Według obserwatorów stawką w wyborach jest to, czy ponowne otwarcie na świat, zapoczątkowane przez Rowhaniego, przyspieszy czy też wyhamuje.

Jednak wielu Irańczyków jest przekonanych, że niezależnie od tego, kto w piątek zwycięży, wybory nie przyniosą znaczących zmian. Do kandydowania nie dopuszczono reformatorów ani kobiet. Spośród 1600 osób, które zgłosiły chęć ubiegania się o prezydenturę, zaakceptowano tylko sześć kandydatur. Udziału w wyborach zakazano m.in. poprzednikowi Rowhaniego, Mahmudowi Ahmadineżadowi.

Władza w Iranie jest podzielona pomiędzy różne organy, ale najważniejsze decyzje podejmuje będący u władzy od 1989 roku przywódca duchowo-polityczny ajatollah Ali Chamenei. Mimo to wybierany w powszechnych wyborach prezydent ma pewne pole manewru, zwłaszcza w sprawach gospodarczych. Właśnie gospodarka, a także zakres wolności i przełomowe porozumienie nuklearne, które Iran zawarł w 2015 roku z szóstką światowych mocarstw, były głównymi tematami kampanii.

Wybory następują w kluczowym momencie. Po przejściu przez Chameneia operacji prostaty w 2014 roku rosną spekulacje na temat tego, kto zostanie jego następcą. W przypadku śmierci najwyższego przywódcy prezydent może odegrać ważną rolę w wyznaczaniu kolejnego lidera, chociaż to nie do niego należy ostateczna decyzja.

Reklama

O prezydenturę w piątek powalczy czterech kandydatów, a faworytem pozostaje ubiegający się o reelekcję 68-letni Rowhani, postrzegany raczej jako umiarkowany polityk a nie reformator. Rowhani walczy o głosy wyborców, którzy są zwolennikami reform, chcą ograniczenia konfliktów z mocarstwami i większej wolności obyczajowej oraz gospodarczej w kraju.

Agencja AP zauważa, że od 1981 roku, kiedy szefem państwa został sam Chamenei, każdemu irańskiemu prezydentowi udawało się wywalczyć drugą kadencję.

Przeciwnicy Rowhaniego, pragmatyka w kontaktach z Zachodem, krytykowali go za brak znaczącej poprawy sytuacji gospodarczej kraju, osłabionego wieloletnimi sankcjami. Rowhani wprawdzie ustabilizował nieco sytuację ekonomiczną, przede wszystkim dzięki wznowieniu eksportu ropy, i ograniczył inflację, ale nie osiągnął sukcesów w walce z bezrobociem. Bez pracy jest 12,5 proc. obywateli, w tym 27 proc. młodych. Oponenci prezydenta są zdania, że jego rząd nie stanął na wysokości zadania i nie wyciągnął korzyści z porozumienia nuklearnego.

"Rowhani powstrzymał upadek, ale wprowadził za dużo środków oszczędnościowych" - ocenił pracujący w USA profesor ekonomii irańskiego pochodzenia Dżawad Salehi-Isfahani.

Oczekuje się, że głosowanie będzie swoistym plebiscytem w sprawie umowy nuklearnej, która umożliwiła zniesienie części międzynarodowych sankcji. Wielu Irańczyków uważa, że porozumienie nie przyczyniło się do utworzenia obiecanych miejsc pracy czy zwiększenia zagranicznych inwestycji. Za prezydentury Rowhaniego Iran wstrzymał wzbogacanie uranu i wykazywał się większą współpracą z inspektorami Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA).

W ostatnich dniach kampanii prezydent zaostrzył retorykę. Oskarżał przeciwników o łamanie praw człowieka, nadużywanie władzy religijnej do zdobycia władzy i reprezentowanie interesów gospodarczych sił bezpieczeństwa.

Ogłosił też zwiększenie pomocy dla najuboższych, ale jego przeciwnicy uznali te środki za niewystarczające. Krytycy Rowhaniego oskarżają go, że jest głosem 4 proc. najbogatszych obywateli.

