Jak wyjaśnił, Macron jest proeuropejski i nie wykazał się, przynamniej dotychczas, żadnymi prorosyjskimi sympatiami, tymczasem jego kontrkandydatka Marine Le Pen jest antyeuropejska i prorosyjska. „I na tej płaszczyźnie to jest dla Polski dobre dlatego, że my potrzebujemy silnej Unii Europejskiej i powinniśmy przeciwdziałać próbom jej infiltracji przez Rosję” – zaznaczył w rozmowie z PAP dr hab. Szeptycki.

W jego ocenie sprawą, która będzie różnić obecne władze Polski i nowego prezydenta Francji to kwestie priorytetów, „które można sprowadzić w uproszczeniu do Europy dwóch prędkości".

Chodzi bowiem o to – zdaniem eksperta - że Macron chce wzmocnienia strefy euro, czemu sprzeciwia się Polska, która do tej strefy nie należy. „Bo boi się, nawet jeżeli nie jest to do końca zwerbalizowane przez polskie władze, ale jednak - marginalizacji Polski w UE, a przynajmniej takiej jej peryferyzacji. No i to jest na pewno sprawa, która Polskę i Francję będzie różnić” – ocenił dr Szeptycki.

Odnosząc się do słów Macrona, który w kampanii wyborczej ostro skrytykował przenoszenie firm z Francji do Polski, ekspert uznał te krytyczne słowa za niesłuszne, ale i jednocześnie prawdopodobnie tylko za hasła wynikające z „logiki wyborczej”.

Reklama

Jak podkreślał, swoboda przepływu kapitału jest jedną z czterech podstawowych swobód w UE i „w związku z tym uważanie tego za złamanie prawa, czy za działanie nielojalne ze strony innego państwa członkowskiego – przyciąganie to siebie inwestycji - jest nierozumieniem, o co go nie podejrzewam, albo bardzo cynicznym krytykowaniem istniejących rozwiązań prawnych w celach wyborczych” – zauważył dr Szeptycki.

Wyraził też przypuszczenie, że Macron po objęciu urzędu prezydenta „trochę złagodnieje”. „Jasne jest, że logika wyborcza jest inna od logiki już po objęciu urzędu prezydenta, stąd ja bym z tych słów Macrona nie robił wielkiej afery. Trzeba poczekać, czy on będzie takie same poglądy głosił jako prezydent, czy nieco złagodnieje” – mówił ekspert. Przypomniał przy tym kampanię prezydenta USA Donalda Trumpa, który po objęciu prezydentury złagodził ton politycznych wypowiedzi.

„Jeżeli (Macron) nie złagodnieje, będzie to istotny problem w relacjach dwustronnych” – podsumował.