Sojusz tronu i pieniądza miewał różne oblicza – bardziej lub mniej chwalebne. Jest on jednak możliwy, gdy służy społeczeństwu, a nie bankom i politykom - mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, w rozmowie o obszarach współpracy sektora z państwem.

ObserwatorFinansowy.pl: Do czego państwo potrzebuje banków? Nie pytam o całą sferę związaną z moralnym hazardem, uprawianym i przez finansistów, i przez polityków, lecz o to, co służy obywatelom i społeczeństwu.

Krzysztof Pietraszkiewicz: Banki są największym ze wszystkich branż płatnikiem podatku od przedsiębiorstw. Za zeszły rok zapłaciły 4,3 mld zł CIT. Dodatkowo są płatnikami niedawno wprowadzonego podatku od aktywów; to kolejne miliardy złotych wpłacane przez sektor do budżetu.

Też płacę podatki, choć na pewno nie tak wysokie jak banki. I wcale się tym nie chwalę. Co jeszcze?

To nie są przechwałki, tylko fakty i twarde dane, o których trzeba głośno mówić zwłaszcza w obliczu ich częstego pomijania lub deformowania w przestrzeni medialnej i publicznej. Ponadto banki wzięły udział w usprawnieniu realizacji i dystrybucji świadczeń społecznych dla polskich obywateli, czego sztandarowym przykładem był Program Rodzina 500+. Po jednoznacznie pozytywnych doświadczeniach płynących z tej współpracy już teraz Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej i Ministerstwo Cyfryzacji sygnalizują, że należy włączać sektor bankowy w kolejne projekty sprzyjające obsłudze innych świadczeń. W ciągu 2-3 najbliższych lat będziemy świadkami wykorzystania bankowości internetowej do regulowania różnych zobowiązań na styku klient – obywatel lub firma – instytucje publiczne. Na uwagę zasługuje również m.in. możliwość wykorzystania platform bankowości internetowej do rozliczeń podatkowych.

Reklama

Także do wspomagania systemu podatkowego w wykrywaniu przestępstw?

Banki zostały zaproszone przez Ministerstwo Finansów, aby wspólnie z Krajową Izbą Rozliczeniową włączyły się w budowanie systemu przeciwdziałającego wykorzystywaniu instytucji finansowych do unikania opodatkowania oraz tworzeniu wehikułów służących do nadużyć podatkowych. Taki projekt znany jest już w różnych krajach. Polega to na zbudowaniu Centralnego Mechanizmu Oceny (CMO) o charakterze scoringowym, który pozwoli na podstawie informacji zbieranych z różnych źródeł, przy zastosowaniu określonego algorytmu, określić i ocenić podatność danego podmiotu na udział w procederze unikania opodatkowania.

To znaczy, że banki będą tropić oszustów podatkowych?

Właścicielem systemu i algorytmu, podobnie jak w wielu innych krajach, jest administracja rządowa, natomiast banki i inne instytucje będą miały obowiązek dostarczania informacji. Trzeba pamiętać, że to będzie pewna odmiana wykonywania obowiązków ustawowych nakładanych przez państwo związanych z przeciwdziałaniem praniu brudnych pieniędzy. Jest to rozwiązanie będące kolejnym krokiem doregulowania systemu przeciwdziałania temu zjawisku.

Pozwoli to zwiększyć wpływy do budżetu?

Niektóre zjawiska umożliwiające unikanie opodatkowania lub wykorzystanie systemu finansowego do prania brudnych pieniędzy bez współpracy wielu instytucji finansowych są nie do wykrycia. Taka instytucja ma duże znaczenie, bo doprowadza do spojrzenia na sytuację danego przedsiębiorcy z rożnych punktów widzenia, ze źródeł bankowych, SKOK-ów, ale także ze źródeł publicznych i z prywatnych rejestrów.

Kiedy banki będą gotowe, by to wprowadzić?

Potrzebne są jeszcze unormowania prawne, zakończenie procedury legislacyjnej przez rząd i Sejm. Prace powinny być zakończone w ciągu kilku miesięcy, a pierwsze rezultaty widoczne jeszcze w tym roku. Rola banków skupia się na warstwie technologicznej, tak aby były one gotowe wdrożyć system i w nim uczestniczyć już w kilka tygodni od zakończenia procesu legislacyjnego.

