Są kraje, gdzie oprocentowanie depozytów jest dwucyfrowe. Największe odsetki na świecie płacą banki w Argentynie. Jednak deponenci wcale nie mają się z czego cieszyć. Cena drogich depozytów jest bowiem wysoka.

Do niedawna najwyższe odsetki od depozytów płaciły banki w Zimbabwe. Jak podaje Bank Światowy, w 2016 r. oprocentowanie przekraczało 120 proc. w skali roku. Na drugim miejscu w tym rankingu jest Argentyna, gdzie przychód z lokaty po roku od wpłaty do banku wynosi obecnie ponad 20 proc. Dalej na liście jest Madagaskar z 15-procentowym oprocentowaniem. Wysoko kwotują też banki w Indonezji, Iranie i Uzbekistanie – w granicach 14 proc. W krajach geograficznie nam bliższych drogie są depozyty na Ukrainie. Stopa procentowa w bankach przekracza tam 14 proc. W Turcji, czasem porównywanej z Polską, odłożone pieniądze po roku oszczędzania dają 9,9 proc. zwrotu. Nieco mniej płacą banki w Rosji – 8,7 proc.

Inflacja zjada zyski

Liczby te robią wrażenie na klientach polskich banków, którzy mogą liczyć średnio na 1,7-2 proc. odsetek w skali roku. Nie ma jednak czego zazdrościć deponentom w innych krajach. Wysokie oprocentowanie świadczy o tym, że w gospodarce danego państwa nie dzieje się najlepiej, banki dużo płacą za oszczędności, bo koszt pieniądza jest wysoki, a to zazwyczaj jest pochodną bardzo wysokiej inflacji. Skrajnym przykładem jest Zimbabwe, gdzie horrendalnie wysokie odsetki są oznaką faktycznego rozkładu państwa. Od ubiegłego roku rząd w Harare wprowadził górny limit oprocentowania depozytów i kredytów bankowych.

W liberalnych gospodarkach, takich jak Argentyna, wysokie oprocentowanie nie jest w stanie nadążyć za wzrostem cen. Władze kraju od lat próbują zdusić inflację, która w ubiegłym roku wyniosła aż 40 proc. Efektywna stopa procentowa, po uwzględnieniu inflacji, wynosi w Argentynie aż -20 proc. Niekorzystna jest również sytuacja osób oszczędzających w funcie egipskim. Przy nominalnie wysokich stawkach depozytowych, wynoszących 10 proc. dla lokat 12-miesięcznych, wysoka inflacja – 23 proc. w styczniu - zjada nie tylko zysk, ale i kapitał początkowy.

Reklama

Na granicy zyskowności są lokaty w Brazylii. Średnia cena depozytu jest wysoka i wynosi 12 proc., a inflacja w lutym spadła poniżej 5 proc. Teoretycznie można wypracować niemały zysk. Pytanie tylko, dlaczego banki tak wysoko kwotują, skoro ceny spadają? Sporo o sytuacji na lokalnym rynku mówi stopa procentowa w banku centralnym, która od 2006 r. utrzymywana jest na bardzo wysokim poziomie 14 proc. ze względu na stały problem z utrafieniem w cel inflacyjny, który i tak jest zawieszony wysoko, bo wynosi ponad 6 proc.
Na lokatach nie są też w stanie zarobić Turcy, gdyż stopa inflacji o 2 punkty procentowe przewyższa najlepsze oferty depozytowe banków, oprocentowane w granicach 10 proc.
W innych krajach, jak Rosja, Gruzja, czy Ukraina, oprocentowanie lokat jest wyższe od inflacji. Świadczy to o tym, że banki licytują bardzo wysoko, żeby skłonić mieszkańców do lokowania oszczędności w lokalnej walucie.

>>> Czytaj też: Pięć „trików” pomagających uzyskać wysokie odsetki

Ryzykowna gra

W Polsce mamy i niską inflację – poziom cen ustabilizował się w lutym – i niewielkie zyski z depozytów – na średnim poziomie 1,5 proc. Aktualne oprocentowanie nie satysfakcjonuje deponentów, szczególnie, że świeżo mają w pamięci czasy, gdy na rocznej lokacie można było dostać 6 proc.

Klienci banków w Polsce nie są jednak tymi, którzy zyskują najmniej. Nie trzeba daleko szukać państw z jeszcze niższym oprocentowaniem. W sąsiednich krajach, będących członkami strefy euro, gdzie obowiązują stopy EBC (obecnie na ujemnym poziomie), ceny depozytów są symboliczne. W Estonii na lokacie terminowej można dostać 0,05 proc. Nieco lepiej jest na Słowacji, gdzie oprocentowanie dochodzi do 0,5 proc. Natomiast średnia dla całej strefy euro wynosi 0 proc.

Wyższe oprocentowanie na dalekich rynkach zachęca Polaków do lokowania pieniędzy za granicą, co w czasach wolnego przepływu kapitałów, nie jest trudne. Depozyty w obowiązującej w danym kraju walucie można zakładać poprzez specjalistyczne platformy pośredniczące między bankami i klientami detalicznymi, albo kupując certyfikaty depozytowe banków.

- Pokusa jest spora, jednak trzeba pamiętać o ryzykach związanych z taką inwestycją. O ile lokując pieniądze w Unii Europejskiej możemy liczyć na ochronę oszczędności do limitu 100 tys. EUR, to w innych krajach zdajemy się całkowicie na warunki panujące na lokalnym rynku. Koszty związane z tego rodzaju inwestycją w egzotyczne waluty mogą nie przynieść spodziewanych zysków. Warto też pamiętać o ryzyku związanym z możliwością wahań kursu walut – mówi Piotr Marciniak, dyrektor zarządzający BGŻOptima.

Zdaniem ekspertów w najbliższym czasie klienci nie powinni spodziewać się wzrostu oprocentowania depozytów. Osoby, które szukają możliwości pomnażania swojego kapitału mają szeroki wachlarz narzędzi inwestycyjnych, które mogą przynieść im oczekiwany, bardziej atrakcyjny zysk. Decydując się na rozpoczęcie inwestowania nie warto jednak kierować się jedynie poszukiwaniem jak najwyższego zwrotu. Ten bowiem może wiązać się też z podwyższonym poziomem potencjalnego ryzyka. Kluczowe, szczególnie dla osób początkujących, jest dobranie produktu do poziomu swojej wiedzy na temat rynku kapitałowego oraz akceptowalnego ryzyka.

Źródło: BGŻOptima

>>> Czytaj też: Realne zyski z lokat jeszcze nigdy nie były tak niskie. Ale Polacy wciąż zanoszą pieniądze do banków