Najpoważniejszym rywalem Rowhaniego jest ultrakonserwatywny duchowny z kręgu Chameneia, 56-letni Ebrahim Raisi. Przedstawia siebie jako kandydata najuboższych, którym obiecywał utworzenie milionów miejsc pracy.

Raisi stoi na czele najbogatszej fundacji charytatywnej w świecie muzułmańskim, Astan Kuds Razawi, która sprawuje opiekę nad najświętszym sanktuarium w Iranie, świątynią imama Alego ar-Ridy w Meszhedzie.

Kandydat obiecuje odrodzenie wartości rewolucji islamskiej z 1979 roku. Wspierają go elitarna formacja Strażników Rewolucji, związane z nimi paramilitarne milicje islamskie Basidż i radykalni duchowni.

Raisi jest bliskim sojusznikiem i protegowanym Chameneia. Najbardziej kontrowersyjnym momentem w jego karierze był rok 1988, kiedy wraz z trzema islamskimi sędziami nakazał egzekucję tysięcy więźniów politycznych. Irańskie media wymieniały ostatnio Raisiego jako potencjalnego następcę Chameneia, który w lipcu skończy 78 lat.

W poniedziałek prominentny konserwatysta, burmistrz Teheranu Mohammad Bagher Ghalibaf, zrezygnował z udziału w kampanii i przekazał poparcie Raisiemu. Tym samym zjednoczył obóz konserwatystów i zwiększył szanse Raisiego na zwycięstwo.

Według Raisiego Iran nie potrzebuje zagranicznej pomocy, podczas gdy Rowhani przekonuje, że zagraniczne inwestycje niezbędne do odbudowy gospodarki powinny sięgać 50 mld dolarów rocznie. Niechęć inwestorów i wielkich międzynarodowych banków do wejścia na irański rynek wynika z nieprzejrzystego systemu ekonomicznego i finansowego kraju oraz podejścia Stanów Zjednoczonych, które wprowadziły sankcje niezwiązane z irańskim programem atomowym.

Do głosowania na obecnego prezydenta nawołuje pierwszy wiceprezydent Iszak Dżahangiri, który we wtorek wycofał się z kampanii wyborczej. Szefa państwa poparli też przywódcy opozycji i kandydaci w wyborach prezydenckich z 2009 roku. Mehdi Karubi i Mir-Hosejn Musawi. Obaj od 2011 roku przebywają w areszcie domowym.

Wielką niewiadomą piątkowego głosowania jest frekwencja. Chamenei wezwał obywateli do pójścia urn, by w ten sposób "onieśmielić wrogów" kraju. Jednak wielu Irańczyków ma wątpliwości, czy po wyborach ich codzienne życie ulegnie zmianie. "Reżim potrzebuje dobrej frekwencji, na tym zależy mu bardziej niż na wynikach" - ocenia Clement Therme z londyńskiego Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS).

Wysoka frekwencja może pomóc Rowhaniemu, który w 2013 roku wygrał wybory z ponad 50-procentowym poparciem. Największym zagrożeniem dla jego reelekcji jest z kolei apatia wyborców rozczarowanych jego rządami. "Rezultat zależy od tego, czy problemy gospodarcze przeważą nad kwestiami wolnościowymi" - powiedział urzędnik bliski Rowhaniemu.

Z powodu nieustępliwości wymiaru sprawiedliwości i służb bezpieczeństwa prezydent poniósł porażkę w sprawie rozszerzania wolności obyczajowej. W ciągu ostatnich czterech lat nie ustały aresztowania i zastraszanie dziennikarzy, studentów, artystów i biznesmenów oskarżanych o działalność przeciwko Islamskiej Republice Iranu wraz z "wrogami z zagranicy".

Oprócz Rowhaniego i Raisiego o prezydenturę będą się ubiegać Mustafa Agha Mirsalim i Mustafa Haszimi-Taba.

Do głosowania uprawnionych jest ponad 56,4 mln obywateli Iranu powyżej 18. roku życia. Lokale wyborcze będą otwarte od godz. 5.30 czasu polskiego do godz. 15.30, ale głosowanie może zostać przedłużone. Ostateczne wyniki są spodziewane w niedzielę.

Jeśli żaden z kandydatów nie zdobędzie ponad 50 proc. głosów, druga tura odbędzie się 26 maja.