Jak informowaliśmy wczoraj, MSWiA potwierdza, że aktualny jest pomysł stworzenia nowych województw: warszawskiego, częstochowskiego i środkowopomorskiego.
Doniesienia te ostro komentuje opozycja. – PiS zawsze będzie podejmował działania destrukcyjne w samorządzie, bo dąży do przejęcia władzy. Stworzenie województw automatycznie oznacza nowe wybory i zmiany w przydzielaniu funduszy unijnych – ocenia Piotr Zgorzelski, poseł PSL.
Marcin Horała z PiS odbija piłeczkę. – Podział administracyjny nie jest świętością, w wielu krajach rozwiniętych zdarzają się korekty. Postulaty te popiera znacząca część środowisk lokalnych. Mówiliśmy o takiej możliwości w kampanii wyborczej, teraz pracujemy nad tym w MSWiA – twierdzi poseł.
Jego zdaniem dobrze by było, by zmiany nie naruszały kadencji władz regionalnych. Jeśli partia zdecyduje się na taki wariant, to oznaczałoby (przy założeniu, że kadencje wójtów, burmistrzów i prezydentów miast będą wciąż 4-letnie), że nowe regiony mogłyby się pojawić na mapie Polski od 2022 r. Na razie nie ma mowy o tym, by stało się to np. przy okazji przyszłorocznych wyborów lokalnych. Zapytane o to MSWiA zadeklarowało, że „działania w tym zakresie mogą być podjęte w 2019 r., gdy wynik wyborczy da mandat do kontynuowania zapowiadanych zmian”. A to już będzie co najmniej kilka – kilkanaście miesięcy od rozpoczęcia nowej kadencji w samorządach. Co innego, jeśli PiS przyjmie wariant oparty na unijnych perspektywach finansowych. Obecna kończy się w 2020 r. (plus 3 lata na rozliczenie projektów). Wówczas płynnie przeszlibyśmy w nowy okres programowania, ale to oznaczałoby zapewne przyspieszone wybory części władz wojewódzkich.
Reklama
Nie wszystkim samorządom podoba się pomysł utworzenia nowych regionów. – Dziwią nas takie propozycje wobec faktu, iż rząd PiS wycofał się z budowy trasy S6, która mogła być bodźcem do rozwoju tego regionu. Jak takie decyzje mają się do mówienia o potrzebie wzmocnienia regionu? – pytają przedstawiciele gdańskiego magistratu.
O tym, że o nowy region łatwo nie będzie, doskonale wiedzą w PiS. – Słupsk, rządzony przez Roberta Biedronia, i Koszalin są bardzo chętne, bo to pierwsze miasto mogłoby mieć u siebie wojewodę, a to drugie sejmik województwa. Ale pozostałe tereny już takie wyrywne nie są, bo – jak mówią – wolą już być „zaściankiem” Gdańska i Szczecina niż „zaściankiem zaścianka” – ironizuje jeden z pomorskich działaczy partii rządzącej. Wątpliwości mają Kołobrzeg i Drawsko Pomorskie.
Koszalin potwierdza poparcie dla planów PiS. – Chcielibyśmy tylko wcześniej poznać warunki takiej operacji, np. jak podzielone zostaną kompetencje, inwestycje czy długi. Bo nie wierzę, że nowe województwo wystartuje bez żadnych zobowiązań finansowych – zauważa Piotr Jedliński, prezydent miasta.
W przypadku województwa częstochowskiego w grę wchodzą względy ambicjonalne. Już w 2015 r. radni Częstochowy w przyjętym stanowisku zapewniali, że miasto i jego okolice mają potencjał, by „sprostać wszystkim wyzwaniom stawianym przed nowym województwem”. Ostatnio doszedł też argument ekonomiczny. – Województwo śląskie może przekroczyć wkrótce 75 proc. średniego unijnego PKB na mieszkańca, co skutkowałoby w nowej perspektywie brakiem pieniędzy dla całego regionu np. z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko, a także obniżeniem poziomu pomocy publicznej dla dużych firm na terenach specjalnych stref ekonomicznych do poziomu 10 proc. – wskazuje rzecznik częstochowskiego magistratu Włodzimierz Tutaj.
Z tych samych powodów od 2018 r. Mazowsze zostanie podzielone, ale tylko na potrzeby statystyk unijnych (tzw. NUTS), na stolicę i resztę regionu (by Warszawa sztucznie nie „pompowała” statystyk całego województwa). Ale o to marszałek Adam Struzik i polski rząd zabiegali od kilku lat, a zmiany zatwierdzić musiał jeszcze Eurostat.