Emmanuel Macron uważany jest za socjalliberała, czyli zwolennika wolnego rynku przy zachowaniu pewnej interwencji państwa. Socjaliści liczą, że prezydent elekt Francji nie zapomni o aspekcie socjalnym takiej polityki, Republikanie - że będzie pamiętał o liberalizmie.

Były bankier inwestycyjny Macron odszedł z rządu Francois Hollande'a, bo uważał, że reformy gospodarczo-społeczne idą za wolno. Rzeczywiście, Francja od wielu lat kojarzona jest z gospodarczą stagnacją. Nie radzi sobie ze zduszeniem sięgającego 10 proc. bezrobocia i nie przyciąga znacznych inwestycji. Brakuje jej konkurencyjności. Z globalnego kryzysu gospodarczego wychodziła wolniej niż USA, czy Niemcy.

Najnowsze dane dotyczące wzrostu gospodarczego nie napawają optymizmem - w pierwszym kwartale tego roku francuskie PKB wzrosło o 0,3 proc., a koniec ubiegłego roku był niewiele lepszy. Od początku kryzysu w 2007 roku wzrost francuskiego PKB nie spełnia oczekiwań; w roku 2016 przekroczył nieznacznie 1 proc., podczas gdy gospodarka Niemiec wzrosła o prawie 2 proc.

W kampanii wyborczej Macron wielokrotnie podkreślał, że gospodarka jest dla niego priorytetem. Na reformy liczą Francuzi, ale też niemiecki biznes, przez ostatnie lata rozczarowany ich brakiem. Francja to druga gospodarka strefy euro, więc od jej kondycji zależy w znacznym stopniu stan gospodarki tak niemieckiej, jak i unijnej. Eksperci wskazują, że te ostatnie lata przyniosły spadek wiarygodności Paryża w oczach niemieckiego kapitału, stąd zapowiedzi Macrona, że będzie dążył do wzmocnienia francusko-niemieckich więzi. Najbliższe miesiące pokażą, na ile te zapowiedzi uda się wprowadzić w życie.

W jego wyborczym planie reform można rzeczywiście znaleźć zarówno elementy charakterystyczne dla lewej, jak i prawej strony francuskiej sceny politycznej. Analitycy porównują koncepcje prezydenta elekta do nordyckiego modelu gospodarczego.

Reklama

Macron chce ograniczyć wydatki publiczne o 60 mld euro do 2022 roku i zmniejszyć o 120 tys. liczbę urzędników, nie zatrudniając nowych na miejsce tych, którzy przechodzą na emeryturę. Jednocześnie chce wpompować 50 mld euro w gospodarkę w ciągu pięciu lat, między innymi na szkolenia dla bezrobotnych i inwestycje w zielone technologie.

Deficyt publiczny ma być utrzymywany poniżej 3 proc. PKB, czyli mieścić się w limicie, którego wymagają przepisy unijne. Macron chce obniżyć podatek dla przedsiębiorstw z 33 proc. do 25 proc., a jednocześnie zachować wprowadzane przez socjalistów ulgi podatkowe dla pracowników. Chce też zwolnić 80 proc. gospodarstw domowych z podatku mieszkaniowego, zwolnić inwestycje finansowe z podatku majątkowego i utrzymać wiek emerytalny na niezmienionym poziomie.

"Celem Macrona jest skierowanie gospodarki Francji w stronę modelu skandynawskiego. Chce on większej elastyczności na rynku pracy, ale jednocześnie zamierza chronić prawa pracowników. Chce jednak zmusić Francuzów, żeby byli bardziej elastyczni na rynku pracy, żeby chcieli się przekwalifikować. To dziś nie sprawdza się we Francji, edukacja dla dorosłych była przez ostatnie 20-30 lat na słabym poziomie i to jest przyczyną wysokiego, strukturalnego bezrobocia" - mówi PAP Gregory Claeys, ekspert think tanku Bruegel, specjalizującego się w kwestiach ekonomicznych i finansowych.

"Ludzie, którzy głosowali na Emmanuela Macrona, oczekują od niego przede wszystkim, że doprowadzi do spadku bezrobocia we Francji. To był główny powód, dla którego poszli do urn, by go poprzeć" - podkreśla Yann-Sven Rittelmeyer z think tanku EPC.

"W przeciwieństwie do innych kandydujących w wyborach, Macron zobowiązał się, że będzie przestrzegał też 3-procentowego progu deficytu sektora finansów publicznych. Zapowiedział też, że chce ograniczyć zadłużenie kraju. Jego program ekonomiczny opiera się na liberalnych podstawach i reformach strukturalnych, które mają zdynamizować francuską gospodarkę. Z jednej strony chce ograniczyć podatki dla przedsiębiorstw, a z drugiej chronić tych, którzy mogą być najbardziej dotknięci skutkami globalizacji" - dodaje analityk.

To, czy Macronowi uda się zrealizować swoje wyborcze obietnice, będzie w dużej mierze zależało od wyniku czerwcowych wyborów do parlamentu i zbudowaniu w nim większości. Jeśli nawet ją uzyska, wiele jego reform może trwać miesiące, a nawet lata, zanim pojawią się rezultaty.