Banki pracują też nad dzielonym rachunkiem VAT. Kiedy te prace się skończą?

W przypadku tzw. split payment będzie potrzebne bardziej zaawansowane rozwiązanie. Ma to fundamentalne znacznie dla wykonywania zobowiązań podatkowych w obszarze VAT. Każdy kraj próbuje stworzyć swoją odmianę w zależności od infrastruktury prawnej i technologicznej, co wymaga uzgodnień z Komisją Europejską, tak aby system był spójny również ze standardami unijnymi. W tym obszarze będziemy w stanie sfinalizować współpracę w ostatnim kwartale tego roku.

Bardzo długo trwał impas we wdrażaniu płatności bezgotówkowych w urzędach. Czy są szanse na jego przełamanie?

Stoimy w obliczu kolejnego etapu rewolucji cyfrowej w polskich urzędach, której efektem będzie przygotowanie i zainstalowanie 600 tys. nowych punktów akceptacji kart płatniczych (POS). W tym przypadku udział – również finansowy – banków, agentów rozliczeniowych oraz organizacji płatniczych będzie kolejnym korzystnym działaniem na rzecz krajowej gospodarki, gdyż obrót gotówkowy pochłania corocznie pewną część naszego PKB.

Nie wszystko się udaje, bo na przykład o budowie systemu poręczeniowego dla przedsiębiorców mowa jest od lat.

Są rozwiązania, które należy rozwijać i z których należy czerpać. Należy tu wskazać przede wszystkim na sukces gwarancji de minimis i konstruktywną rolę Banku Gospodarstwa Krajowego, który zaprasza nas wszystkich do tworzenia stabilnego systemu poręczeń i gwarancji. Będziemy mocno wspierać takie starania. Jako Związek banków Polskich chcemy też wspólnie z Korporacją Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, wspomnianym BGK oraz innymi partnerami konsekwentnie wspierać ekspansję międzynarodową polskich przedsiębiorców. W obliczu tych wyzwań chciałbym podkreślić też bardzo dobrą współpracę z NBP w zakresie unowocześniania i optymalizacji systemu płatniczo-rozliczeniowego.

Payment Services Directive 2, która zacznie obowiązywać na początku przyszłego roku, raz na zawsze odbierze dominującą pozycję bankom w systemie płatniczym. Banki walczą o to, żeby ją zachować?

Jestem przekonany, że profesjonalizm banków będzie nadal atrakcyjny dla Polaków. Skuteczne zaś wdrożenie nowej regulacji PSD2 wymaga nie tylko pracy ze strony sektora bankowego, ale i współpracy z innymi podmiotami gospodarki elektronicznej. W tym celu podjęliśmy działania nad stworzeniem polskiego API, czyli jednolitego rozwiązania softwarowego dla całej polskiej bankowości, które będzie umożliwiało dostęp do zasobów naszej bankowości dla partnerów trzecich. Zależy nam, aby było to jednolite, wysokiej próby rozwiązanie, umożliwiające ograniczenie kosztów przy zachowaniu jak najwyższych standardów. Stworzenie wspólnego rozwiązania dla banków do współpracy z partnerami trzecimi jest po prostu efektywne.

Wszystkie banki się na to zgodziły?

Wspólne prace projektowe są już dalece zaawansowane. Efektem będzie mechanizm tańszy w eksploatacji, świetnie zabezpieczony i modyfikowany pod kątem wymogów biznesowych i prawnych. Głęboko wierzę, że banki nie przegapią takiej okazji, bo trudno sobie wyobrazić, żeby każdy z kilkuset banków wykonywał indywidualnie taką aplikację. Groziłoby to jakimś nieszczęściem.

Jak pan ocenia stopień cyberbezpieczeństwa polskich banków?

Uważam, że jest wysoki, ale trzeba go stale wzmacniać. Prób ingerencji w systemy informatyczne wymierzonych w polskie instytucje finansowe nie brakuje. Niezwykle ważnym elementem bezpieczeństwa bankowości w cyberprzestrzeni jest utworzenie z inicjatywy Związku Banków Polskich w ubiegłym roku Bankowego Centrum Cyberbezpieczeństwa. Skorzystano przy tym ze wspólnych doświadczeń i wiedzy ekspertów sektora bankowego, co powinno sprzyjać zapewnieniu integralności systemów informatycznych, a także transferowi tych kompetencji do organów administracji publicznej odpowiedzialnych za bezpieczeństwo teleinformatyczne kraju.

