Prezydent USA Donald Trump zmienił priorytety polityki Waszyngtonu wobec Bliskiego Wschodu, przedkładając współpracę państw regionu w walce z terroryzmem nad promowanie demokracji i nacisk na poszanowanie praw człowieka - podkreślają w poniedziałek amerykańskie media.

Amerykański prezydent w wystąpieniu podczas szczytu państw muzułmańskich zamieszkiwanych głównie przez wyznawców sunnickiego odłamu islamu przedstawił w niedzielę w Rijadzie "nowy początek" bardziej realistycznej - zdaniem komentatorów - amerykańskiej polityki wobec Bliskiego Wschodu.

Wcześniejszą zapowiedzią tego zwrotu w kierunku "Realpolitik" w stosunku do państw muzułmańskich było zaproszenie do Białego Domu prezydenta Egiptu Abd el-Fataha es-Sisiego i prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana - przywódców powszechnie oskarżanych o dyktatorskie zapędy i łamanie praw człowieka.

W obu przypadkach prezydent Trump uzasadnił zaproszenie tych przywódców do Białego Domu koniecznością zapewnienia ich współpracy w walce z terroryzmem.

Przejawem tej kolejnej zmiany stanowiska przez Trumpa jest złagodzenie tonu jego wypowiedzi, szczególnie w porównaniu z jego kampanią wyborczą. Prezydent, co dla mediów od początku tej debiutanckiej podróży zagranicznej było sprawdzianem Trumpa w roli męża stanu, zrezygnował w swoim kluczowym wystąpieniu w Rijadzie z często powtarzanego podczas kampanii zwrotu "radykalny islamski terroryzm".

Reklama

Trump zapewnił 55 przywódców państw muzułmańskich, którzy przyjechali do stolicy Arabii Saudyjskiej, że Stany Zjednoczone nie zamierzają nikomu narzucać swojego "stylu życia". Podczas wystąpienia w Rijadzie, przedstawianego przez Biały Domu jako historyczne, amerykański przywódca nie określał walki z terroryzmem jako ideologicznej konfrontacji dwóch fundamentalnie odmiennych cywilizacji, ale w kategoriach moralnych i religijnych, jako "walkę dobra ze złem".

Walka z terroryzmem “to walka między barbarzyńskimi przestępcami, którzy dążą do unicestwienia ludzkiego życia, i uczciwymi ludźmi wszystkich religii, którzy starają się je chronić" - powiedział Trump, podkreślając, że "terroryści nie wierzą w Boga, terroryści wierzą w śmierć".

Zmiana, czy też jak wolałby Biały Dom, złagodzenie stanowiska przez Trumpa - jak powiedziała Mara Liasson, korespondentka amerykańskiego radia publicznego NPR - jest oznaką zwycięstwa bardziej pragmatycznego skrzydła w Białym Domu, reprezentowanego przez zięcia i doradcę prezydenta Jareda Kushnera oraz doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego H.R. Mastera, nad "ideologiczną frakcją Białego Domu", której czołowymi przedstawicielami są doradca strategiczny prezydenta Steve Bannon i starszy doradca Białego Domu Stephen Miller, główny autor wstępnej wersji przemówienia prezydenta w Rijadzie.

Trump jest kolejnym prezydentem amerykańskim, który ma ambicje, aby doprowadzić do porozumienia pokojowego na Bliskim Wschodzie.

W przypadku Trumpa, czyli prezydenta bez większego przygotowania ani doświadczenia dyplomatycznego, ambicje te, zdaniem konserwatywnego dziennika "The Wall Street Journal", oparte są na założeniu, że państwa arabskie i Izrael do negocjacji może nakłonić wspólny wróg, jakim dla Izraela i dla arabskich państw regionu zamieszkiwanych głównie przez sunnitów jest Iran. Większość mieszkańców Iranu stanowią wyznawcy szyickiej odmiany islamu.

Zagrożenie ze strony Iranu, szczególnie zaś program atomowy Teheranu, były głównym zagadnieniem poniedziałkowych rozmów Trumpa z prezydentem Izraela Reuwenem Riwlinem i premierem Benjaminem Netanjahu, z którym Trumpa łączą długoletnie więzy przyjaźni.

>>>Czytaj więcej: Resort obrony zmienia priorytety. Teraz "ważniejsze będą śmigłowce szturmowe"

"Iran musi bezzwłocznie wstrzymać finansowe i militarne wspieranie terrorystów i milicji" - powiedział prezydent po przylocie do Izraela.

"Co najważniejsze, Stany Zjednoczone i Izrael mogą oświadczyć jednym głosem, że Iranowi nigdy nie wolno pozwolić na posiadanie broni nuklearnej - nigdy - i że (Iran) musi zaprzestać swego zabójczego finansowania, szkolenia i wyposażania terrorystów i milicji, i musi to zrobić bezzwłocznie" - mówił Trump na spotkaniu z Riwlinem.

Prezydent USA zaakcentował też, że wśród arabskich sąsiadów Izraela widzi narastającą świadomość "wspólnej sprawy" z Izraelem, jaką jest zagrożenie stwarzane przez Iran. Jak stwierdził Trump, "poczynania Iranu zbliżają wiele części Bliskiego Wschodu do Izraela".

Prezydent Trump przybył do Tel Awiwu w poniedziałek bezpośrednio z Rijadu. Lot prezydenckiego Air Force One z Rijadu do Tel Awiwu był pierwszym w historii bezpośrednim przelotem samolotu na tej trasie.

Premier Netanjahu wyraził nadzieję, że w przyszłości także będzie miał okazję odbyć bezpośrednią podróż lotniczą na tej trasie.

Arabia Saudyjska nie uznaje Izraela i nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Państwem Żydowskim, jednak zdaniem znawców regionu w ostatnich latach było wiele przypadków współpracy pomiędzy tymi krajami, także w dziedzinie wywiadu. Trump w rozmowie z Netanjahu zapewnił, że władze w Rijadzie są "bardzo pozytywnie nastawione do Izraela".

Netanjahu podczas wspólnego wystąpienia obu przywódców w poniedziałek podziękował Trumpowi za zajęcie zdecydowanego stanowiska wobec Iranu, za decyzję o ukaraniu Syrii za masakrę ludności cywilnej z użyciem broni chemicznej i przede wszystkim za przywrócenie przywódczej roli Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie.

"Po raz pierwszy w moim życiu - powiedział Netanjahu - mam realną nadzieję na zmianę".