W tym roku produkcja energii elektrycznej z odnawialnych źródeł spadnie w Polsce pierwszy raz od ponad dekady. Inwestycje w „zielone” elektrownie będą mniejsze o ponad 9 mld zł. Wzrośnie za to generacja prądu z węgla ─ wynika z analiz portalu WysokieNapiecie.pl.
ikona lupy />
Spadek wsparcia energetyki odnawialnej w Polsce / Media

W pierwszym kwartale produkcja „zielonej” energii elektrycznej spadła w Polsce o 5%. Wzrosło natomiast zapotrzebowanie odbiorców na prąd. W efekcie udział ekologicznych elektrowni w krajowej produkcji skurczył się do niespełna 13,5%, wobec niemal 15% w takim samym okresie 2016 roku ─ wynika z danych Agencji Rynku Energii, do których dotarli dziennikarze portalu WysokieNapiecie.pl

Węgiel zamiast biomasy

Za sprawą zmniejszonej produkcji „zielonej” energii (o ok. 0,5 TWh), spadku importu prądu (o 1 TWh) oraz wzrostu zapotrzebowania odbiorców (o 1 TWh) zauważalnie zyskał węgiel. Elektrownie opalane węglem brunatnym wyprodukowały w pierwszym kwartale tego roku o 2 TWh (jedną czwartą) więcej energii. Do pracy powróciły wyremontowane bloki w należących do PGE elektrowniach Turów i Bełchatów. Zyskały także elektrownie i elektrociepłownie opalane węglem kamiennym ─ łącznie dostarczyły do systemu o ok. 0,5 TWh energii elektrycznej więcej.

Reklama
ikona lupy />
Realizacja krajowych celów rozwoju energetyki odnawialnej do 2020 roku / Media

W rezultacie odwrócił się, trwający od dekady, trend powolnego wypierania z polskiej energetyki węgla i zwiększania udziału energii ze źródeł odnawialnych. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja nie zmieni się przynajmniej do grudnia, a cały 2017 rok będzie pierwszym od 13 lat, w którym produkcja „zielonego” prądu zmniejszy się.
„Zielony” prąd się już nie opłaca

Kluczowy powód to spadek cen tzw. zielonych certyfikatów, a więc podstawowego narzędzia wspierającego produkcję w ekoelektrowniach. Wyceniane w czwartek na 27 zł/MWh certyfikaty, warte są dziś o ponad 90% mniej, niż jeszcze kilka lat temu. O ile właściciele istniejących elektrowni wiatrowych nie mają wyjścia i produkują energię ze stratą (z danych ARE wynika, że już w 2016 roku funkcjonowało tak 70% farm wiatrowych), o tyle właściciele elektrowni na biomasę i biogaz, jeżeli tylko mogą, ograniczają produkcję, aby te straty minimalizować (inaczej do produkcji musieliby dopłacać ok. 80-100 zł/MWh). W pierwszym kwartale produkcja energii w elektrowniach i elektrociepłowniach opalanych wyłącznie biomasą spadła o 0,5 TWh. Nieznacznie zmniejszyło się także współspalanie biomasy z węglem i produkcja energii w biogazowniach, spośród których rząd ratuje tylko te rolnicze (niedawno wydzielono dla nich osobny system wsparcia).

Spadku produkcji z biomasy i biogazu nie jest w stanie zrekompensować rozwój wytwarzania energii ze słońca. O połowę większa produkcja prądu z paneli fotowoltaicznych jest pomijalna w skali kraju. Niemal zupełnie nie przybywa w dodatku inwestycji. Z danych Urzędu Regulacji Energetyki wynika, że od stycznia do marca oddano do użytku zaledwie 25 MW „zielonych” elektrowni, głównie opartych na spalaniu biomasy. Z szacunków portalu WysokieNapiecie.pl wynika, że łączna wartość tegorocznych inwestycji w sektorze OZE nie przekroczyła 200 mln zł, podczas gdy w całym ubiegłym roku zbliżyła się do 10 mld zł.

Jedni tracą, inni szukają szans

Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że w wyniku decyzji regulacyjnych podejmowanych przez rząd najwięcej tracą spółki Skarbu Państwa. PGE, Tauron, Energa i Enea łącznie odpisały niemal 2 mld zł utraconej wartości farm wiatrowych (mają ok. 20% udział w tym segmencie rynku). Większość z ich instalacji do współspalania biomasy stoi, rdzewieje i ─ jak mówił nam niedawnowno jeden z menadżerów dużej elektrowni ─ nie będzie się już wkrótce nadawała do ponownego uruchomienia. Balastem stał się także największy blok na biomasę na świecie, przejęty niedawno od francuskiego Engie przez Eneę. Tylko w 2016 roku państwowy Bank Ochrony Środowiska odpisał blisko 100 mln zł kredytów udzielonych na farmy wiatrowe, które są zagrożone, choć jak zapewniał nas w kuluarach Europejskiego Kongresu Gospodarczego Stanisław Kluza, prezes BOŚ, nadal są spłacane.

Co ciekawe inna państwowa spółka ─ poznańskie zakłady Cegielskiego ─ starają się przekuć tę sytuację w sukces. Jak tłumaczył niedawno w rozmowie z WysokieNapiecie.pl Wojciech Więcławek, prezes HCP, spółka chce zaproponować właścicielom farm wiatrowych usługi serwisowe i niewielkie modyfikacje turbin, zwiększające efektywność ich pracy. Całość ma obniżyć koszty, zwiększyć produktywność i pomóc inwestorom wyjść na prostą. Większość firm, w tym m.in. stocznie robiące maszty wiatraków, produkuje na eksport. W podobnym kierunku idą już nawet wytwórcy pelletu z biomasy.

Aukcje OZE nic już nie zmienią

Dalszy rozwój odnawialnych źródeł energii napędzać miały tzw. aukcje OZE, a więc nowy system wsparcia, oparty na gwarantowanych cenach odkupu „zielonej” energii. O jak najniższą cenę odkupu zadbać miał system aukcyjny. Niestety pierwsza aukcja OZE w grudniu 2016 roku padła ofiarą ataku hackerskiego i uniemożliwiła wielu inwestorom udział w niej. Następna odbędzie się z kolei dopiero pod koniec tego roku. Nawet jeżeli uda się ją przeprowadzić bez problemu, zwycięzcy aukcji będą mieć czas na wybudowanie elektrowni nawet do końca 2021 roku.

Czy realizacja rządowego celu ─ produkcji przynajmniej 19,13% energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych w 2020 roku jest wciąż realna?

O tym w dalszej części artykułu na portalu wysokienapiecie.pl

>>> Czytaj też: W Europie spadły ceny prądu. Po raz pierwszy od dekady