A jaki wkład będą miały banki w Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa?

Centrum już działa i cieszę się, że przy dużym udziale sektora bankowego i ZBP. Do Bankowego Centrum Cyberbezpieczeństwa przystąpiło już 83 proc. sektora bankowego (patrząc pod kątem funduszy własnych), a w kolejnych miesiącach powinny dołączyć wszystkie banki działające w Polsce. Chcemy, żeby z nim współpracowały także wszystkie instytucje ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa obrotu gospodarczego. Przewidujemy zawarcie stabilnych porozumień o współpracy z KIR, Biurem Informacji Kredytowej, firmami telekomunikacyjnymi, a także instytucjami nadzorującymi i stabilizującymi, takimi jak NBP, Komisja Nadzoru Finansowego, Bankowy Fundusz Gwarancyjny oraz Ministerstwo Finansów. Będziemy wówczas mogli skutecznie przeciwstawiać się zagrożeniom.

Państwa zabrały się po kryzysie za bezprecedensowe regulacje sektora bankowego. Jedni mówią, że jesteśmy jeszcze dalecy od osiągnięcia poczucia stabilności tego systemu i konieczne są kolejne regulacje, inni – że wskutek regulacji banki zbliżają się do granicy zdolności prowadzenia biznesu. Kto ma rację?

Od dłuższego czasu toczy się intelektualny spór pomiędzy podejściem ostrożnościowym a typowo bankowym, polegającym na tym, żeby cześć ryzyka banki brały na siebie. Znane są inicjatywy w USA, a także w Europie prowadzące do tego, aby hasło stabilności nie wykluczało przedsiębiorczości, co mogłoby spowodować trudne do przewidzenia perturbacje i tym samym poważnie zachwiać stabilnością sektora bankowego i gospodarki. Przed nami stoi wyzwanie przeglądu i uporządkowania regulacji oraz dyskusja nad tymi rozwiązaniami, które można uznać za przeregulowanie.

Niezbędne jest też stosowanie zasady proporcjonalności w regulacjach, a także różnicowanie systemu finansowego, bo sprzyja to z jednej strony stabilności, a z drugiej pobudza konkurencyjność. Najważniejszym zagrożeniem jest to, że negatywne konsekwencje przeregulowania i wynikające z tego nadmierne obciążenia oraz zbyt duża liczba ograniczeń doprowadzi do przeciążenia sektora bankowego, co wpłynie na jego ociężałość, niższą efektywność i w konsekwencji mniejszą elastyczność na potrzeby gospodarki i klientów.

O jakich obciążeniach pan myśli?

Oprócz wspomnianych już miliardów z tytułu podatku CIT należy powiedzieć o 2,25 mld zł oraz dodatkowych 2 mld zł wpłat do BFG, a także obciążeniach dodatkowym podatkiem sektorowym na poziomie 4,2-5,5 mld zł. Jako sektor bankowy mierzymy się też z ograniczeniami nałożonymi na wysokość opłaty interchange w Polsce, skutkującymi obniżeniem przychodów o 1,5 mld zł, oraz obciążeniami wynikającymi z przerzucenia na banki konieczności restrukturyzacji SKOK-ów, w tym wypłat gwarantowanych dla ich klientów wynoszących 3 mld zł. Niewątpliwie konieczne jest uznanie kwot wpłacanych na BFG przeznaczonych na restrukturyzację niebankowych instytucji finansowych, czyli SKOK-ów, za koszt uzyskania przychodu. To zupełnie niezrozumiała konstrukcja, że banki i ich klienci mają płacić za błędy w zarządzaniu innymi instytucjami.

Obciążenia kapitałowe nie są dotkliwe?

Są, zwłaszcza że mamy do czynienia zarówno z wymaganiami unijnymi wynoszącymi zgodnie z dyrektywą CRD IV 12 mld zł, jak i krajowymi nałożonymi przez KNF na 14 banków zaangażowanych w kredyty mieszkaniowe we frankach. Jednocześnie chciałbym zwrócić uwagę, że nie zawsze te instrumenty, które zostały zastosowane, działają efektywnie.

