Czarnogórski MSZ w poniedziałek wręczył w związku z incydentem notę protestu rosyjskiemu ambasadorowi w Podgoricy Siergiejowi Gricajowi.

Vuković, prominentny deputowany Demokratycznej Partii Socjalistów (DPS), który leciał na międzynarodowe spotkanie na Białorusi, spędził noc z niedzieli na poniedziałek w strefie tranzytowej międzynarodowego lotniska Domodiedowo. Do Czarnogóry wrócił w poniedziałek. Oświadczył, że incydent miał podłoże polityczne. Dodał, że noc musiał spędzić w "niehumanitarnych warunkach - bez wody i toalety".

Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa wyjaśniła w poniedziałek po południu, że zakaz wjazdu do Rosji czarnogórskiego deputowanego jest związany z "antyrosyjskimi" - jak to określiła - sankcjami UE wobec Rosji, w tym o charakterze personalnym, do których przyłączyła się Czarnogóra.

"Zawsze twierdziliśmy, że rezerwujemy sobie prawo stosowania środków odwetowych na zasadzie wzajemności, jak jest to przyjęte w praktyce dyplomatycznej" - oświadczyła Zacharowa.

Reklama

Incydent może jeszcze bardziej popsuć stosunki między władzami w Podgoricy a Kremlem, który jest zdecydowanie przeciwny członkostwu Czarnogóry w NATO - zauważa Reuters.

Podgorica będzie 29. członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego już w czerwcu. Reuters przypomina, że Czarnogóra przyłączyła się do sankcji wobec Rosji wprowadzonych po zaanektowaniu przez nią ukraińskiego Krymu. Moskwa wciągnęła wówczas Podgoricę na listę krajów, wobec których zastosowała sankcje odwetowe - zakaz importu produktów żywnościowych.

Władze Czarnogóry, byłej jugosłowiańskiej republiki, liczącej 650 tys. mieszkańców, informowały w lutym, że mają dowody na to, iż rosyjscy agenci służb specjalnych byli zamieszani w spisek, którego celem miało być zabicie w październiku 2016 roku czarnogórskiego premiera Milo Djukanovicia. Rosja odrzuca oskarżenia, jakoby miała związek z próbą przewrotu w Czarnogórze. Rosja nie ingeruje w sprawy wewnętrzne innych państw - zapewniał wówczas rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. (PAP)

mmp/ kar/