Wyprowadzenie przez prezydenta na ulice Brasilii armii spotkało się z ostrą krytyką. "Ten dekret nigdy nie był wykorzystywany w celu ochrony administracji (...)" - powiedział Newton de Oliveira, profesor i ekspert ds. bezpieczeństwa Uniwersytetu Mackenzie w Rio de Janeiro. "Jeżeli ten rząd sam nie może się obronić, to uzbrojone siły też go nie obronią" - stwierdził były przewodniczący Senatu Renan Calheiros.

Dekret prezydenta usprawiedliwiał w czwartek na antenie radia CBN minister obrony Raul Jungmann. "Uważam, że była to wspaniała decyzja (...). Sytuacja wymykała się spod kontroli. Nie wiem, do czego mogłoby dojść" - oświadczył.

Podpisanie przez prezydenta dekretu o wyprowadzeniu wojsk może być odebrane jako ostatnia rozpaczliwa próba utrzymania się przy władzy i może pogłębić negatywny stosunek społeczeństwa wobec rządu - pisze agencja AP.

W oświadczeniu kancelarii prezydenta napisano, że podjęte środki były konieczne, gdyż demonstracje zagrażały życiu i bezpieczeństwu urzędników publicznych. Jak podano w komunikacie, użycie do przywrócenia porządku elitarnej jednostki policji okazało się niewystarczające. W wydanym w czwartek oświadczeniu stwierdzono, że dekret zostaje uchylony, gdyż przywrócono porządek.

Reklama

W środowych zamieszkach w Brasilii w starciach z policją rannych zostało 49 osób. Na ulice wyszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy żądali ustąpienia prezydenta Michela Temera. W ciągu ostatnich dni przedstawiono mu poważne zarzuty korupcyjne. Dotyczą one łapownictwa i przywłaszczenia sobie części funduszy przeznaczonych na kampanię wyborczą jego centroprawicowej Partii Demokratycznego Ruchu Brazylijskiego (PMDB).

Demonstranci podpalili w środę siedzibę ministerstwa rolnictwa, a w budynkach innych resortów wybijali szyby w oknach i wyważali drzwi. By powstrzymać protestujących, policja użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych. Ewakuowano gmachy niektórych ministerstw. (PAP)

ndz/ mc/