Na przykład?

Przede wszystkim myślę o tempie restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych. Jeśli bank ma świetną, ugruntowaną w ankietach KNF jakość takiego portfela kredytowego, to stawianie bardzo wysokich wymogów kapitałowych jest dyskusyjne. Część klientów po prostu nie chce z przewalutowania korzystać, bo rozumieją bardzo często, że wyzbywając się ryzyka walutowego, muszą się liczyć z ryzykiem stopy procentowej. Obecnie stopy w walutach obcych są niższe, a w niektórych krajach nawet ujemne, więc następuje przyspieszona spłata rat kapitałowych. Banki powinny oczywiście przygotować usługi, obejmujące także przewalutowanie, ale zmiany umów powinny być dobrowolne, żeby nikt z klientów nie miał później pretensji, że został wprowadzony w błąd i z tego tytułu poniósł straty.

Problemu walutowych kredytów mieszkaniowych nie da się rozwiązać?

Myślę, że szczęśliwie zbliżyliśmy się do ujednoliconego poglądu w tej sprawie, że interwencja i pomoc jest potrzebna w ograniczonym, dobrze określonym zakresie, a nie ma potrzeby do rozległej interwencji systemowej w wymiarze makroekonomicznym i prawnym. Potrzebne są działania łagodzące lub przynoszące wyraźną ulgę osobom, które wskutek niemożliwych do przewidzenia zdarzeń losowych znalazły się w trudnej sytuacji. I jako ZBP od wielu kwartałów proponowaliśmy, żeby zamiast poszukiwać cudownej recepty, skoncentrować wysiłki i udzielić wsparcia rodzinom najsłabszym, mającym problem z obsługą comiesięcznych rat.

Rozumiejąc potrzeby klientów, w zaledwie kilka tygodni od decyzji Szwajcarskiego Banku Narodowego o uwolnieniu kursu franka 15 stycznia 2015 roku wdrożyliśmy i sfinansowaliśmy na poziomie 1 mld zł funkcjonujący do dziś pakiet rozwiązań pomocowych dla kredytobiorców walutowych w ramach tzw. sześciopaku. Banki przeznaczyły dodatkowo 600 mln zł dla Funduszu Wsparcia Kredytobiorców Mieszkaniowych, a teraz jeśli zostaniemy do tego zobowiązani przez Komitet Stabilności Finansowej, będziemy wspólnie pracować nad efektywniejszym wykorzystaniem i uelastycznieniem oraz rozszerzeniem wsparcia z FWK. Przygotowaliśmy już zresztą propozycje, które chcemy przekazać pod rozwagę regulatorów

Jakie?

Doszliśmy do wniosku, że uelastyczniona powinna byc ustawa o wsparciu kredytobiorców administrowana przez BGK i potrzebne są ingerencje w kilku punktach. Wydłużenie okresu działania ustawy, zwiększenie kwoty możliwej pomocy, skumulowanie jej w pierwszym okresie, gdy potrzebna jest najbardziej, oraz zwiększenie umorzenia. Spodziewamy się, zgodnie ze stanowiskiem KSF, że ogłoszona zostanie rekomendacja określająca pakiet instrumentów restrukturyzacyjnych jako dobre praktyki w restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych. Dysponując funduszem wsparcia kredytobiorców kredytów mieszkaniowych funkcjonującym na zmienionych zasadach oraz środkami przewidywanymi na restrukturyzację, moglibyśmy efektywnie wesprzeć wiele polskich rodzin. Trzeba to uczynić, rezygnując z nieuzasadnionych merytorycznie regulacji, które zamiast rozwiązywać problem mogą wpędzić wszystkich w większe kłopoty i wywołać poczucie niesprawiedliwości u klientów i podatników.

Koszt podatku bankowego został już przerzucony na klientów?

To jeden z poważnych ciężarów, które banki mogą tylko częściowo samodzielnie unieść. Muszą też przełożyć część na klientów, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie jest to ani widoczne, ani odczuwalne. Wielu ciężarów nie przenosiły na nich do tej pory tylko dlatego, że wzrastało ubankowienie. O ile 10-12 lat temu tylko połowa dorosłych Polaków posiadała rachunki bankowe, o tyle dziś ma je ponad 83 proc. Wraz ze zwiększaniem liczby uczestników systemu bankowego mogliśmy utrzymać ceny na podobnym poziomie.

