trzeba podkreślić ogromną wolę społeczności i władz Elbląga, by stworzyć warunki dla tego dowództwa. To nie tylko miejsce pracy, ale i miejsce funkcjonowania rodziny – musimy zapewnić cały pakiet spraw socjalnych. Mamy w tym doświadczenie z Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie i Centrum Szkolenia Sił Połączonych NATO w Bydgoszczy. To znacznie pomaga w realizacji naszych planów.

PAP: Co z dowództwem 16 Dywizji Zmechanizowanej, które obecnie jest w Elblągu?

J.M.: Nadal będzie funkcjonować. To dowództwo wydziela część kadry do dowództwa dywizji wielonarodowej.

PAP: W związku z przyjazdem amerykańskiej brygady pancernej MON zdecydowało, że jeden z batalionów czołgów Leopard 2 zostanie przeniesiony z Żagania do Wesołej w Warszawie.

J.M.: To odbywa się na podstawie koncepcji opracowanej przez Sztab Generalny WP. Dyslokacja wojsk amerykańskich nie miała wpływu na podjęcie decyzji w tym obszarze. Taka jest decyzja przełożonych i my tę decyzję realizujemy. Warto zaznaczyć, że batalion czołgów w Żaganiu był jednostką o niskim stopniu ukompletowania, służyło w nim niewielu żołnierzy.

PAP: Czy planowane są kolejne podobne kroki?

J.M.: Nie słyszałem o przedsięwzięciach polegających na przesuwaniu potencjału na wschód z innych części kraju. Natomiast nie ulega wątpliwości, że ścianę wschodnią trzeba wzmacniać. Ten proces odbywa się systematycznie poprzez zwiększenie stopnia ukompletowania i doposażenie w nowy sprzęt. Przykładem jest również rozwój Wojsk Obrony Terytorialnej. Na ścianie wschodniej dyslokowana jest także batalionowa grupa bojowa NATO, blisko są też analogiczne oddziały w państwach bałtyckich.

PAP: Czy pomieszanie typów sprzętu w jednej jednostce – mających korzenie sowieckie czołgów PT-91 Twardy i pochodzących z Niemiec Leopard 2 – nie będzie problemem dla brygady?

J.M.: Nowy sprzęt zawsze jest wyzwaniem dla jednostki, która go otrzymuje. Część ludzi jest już przeszkolona w 11 Lubskiej Dywizji Kawalerii Pancernej.

PAP: Tylko że ośrodek szkolenia jest w Świętoszowie, ponad 500 km od Wesołej.

J.M.: Podczas ćwiczenia Dragon'15 11 LDKPanc ćwiczyła między innymi na poligonie w Orzyszu. Po raz pierwszy od lat ćwiczyliśmy przerzut sprzętu w tak dużej skali. Również podczas ćwiczenia Anakonda'16 pododdziały różnych dywizji wykonywały zadania na różnych poligonach.

PAP: Byli dowódcy 11 LDKPanc generałowie Waldemar Skrzypczak i Mirosław Różański przekonują, że w ewentualnej operacji obronnej lepiej mieć dywizję wyposażoną w 200 Leopardów niż rozproszyć ten potencjał po mniejszych jednostkach. Co pan o tym sądzi?

J.M.: Nie chciałbym się wdawać w polemikę na temat wykorzystania sprzętu, bo tak naprawdę zweryfikowałyby to wszystko rzeczywiste działania bojowe. Realizujemy koncepcję dyslokacji i wzmocnienia potencjału na ścianie wschodniej, opracowaną przez Sztab Generalny WP.

Wydaje mi się, że to jest dobry moment, by zacząć mówić o pozyskaniu nowych czołgów, o zupełnie nowej konstrukcji, nie mówię tutaj o modernizacji. Musimy sobie zdawać sprawę, że T-72, PT-91 i Leopard 2 to są czołgi w tym samym wieku. Obraz kierunków modernizacji technicznej, nie tylko w odniesieniu do Wojsk Lądowych, powinien dać Strategiczny Przegląd Obronny. Natomiast pozyskanie sprzętu jest obwarowane możliwościami technicznymi i finansowymi.

PAP: Częścią SPO ma być projekt zmian w systemie dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi. Jak się panu pracuje ze świadomością, że trwają przymiarki do zmian?

J.M.: Najgorzej by było, gdybyśmy w DGRSZ nie robili nic w oczekiwaniu na odpowiedź, w jakim kierunku ta reforma pójdzie. Dowództwu Generalnemu RSZ podlega ponad 80 tys. żołnierzy, funkcjonujące jednostki wojskowe, wydzielamy żołnierzy do udziału w misjach zagranicznych, przed nami nowe wyzwania, np. związane ze wspomnianą dyslokacją w Polsce wojsk z USA i innych państw NATO. Nie da się zatrzymać funkcjonowania jednostek wojskowych myśleć, jaki będzie wynik SPO, w tym wytyczne w zakresie systemu dowodzenia. Znamy mniej więcej kierunek zmian, ale na ostateczny kształt czekamy do końca SPO.

PAP: Pański poprzednik gen. Różański, odchodząc ze stanowiska przed upływem kadencji zalecał dowódcom lekturę konstytucji, a do pana powiedział, by pan pamiętał, że "historia nas oceni".

J.M.: Nie zwykłem komentować słów swoich poprzedników. Dorobek każdego z nich jest ważny. Zależy nam na tym, aby utrzymywać funkcjonowanie sił zbrojnych na wysokim poziomie, a w obszarach, gdzie istnieje taka możliwość, podnieść na wyższy poziom, a komentarzy unikajmy. To nie służy wykonaniu zadań.

Rozmawiali Rafał Lesiecki i Jakub Borowski (PAP)