Bez względu na to podatek bankowy powinien być jednak ucywilizowany. Już wiemy, że działa dezaktywizująco i na klientów, i na sektor bankowy. Wydaje się, że nie powinna zwiększać się podstawa (wielkość aktywów) opodatkowania tym podatkiem; powinna być zatrzymana na poziomie roku ubiegłego, żeby nowa akcja kredytowa nie była już nim obciążona.

Badania pokazują, że zaufanie do banków i ich reputacja wzrosły. Może dlatego, że płacą wysokie podatki?

Wzrost zaufania następuje od sześciu lat. Nie był gwałtowny, ale trwały i to nas cieszyło, choć w przypadku reputacji odnotowaliśmy w tym roku szczególnie wyraźny wzrost. Z czego to wynika? Po pierwsze, w ostatnich latach istotnie wzrosła liczba klientów banków. W Polsce, podobnie jak w innych krajach, osoby korzystające z usług bankowych mają wyższe zaufanie i lepsze opinie o sektorze bankowym. Po drugie, respondenci szukają punktów odniesienia, rozglądają się wokoło i zastanawiają się, jaka instytucja jest najbardziej stabilna i przewidywalna, dobrze nadzorowana i dobrze zarządzana. Niewątpliwie odpowiedź, że takimi instytucjami są banki, jest poprawna i zgodna z ich doświadczeniami. Po trzecie, do świadomości społecznej przebiła się prawda, że gdy przyszła sytuacja kryzysowa w SKOK-ach, to banki dzięki wypracowanym rozwiązaniom niemalże błyskawicznie wypłaciły depozyty klientom, czyli de facto obroniły często oszczędności ich życia, a gdy to sektor bankowy dotknięty został upadkiem dwóch instytucji, BFG mógł natychmiast uruchomić wypłaty depozytów. Splot tych czynników plus pokazanie nowych technologii, bezpiecznych, przyjaznych, dostępnych z każdego miejsca na świecie pokazują, że dysponujemy w Polsce bardzo dobrym wspólnym dorobkiem. Wspólnym – klientów, regulatorów i banków.

Chce pan mnie przekonać, że klienci nie mają powodów do utyskiwania na banki?

Mamy bardzo wiele do zrobienia, ale rozwijamy się tylko wtedy, gdy zwiększamy wysiłki. Wyzwań zaś nie brakuje. Musimy poprawić sposób komunikacji z klientami, uprościć umowy i ich język – być kimś więcej niż instytucją zaufania publicznego. Niektóre banki w tym zakresie bardzo dużo robią.

Cieszę się, że zwracamy uwagę na sytuację osób niepełnosprawnych, a także seniorów. Banki poparły bardzo mocno duże programy edukacyjne skierowane do uczniów i studentów. Według naszych badań, aż 80 proc. bankowców uważa, że banki powinny się włączyć w edukację finansową, choć bardziej precyzyjne byłoby tutaj mówienie o kontynuowaniu realizowanych działań. Bardzo mocno liczymy na współpracę z instytucjami państwowymi oraz organizacjami pozarządowymi.

Istotnym obszarem do zagospodarowania pod względem informacji i edukacji jest temat cyberbezpieczeństwa. Nie ulega także wątpliwości, że tam, gdzie będzie trzeba wyplenić ewidentnie złe praktyki, należy to robić ostatecznie i z pełnym przekonaniem.

Czyimi rękami?

Samych banków. Jest już też infrastruktura instytucjonalna, dzięki takim organom jak Arbiter Bankowy, Komisja Etyki Bankowej, Sąd Polubowny przy ZBP czy sądy powszechne. Nie mówiąc już o działaniach nadzorczych i innych instytucji wykonujących nadzór w segmentach ochrony konsumentów. Nieprawidłowości czy stosowanie niskiej jakości usług trzeba zmieniać. To leży w interesie nas wszystkich, dlatego że bankowość to specyficzny rodzaj umowy łączącej Polaków po to, żebyśmy wspólnie realizowali strategie wspólnego wzrastania.

Rozmawiał Jacek Ramotowski